Antykwariat spełnionych marzeń - Dorota Gąsiorowska
Tytuł: Antykwariat spełnionych marzeń
Autor: Dorota Gąsiorowska
Wydawnictwo: Znak Literanova
Data premiery: 12 kwietnia 2017 r.
Moja ocena: 5/10 (przeciętna)
"Antykwariat spełnionych marzeń" jest moim drugim spotkaniem z twórczością Doroty Gąsiorowskiej - jej "Obietnica Łucji" zrobiła na mnie duże wrażenie i dlatego tym bardziej z niecierpliwością wyczekiwałam momentu, w którym zasiądę do lektury nowej powieści autorki. Okładka i tym razem mnie oczarowała, a tytuł obiecywał mile spędzony czas. Z jednej strony się nie zawiodłam, bo Dorota Gąsiorowska znów zaprosiła czytelnika do interesującego, stworzonego przez nią świata, jednak z drugiej strony było w tej historii kilka elementów, które spowodowały mały tudzież większy zgrzyt w odbiorze tej książki.
Słowa, nieważne, wypowiedziane czy zapisane, mają wielką moc. Potrafią niszczyć lub budować. Mogą cię utulić lub zaciągnąć na dno rozpaczy.
Zacznę może od tego, że autorka posiada niezwykły dar malowania rzeczywistości. Pięknie czaruje słowem, tworzy atmosferę tajemniczości, intryguje i zachęca do przewracania kolejnych kartek. Wiele czasu poświęca na opisy rzeczywistości, co niektórych może denerwować, bo np. niekoniecznie musi wiedzieć, że bohaterka, zanim usiądzie do stołu, idzie umyć ręce, uprzednio oznajmiwszy to swojemu towarzyszowi. Zrozumiem też, jeśli ktoś powie, że znudziły go dwustronicowe opisy pomieszczeń z dokładną genezą każdego mebla. Autorka jednak niewątpliwie ma w tym swój cel, choćby jak najdokładniejsze przedstawienie każdej z postaci - ich charakterów i przyzwyczajeń. A bohaterów w niniejszej książce mamy naprawdę różnych. Jest oczywiście główna bohaterka Emila - 26-letnia dziewczyna po polonistyce, pracująca w antykwariacie pana Franciszka przy ulicy Siennej w Krakowie - dość staromodna, jak na czas, w którym przyszło jej żyć. Jej matka Lili - kobieta "w sile wieku", która nie potrafi za bardzo pogodzić się z upływającym czasem i która sama otwarcie przyznaje, że nie była gotowa na urodzenie Emilii. Wspomniany wcześniej pan Franciszek, który "z dziada, pradziada" prowadzi antykwariat, będący całym jego światem i który przed kilkoma laty pożegnał ukochaną żonę Zosię. Róża i Janek - macocha i ojciec Emilii, mieszkający w maleńkiej wsi nad morzem, która okazała się być ostoją i schronieniem dla głównej bohaterki. Są także Mikołaj, Szymon i Grześ - męskie trio, którego nie będę tutaj przedstawiać, żeby Was zaintrygować :) W książce przejawia się również Iga - przyjaciółka Emilii, do której pan Franciszek nie jest przychylnie nastawiony i czego nota bene nie ukrywa.
Cała akcja książki dzieje się w Krakowie i okazjonalnie w Modrzewiowej - wsi, w której mieszkają Róża i Janek. Autorka pięknie oddaje krakowski i nadmorski klimat, aż chciałoby się usiąść na krakowskim rynku z pyszną kawą, czy pospacerować wraz z Emilią po plaży. Pomysł na fabułę jest interesujący, jednak odnoszę wrażenie, że jego opis z okładki a to, co wychodzi na pierwszy plan podczas lektury to jednak dwie zupełnie różne sprawy. Otóż na okładce czytamy, że pewnego dnia w życiu Emilii pojawia się tajemniczy Szymon. Pełne uniesień chwile nie dają o sobie zapomnieć, ale los ma dla Emilii również inne niespodzianki. Okazuje się, że ludzie, których od dawna zna i kocha, skrywają mroczne tajemnice. Gdy Emilia zaczyna się gubić w ich labiryncie, dostaje od losu cenny dar. Książkę, która przechodząc z rąk do rąk, zmienia życie tych, którzy zajrzeli w jej karty. Pomyślałam więc sobie, że "Antykwariat spełnionych marzeń" będzie w głównej mierze o tajemniczej książce i to właśnie ona będzie jakby motywem przewodnim, spajającym całą fabułę. Tymczasem główna bohaterka otrzymuje wspomnianą książkę już na samym początku wydarzeń - była to ulubiona książka zmarłej Zofii, z którą ta praktycznie nigdy od wielu lat się nie rozstawała. Emilia dopiero później poznaje Szymona i właściwie od tego momentu zaczynają wokół głównej bohaterki dziać się dziwne rzeczy. Jej przyjaciółka myśli, że oddaje Emilii przysługę, robiąc za jej plecami pewną rzecz, ojciec trafia do szpitala, macocha zaczyna się zachowywać zupełnie nietypowo, matka spotyka się ze znacznie młodszym mężczyzną no i pojawia się Mikołaj. I Szymon. Szymon, który przez całą książkę pojawia się i znika. Tak samo, jak Róża - bez żadnych wyjaśnień. Wprawdzie wszystko na końcu wskakuje na swoje miejsce, jednak irracjonalne zachowanie tych bohaterów lekko mnie irytowało - tak samo jak właściwie niewytłumaczona niechęć pana Franciszka do Igi (którą pan Franciszek wręcz emanował). Niestety te elementy spowodowały mały zgrzyt w odbiorze "Antykwariatu spełnionych marzeń".
