Lustereczko, powiedz przecie - Alek Rogoziński
(Róża Krull na tropie, tom II)
Tytuł: Lustereczko, powiedz przecie
Autor: Alek Rogoziński
Wydawnictwo: Filia
Data premiery: 27 września 2017 r.
Seria: Róża Krull na tropie
Moja ocena: 9/10 (wybitna)
Na początek przedstawię Wam kilka faktów, towarzyszących mojej lekturze przedmiotowej pozycji. Przede wszystkim - przeczytałam ją jeszcze przed Międzynarodowymi Targami Książki w Krakowie. Po drugie, znałam wcześniej Alka jedynie via Internet i nie miałam przyjemności poznać go osobiście. Po trzecie - już wówczas był moim ulubionym polskim pisarzem. Po czwarte - pomimo kilometrowej kolejki podczas wspomnianych Targów Książki udało mi się doczłapać do stanowiska Wydawnictwa Filia, gdzie autor wraz z Magdaleną Witkiewicz podpisywali swoje książki. Po piąte - zamieniłam z nim tylko kilka zdań i nie wiem, czy to jest możliwe, ale uczucie "ulubionego polskiego pisarza" jakimś cudem się spotęgowało.
No i w takich okolicznościach chcę napisać obiektywnie, co myślę o "Lustereczku". Jak tego dokonać, nie narażając się na zarzut osobistego stosunku do autora, no jak?! (świntuchy - poskromcie swe myśli!)
Challenge jednak accepted! No to lecimy ;)
Dla przypomnienia - tutaj znajdziecie wpis na temat pierwszej części cyklu o Róży - klik. "Do trzech razy śmierć" podniosło wysoko poprzeczkę i myślałam, że autorowi ciężko będzie napisać coś, co spodoba mi się jeszcze bardziej... Przed lekturą "Lustereczka" czytałam opinie, że ta książka jest najlepszą w dorobku Alka. I wiecie co? Muszę się z tą opinią zgodzić.
Ale od początku. Róża - znana wszystkim i lubiana autorka (chciałoby się napisać - poczytnych :)) powieści kryminalnych - wspina się na drabinie społecznej - nowe mieszkanie w centrum Warszawy i gosposia Cecylia wynagradzają jej trudy związane z ciężką dolą pisarza. Kariera bohaterki nabiera chyba tempa, bo wydawca czeka na jej kolejną książkę...
Róża pisze zatem książkę i w wolnych chwilach oddaje się kontemplacji nowego otoczenia. Jej ulubionym zajęciem jest obserwowanie go z balkonu... Nie pytajcie, co widuje w oknie biurowca naprzeciwko. Dość, że pozwala jej to na dużą dawkę świeżego powietrza... I w takich właśnie okolicznościach nasza bohaterka zostaje świadkiem tragicznego wydarzenia. Okazuje się, że nieboszczyk (no bo któżże inny) był uczestnikiem imprezy Mister Polonia i właściwie pewniakiem, jeżeli chodzi o zdobycie tegoż tytułu... Pewna wizyta powoduje, że Róża chcąc nie chcąc (a właściwie bardziej chcąc) rozpoczyna własne śledztwo i w towarzystwie wiernej Betty i jeszcze bardziej wiernego Pepe próbuje rozwikłać zagadkę tajemniczej śmierci jednego z najprzystojniejszych mężczyzn Polski.
Autor na samym początku zaznacza, że właściwie wszystkie postacie, jakie występują w "Lustereczku" są wymyślone, poza Rafałem Maślakiem. Przyznać muszę, że wykorzystanie wizerunku dość znanej osoby jest interesującym zabiegiem dla czytelnika, a dla autora zapewne dodatkowo jeszcze bardzo trudnym zadaniem. Według mnie poradził on sobie świetnie, wplatając w fikcję tę dozę rzeczywistości - zarówno rola, jak i osoba Rafała Maślaka w tej historii nie są jednak w żadnej mierze ani przerysowane, ani zbytnio wyeksponowane, czego chyba podświadomie się spodziewałam i jednocześnie obawiałam. W książce znajdziemy także wiele odniesień do znanych nam i lubianych (bądź też nie) postaci, jak choćby Magdy Gessler, Matta Bomera (<3), Remigiusza Mroza, czy samego autora (te kilometrowe kolejki na Targach Książki nie świadczą przecież o fejmie, ani troszeczkę... ;)), jak również "sparafrazowane" odniesienia do znanej polskim czytelnikom rzeczywistości.
