"Dziękuję za wspomnienia" - Cecelia Ahern
źródło |
Tytuł: Dziękuję za wspomnienia
Tytuł oryginalny: Thanks for the Memories
Autor: Cecelia Ahern
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania na świecie: 2008 r.
Data wydania w Polsce: 02.06.2010 r.
Moja ocena: przeciętna (5/10)
Drogi Czytelniku, wyobraź sobie, że budzisz się z nowymi umiejętnościami - nagle mówisz biegle po włosku, znasz łacinę, historię architektury, zmieniają się Twoje upodobania kulinarne - zamiast sałatek zamawiasz w restauracji soczystego steka, mimo że wcześniej byś tego nie zrobił. Śnisz o wspomnieniach - nie swoich wspomnieniach. I co więcej - przychodzi Ci to naturalnie, bez zastanowienia. Dziwne, prawda? Taka sytuacja przytrafiła się głównej bohaterce powieści Cecelii Ahern "Dziękuję za wspomnienia" - Joyce. Doszło do tego w bardzo przykrych okolicznościach, które skutkowały u bohaterki transfuzją krwi - posiadła wszystkie opisane przeze mnie wyżej umiejętności. Po wyjściu ze szpitala spotyka pewnego mężczyznę i od tego momentu jej życie zmienia się o 180 stopni. Joyce usiłuje dowiedzieć się, dlaczego czuje się "inaczej", co na to wpłynęło i jaką rolę w tym wszystkim odgrywa tajemniczy mężczyzna.
"Dziękuję za wspomnienia" to moje trzecie spotkanie z twórczością Cecelii Ahern. Pierwsze - "P.S. Kocham Cię" było dość nieudane, powiem więcej - nie dokończyłam tej książki. Drugie - "Na końcu tęczy" było więcej, niż udane (z pewnością przeczytanie o nim na blogu). "Dziękuję za wspomnienia" to w mojej ocenie spotkanie średnio udane. Głównym bohaterom nie mam za wiele do zarzucenia, jednak nie będę ukrywać, gdy na horyzoncie pojawiał się ojciec głównej bohaterki, miałam ochotę powyrywać kartki (oczywiście tylko mentalnie, nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła!). Staruszek był strasznie irytujący. Irytująco irytujący, o ile mogę w ten sposób podkręcić jego irytującą naturę. I tak - świadomie przesadzam z użyciem tego słowa. Tak bardzo mnie denerwował swoim zachowaniem, że nawet nie zanotowałam jego imienia... Sama historia - ckliwie opisane "romansidło", raczej bez zaskakujących wydarzeń - niewymagająca lektura, nad którą nie trzeba się długo zastanawiać. Sam pomysł autorki ciekawy, bazujący na doświadczeniach osób po transplantacji, jednak odnoszę wrażenie, że można było go lepiej rozwinąć. Wydaje mi się, że autorka próbowała naśladować nieco Musso (to moje subiektywne spostrzeżenie, widzę pewne nawiązania do jego twórczości), lecz lepiej wychodzą jej historie, jak opisana w "Na końcu tęczy".
Książkę czytało mi się dość opornie. Co więcej - zupełnie nie idzie mi pisanie tej recenzji, co świadczy o tym, że i książka nie wywarła na mnie wrażenia. Ot, zwykła historia na naprawdę nudny wieczór. Zakończenie - na opak - znajduje się na początku, co bez wątpienia wpływa na odbiór samej lektury.
I nic więcej już chyba nie uda mi się napisać na jej temat.
"Dziękuję za wspomnienia" to moje trzecie spotkanie z twórczością Cecelii Ahern. Pierwsze - "P.S. Kocham Cię" było dość nieudane, powiem więcej - nie dokończyłam tej książki. Drugie - "Na końcu tęczy" było więcej, niż udane (z pewnością przeczytanie o nim na blogu). "Dziękuję za wspomnienia" to w mojej ocenie spotkanie średnio udane. Głównym bohaterom nie mam za wiele do zarzucenia, jednak nie będę ukrywać, gdy na horyzoncie pojawiał się ojciec głównej bohaterki, miałam ochotę powyrywać kartki (oczywiście tylko mentalnie, nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła!). Staruszek był strasznie irytujący. Irytująco irytujący, o ile mogę w ten sposób podkręcić jego irytującą naturę. I tak - świadomie przesadzam z użyciem tego słowa. Tak bardzo mnie denerwował swoim zachowaniem, że nawet nie zanotowałam jego imienia... Sama historia - ckliwie opisane "romansidło", raczej bez zaskakujących wydarzeń - niewymagająca lektura, nad którą nie trzeba się długo zastanawiać. Sam pomysł autorki ciekawy, bazujący na doświadczeniach osób po transplantacji, jednak odnoszę wrażenie, że można było go lepiej rozwinąć. Wydaje mi się, że autorka próbowała naśladować nieco Musso (to moje subiektywne spostrzeżenie, widzę pewne nawiązania do jego twórczości), lecz lepiej wychodzą jej historie, jak opisana w "Na końcu tęczy".
Książkę czytało mi się dość opornie. Co więcej - zupełnie nie idzie mi pisanie tej recenzji, co świadczy o tym, że i książka nie wywarła na mnie wrażenia. Ot, zwykła historia na naprawdę nudny wieczór. Zakończenie - na opak - znajduje się na początku, co bez wątpienia wpływa na odbiór samej lektury.
I nic więcej już chyba nie uda mi się napisać na jej temat.
Przeczytałam już jedną książkę autorki. Podoba mi się jej pióro więc może i tę pozycję przeczytam :)
OdpowiedzUsuńJa odnoszę wrażenie, że "pióro" autorki jest raz lepsze, raz gorsze (piszę to po przeczytaniu trzech jej książek)... Nie zmienia to faktu, że przyniosłam właśnie z biblioteki kolejną jej książkę :)
UsuńTej książki Ahern jeszcze nie czytałam. Ale na pewno nadrobię zaległości, chociaż Tobie nie przypadła do gustu.
OdpowiedzUsuńNawet nie tyle nie przypadła, co po prostu była dla mnie przeciętna. Jestem ciekawa Twoje opinii na jej temat :)
UsuńZnam autorkę z "Na końcu tęczy", ale tę pozycję raczej sobie odpuszczę :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Alpaka
A jak podobało Ci się "Na końcu tęczy"?
Usuń