Wracając natomiast do tajemniczej książki - ona raczej zepchnięta została na dalszy plan. Nie przechodzi ona z rąk do rąk, jak opisuje okładka - raz została podarowana Emilii, która przez przypadek zostawiła ją w domu ojca w Modrzewiowej i została przeczytana (?) przez Różę. Moje wyobrażenie o "wędrującej książce", która przekazywana z rąk do rąk zmienia życie bohaterów, było chyba więc zbyt daleko idące. Wprawdzie została ona opisana w pewien mistyczny sposób, jednak zupełnie nie odniosłam wrażenia, by była ona jakąś szczególną książką - tyle co Zofia nigdy się z nią nie rozstawała, co określiło ją jako swego rodzaju przedmiot kultu.
Ale zaraz zaraz - tyle już napisałam o "Antykwariacie spełnionych marzeń", jednak właściwie słowem nie wspomniałam o fabule tej pozycji, prawda? No właśnie - bo to nie jest aż tak oczywiste. Jakby się tak zastanowić, książka porusza wiele tematów - rozbitej rodziny, nieumiejętnego rodzicielstwa, radzenia sobie po utracie bliskiej nam osoby, niepogodzenia się z upływającym czasem, starości, demonów powracających z przeszłości, trudnej przyjaźni, II wojny światowej, szukania własnego miejsca na świecie... Jak widzicie są to dość ciężkie tematy i jak dla mnie trochę za wiele z nich zostało poruszonych w tej książce. Sprawiło to, że po lekturze "Antykwariatu spełnionych marzeń" zupełnie nie odczułam swego rodzaju pociechy, że mimo wszystko na końcu losy bohaterów się prostują, lecz byłam przytłoczona ilością nagromadzonych problemów.
Jak widzicie, ostatecznie "Antykwariat spełnionych marzeń" uplasował się w środku mojej skali ocen. Autorka miała ciekawy pomysł na fabułę, jednak jej zapowiedź nieco minęła się z rzeczywistością. Gatunek poruszanych problemów i ich ilość spowodowały, że z ulgą odłożyłam tę książkę na półkę.
Być może moje wyobrażenie o tej książce mnie zgubiło i miałam po prostu zbyt wysokie oczekiwania względem tej pozycji... A jak jest z Wami? Czytaliście "Antykwariat spełnionych marzeń"? Może macie inne odczucia po lekturze tej książki? Podzielcie się proszę ze mną swoją opinią :)
Wracając natomiast do tajemniczej książki - ona raczej zepchnięta została na dalszy plan. Nie przechodzi ona z rąk do rąk, jak opisuje okładka - raz została podarowana Emilii, która przez przypadek zostawiła ją w domu ojca w Modrzewiowej i została przeczytana (?) przez Różę. Moje wyobrażenie o "wędrującej książce", która przekazywana z rąk do rąk zmienia życie bohaterów, było chyba więc zbyt daleko idące. Wprawdzie została ona opisana w pewien mistyczny sposób, jednak zupełnie nie odniosłam wrażenia, by była ona jakąś szczególną książką - tyle co Zofia nigdy się z nią nie rozstawała, co określiło ją jako swego rodzaju przedmiot kultu.
Ale zaraz zaraz - tyle już napisałam o "Antykwariacie spełnionych marzeń", jednak właściwie słowem nie wspomniałam o fabule tej pozycji, prawda? No właśnie - bo to nie jest aż tak oczywiste. Jakby się tak zastanowić, książka porusza wiele tematów - rozbitej rodziny, nieumiejętnego rodzicielstwa, radzenia sobie po utracie bliskiej nam osoby, niepogodzenia się z upływającym czasem, starości, demonów powracających z przeszłości, trudnej przyjaźni, II wojny światowej, szukania własnego miejsca na świecie... Jak widzicie są to dość ciężkie tematy i jak dla mnie trochę za wiele z nich zostało poruszonych w tej książce. Sprawiło to, że po lekturze "Antykwariatu spełnionych marzeń" zupełnie nie odczułam swego rodzaju pociechy, że mimo wszystko na końcu losy bohaterów się prostują, lecz byłam przytłoczona ilością nagromadzonych problemów.
Jak widzicie, ostatecznie "Antykwariat spełnionych marzeń" uplasował się w środku mojej skali ocen. Autorka miała ciekawy pomysł na fabułę, jednak jej zapowiedź nieco minęła się z rzeczywistością. Gatunek poruszanych problemów i ich ilość spowodowały, że z ulgą odłożyłam tę książkę na półkę.
Być może moje wyobrażenie o tej książce mnie zgubiło i miałam po prostu zbyt wysokie oczekiwania względem tej pozycji... A jak jest z Wami? Czytaliście "Antykwariat spełnionych marzeń"? Może macie inne odczucia po lekturze tej książki? Podzielcie się proszę ze mną swoją opinią :)
Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova.
Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam, bo polskie.