Co do głównej bohaterki i jej pobratymców - nie utracili oni swojego charakteru i tej iskry, jaką zaprezentował swoim czytelnikom autor w pierwszym tomie serii "Róża Krull na tropie". Ich wzajemne relacje, dialogi i myśli tworzą ten humor, o jakim mówi się w odniesieniu do Alka Rogozińskiego jako księcia komedii kryminalnej. Tego nie da się właściwie opisać słowami - aby tego doświadczyć, trzeba po prostu przeczytać którąś z jego książek :) Mi tego rodzaju humor bardzo odpowiada, choć zdaję sobie sprawę, że komedie kryminalne nie wszystkim pasują - ja jednak zdecydowanie jestem w targecie twórczości autora :)
Narracja, jak przy wcześniejszym tomie, poprowadzona została kilkutorowo, co dodatkowo wprowadza czytelnika w słodką dezorientację - oprócz prób podjętych celem rozwikłania zagadki, głowi się on, z czyjej perspektywy napisanych jest kilka rozdziałów, a przecież zdecydowanie jest to ktoś uwikłany po same pachy w genezie tego całego nieszczęścia, które próbuje rozwikłać Róża. Oczywiście wszystko na końcu zostaje pięknie wyjaśnione, co się jednak czytelnik namęczy, to jego ;) Akcja toczy się chyżo, autor jest konsekwentny w budowaniu historii i łączeniu wątków, a jego styl pisania jest niczym miód na moje naznaczone sformalizowanym językiem serce. Finał historii - co wprawniejsi czytelnicy pewnie szybko doszli co i jak, ja jednak pozwoliłam przyjemności z czytania po prostu rozlewać się po mojej skołatanej mózgownicy :) Wszystko powyższe plus pomysł na fabułę spowodowało, że ta część podobała mi się bardziej od pierwszego tomu. Skoro tendencja jest zwyżkowa, wszystko wskazuje na to, że przy trzecim tomie (kiedy? kiedy?) autor powinien przejść samego siebie, a przy czwartym zatrudnić swoje drugie ja do pisania :)
Wzbraniałam się przed lekturą tej książki, bo wiedziałam, że jej jedyną wadą będzie to, że szybko się skończy... No i się nie pomyliłam. Alek po prostu świetnie pisze i tyle. Na półce już czeka "Pudełko z marzeniami" - jedna z targowych zdobyczy i nie wiem, jak długo wytrzymam, zanim się zabiorę za tę książkę... Najpierw jednak planuję przeczytać "Ósmy cud świata" Magdaleny Witkiewicz, żeby poznać się z autorką i móc zabawić się w zgadywankę, kto co pisał :)
"Lustereczko..." to gwarancja świetnie spędzonego czasu w doborowym towarzystwie. Autor jest szalenie spostrzegawczą osobą i wykorzystuje tę umiejętność przy kreowaniu swoich bohaterów i ich wzajemnych relacji. Różę i jej ekipę (#teamróża :D) po prostu uwielbiam, a ich przekomarzanki są po prostu genialne (jak posłuchałam rozmów toczących się pomiędzy autorem a Magdaleną Witkiewicz, to chyba nie powinnam się zastanawiać, skąd czerpie on inspiracje :)).
I teraz apel do Alka - proszę jak najszybciej o następną książkę. Myślę, że w imieniu wielu czytelników :)
Mam nadzieję, że udało mi się zachować obiektywizm... Co myślicie? I co sądzicie o twórczości Alka Rogozińskiego? Dajcie znać w komentarzach!
Challenge jednak accepted! No to lecimy ;)
Dla przypomnienia - tutaj znajdziecie wpis na temat pierwszej części cyklu o Róży - klik. "Do trzech razy śmierć" podniosło wysoko poprzeczkę i myślałam, że autorowi ciężko będzie napisać coś, co spodoba mi się jeszcze bardziej... Przed lekturą "Lustereczka" czytałam opinie, że ta książka jest najlepszą w dorobku Alka. I wiecie co? Muszę się z tą opinią zgodzić.
Ale od początku. Róża - znana wszystkim i lubiana autorka (chciałoby się napisać - poczytnych :)) powieści kryminalnych - wspina się na drabinie społecznej - nowe mieszkanie w centrum Warszawy i gosposia Cecylia wynagradzają jej trudy związane z ciężką dolą pisarza. Kariera bohaterki nabiera chyba tempa, bo wydawca czeka na jej kolejną książkę...
- I ty to widzisz z takiej odległości? - zdziwił się Pepe. - Czy tylko sobie wyobrażasz? Przecież dzieli was kilkadziesiąt metrów, o ile nie więcej. Chyba że specjalnie na tę okazję kupiłaś lornetkę, ale wtedy nie tylko straż miejska, ale i ja zacznę cię podejrzewać o zaburzenia psychiczne...- Jeszcze nie zwariowałam - fuknęła Róża. - Pewnie to kompilacja tego, co widzę, i tego, co podsuwa mi wyobraźnia, ale i tak lubię na niego patrzeć. Tym bardziej, że wciąż nie dowieźli mi telewizora i nie mam co robić!- Myślę, że twój wydawca nie podzieliłby tej opinii. Przypomnij mi łaskawie, na kiedy obiecałaś mu oddać nową książkę?- Na koniec przyszłego miesiąca. To jeszcze sporo czasu!- I będzie tak jak zawsze - zawyrokował Pepe. - Panika, histeria, depresja, rozpacz, pisanie po kilkanaście godzin dziennie, wyciskanie siódmych potów, a potem lament i jęki, że popsuł ci się kręgosłup szyjny. Klasyka.
Róża pisze zatem książkę i w wolnych chwilach oddaje się kontemplacji nowego otoczenia. Jej ulubionym zajęciem jest obserwowanie go z balkonu... Nie pytajcie, co widuje w oknie biurowca naprzeciwko. Dość, że pozwala jej to na dużą dawkę świeżego powietrza... I w takich właśnie okolicznościach nasza bohaterka zostaje świadkiem tragicznego wydarzenia. Okazuje się, że nieboszczyk (no bo któżże inny) był uczestnikiem imprezy Mister Polonia i właściwie pewniakiem, jeżeli chodzi o zdobycie tegoż tytułu... Pewna wizyta powoduje, że Róża chcąc nie chcąc (a właściwie bardziej chcąc) rozpoczyna własne śledztwo i w towarzystwie wiernej Betty i jeszcze bardziej wiernego Pepe próbuje rozwikłać zagadkę tajemniczej śmierci jednego z najprzystojniejszych mężczyzn Polski.
Autor na samym początku zaznacza, że właściwie wszystkie postacie, jakie występują w "Lustereczku" są wymyślone, poza Rafałem Maślakiem. Przyznać muszę, że wykorzystanie wizerunku dość znanej osoby jest interesującym zabiegiem dla czytelnika, a dla autora zapewne dodatkowo jeszcze bardzo trudnym zadaniem. Według mnie poradził on sobie świetnie, wplatając w fikcję tę dozę rzeczywistości - zarówno rola, jak i osoba Rafała Maślaka w tej historii nie są jednak w żadnej mierze ani przerysowane, ani zbytnio wyeksponowane, czego chyba podświadomie się spodziewałam i jednocześnie obawiałam. W książce znajdziemy także wiele odniesień do znanych nam i lubianych (bądź też nie) postaci, jak choćby Magdy Gessler, Matta Bomera (<3), Remigiusza Mroza, czy samego autora (te kilometrowe kolejki na Targach Książki nie świadczą przecież o fejmie, ani troszeczkę... ;)), jak również "sparafrazowane" odniesienia do znanej polskim czytelnikom rzeczywistości.
Ostatnio przeczytałam jednym ciągiem dwanaście nowych książek Remigiusza Mroza i mam pobudzony zmysł łowiecki niczym ogar albo inny wyżeł. - Ania się uśmiechnęła.
- Róża postanowiła urządzić przyjęcie niespodziankę. Zaprosiła część rodziny i spisała po kryjomu z jej kalendarzyka jakieś znajome i przyjaciółki. A przynajmniej tak jej się wydawało. Traf chciał, że w tym samym czasie została druhną na ślubie BC Lamer i przygotowywała dla niej wieczorek panieński. Znasz ją? To ta młoda pisarka, która ma w powieściach więcej opisów stosunków, niż Wisłocka w Sztuce kochania.
- Co to za maź? - zapytała Róża, patrząc z odrazą na zbliżający się do jej twarzy wacik z czymś przypominającym zaprawę murarską.- Dwa wymieszane podkłady - powiedział Mario. - Użyłbym jednego, ale obawiam się, że po tylu latach zaniedbań, okazałby się niewystarczający.- Zaniedbań?! - Pisarka usiłowała zabić go wzrokiem. - Jak śmiesz! Dbam o cerę i malować też się potrafię bez niczyjej pomocy.- Kochanie, Florence Foster Jenkins też była pewna, że umie śpiewać, a Rogoziński uważa, że pisze zabawne książki - powiedział stanowczo Mario, rozmazując jej po twarzy zawartość wacika.
Co do głównej bohaterki i jej pobratymców - nie utracili oni swojego charakteru i tej iskry, jaką zaprezentował swoim czytelnikom autor w pierwszym tomie serii "Róża Krull na tropie". Ich wzajemne relacje, dialogi i myśli tworzą ten humor, o jakim mówi się w odniesieniu do Alka Rogozińskiego jako księcia komedii kryminalnej. Tego nie da się właściwie opisać słowami - aby tego doświadczyć, trzeba po prostu przeczytać którąś z jego książek :) Mi tego rodzaju humor bardzo odpowiada, choć zdaję sobie sprawę, że komedie kryminalne nie wszystkim pasują - ja jednak zdecydowanie jestem w targecie twórczości autora :)
Narracja, jak przy wcześniejszym tomie, poprowadzona została kilkutorowo, co dodatkowo wprowadza czytelnika w słodką dezorientację - oprócz prób podjętych celem rozwikłania zagadki, głowi się on, z czyjej perspektywy napisanych jest kilka rozdziałów, a przecież zdecydowanie jest to ktoś uwikłany po same pachy w genezie tego całego nieszczęścia, które próbuje rozwikłać Róża. Oczywiście wszystko na końcu zostaje pięknie wyjaśnione, co się jednak czytelnik namęczy, to jego ;) Akcja toczy się chyżo, autor jest konsekwentny w budowaniu historii i łączeniu wątków, a jego styl pisania jest niczym miód na moje naznaczone sformalizowanym językiem serce. Finał historii - co wprawniejsi czytelnicy pewnie szybko doszli co i jak, ja jednak pozwoliłam przyjemności z czytania po prostu rozlewać się po mojej skołatanej mózgownicy :) Wszystko powyższe plus pomysł na fabułę spowodowało, że ta część podobała mi się bardziej od pierwszego tomu. Skoro tendencja jest zwyżkowa, wszystko wskazuje na to, że przy trzecim tomie (kiedy? kiedy?) autor powinien przejść samego siebie, a przy czwartym zatrudnić swoje drugie ja do pisania :)
Wzbraniałam się przed lekturą tej książki, bo wiedziałam, że jej jedyną wadą będzie to, że szybko się skończy... No i się nie pomyliłam. Alek po prostu świetnie pisze i tyle. Na półce już czeka "Pudełko z marzeniami" - jedna z targowych zdobyczy i nie wiem, jak długo wytrzymam, zanim się zabiorę za tę książkę... Najpierw jednak planuję przeczytać "Ósmy cud świata" Magdaleny Witkiewicz, żeby poznać się z autorką i móc zabawić się w zgadywankę, kto co pisał :)
"Lustereczko..." to gwarancja świetnie spędzonego czasu w doborowym towarzystwie. Autor jest szalenie spostrzegawczą osobą i wykorzystuje tę umiejętność przy kreowaniu swoich bohaterów i ich wzajemnych relacji. Różę i jej ekipę (#teamróża :D) po prostu uwielbiam, a ich przekomarzanki są po prostu genialne (jak posłuchałam rozmów toczących się pomiędzy autorem a Magdaleną Witkiewicz, to chyba nie powinnam się zastanawiać, skąd czerpie on inspiracje :)).
I teraz apel do Alka - proszę jak najszybciej o następną książkę. Myślę, że w imieniu wielu czytelników :)
Mam nadzieję, że udało mi się zachować obiektywizm... Co myślicie? I co sądzicie o twórczości Alka Rogozińskiego? Dajcie znać w komentarzach!
Za możliwość przeczytania "Lustereczka..." serdecznie dziękuję autorowi.
Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam bo polskie.