środa, 27 grudnia 2017

Brulion zabaw na święta

Brulion zabaw na święta
Brulion zabaw na święta


Jak często zdarza nam się wracać do gier, które z powodzeniem wypełniały nasz wolny czas w dzieciństwie? Umiemy jeszcze ruszyć głową i spróbować wytężyć wyobraźnię? Przede wszystkim - czy nam się chce to robić? W dzisiejszych czasach często brak nam chęci, by w ten właśnie sposób spędzić czas ze swoimi najbliższymi, czy z samym sobą. A tutaj proszę - mamy gotowe rozwiązanie, nawet dla leniuszków, dla których rozrysowanie tabelek do "Państwa, miasta" to zbyt duże wyzwanie :) 

"Brulion zabaw na święta" zawiera wiele propozycji spędzenia wolnego czasu w oderwaniu od ekranu komputera czy telefonu. Nie tylko gry ("Państwa, miasta", "Piłkarzyki", "Smok", czy "Kartofel"), ale również zabawy rysunkowe. Nauczymy się rysować bałwana, Mikołaja, czy renifera :) Z takich rysunkowych najbardziej spodobało mi się rysowanie Mikołaja - na jednej karcie znajdziemy propozycje, jak mają wyglądać jego oczy, nos, broda itp., wybieramy poszczególne "elementy" i na drugiej stronie tworzymy nasz portret :) 




Przy okazji "Brulionu zabaw na święta" okazało się, że mój mąż nie zna połowy gier, w jakie grałam w dzieciństwie - np. "Piłkarzyków", czy "Łapki" :D Nie zmienia to jednak faktu, że spędziliśmy kilka wesołych wieczorów, grając w "Państwa, miasta" i "Smoka" - a po kilku głębszych wychodziły nam dość interesujące historie, które raczej nie nadają się na ich przytaczanie :) Brulion zainspirował nas także do rodzinnego zagrania w "Państwa, miasta" w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia - nie wiedziałam, że można grać w tę grę w pięć osób... Nie muszę chyba dodawać, że była to niesamowita alternatywa dla wgapiania się w ekran telewizora podczas konsumowania świątecznych potraw :)

Wydawać by się mogło, że zupełnie bez sensu jest gromadzić w jednym zeszycie właściwie gotowe plansze do gier, w które z powodzeniem można zagrać bez tego typu bajerów. Ale pomyślcie - czy nie jest to impuls po prostu do spędzenia wolnego czasu w towarzystwie najbliższych nam osób z kartką papieru i długopisem? Leży sobie taki brulion, zerkasz na niego kątem oka i bach - wieczorem winko, jutubowe hity, druga osoba i gra, przy której można świetnie spędzić czas.

Często nam się po prostu nie chce - a tutaj mamy gotowe rozwiązanie, wystarczy usiąść i zagrać :)

Ja jestem zachwycona "Brulionem zabaw na święta" i z pewnością sięgnę po inne propozycje z tej serii. 

A Wy jak spędzacie wolny czas? Nie da się uciec od wirtualnego świata, ale czy umiecie się z niego wylogować?


Za brulion serdecznie dziękuję Wydawnictwu Wilga.



czwartek, 21 grudnia 2017

Pudełko z marzeniami - Alek Rogoziński, Magdalena Witkiewicz

Pudełko z marzeniami - Alek Rogoziński, Magdalena Witkiewicz
Pudełko z marzeniami - Alek Rogoziński, 
Magdalena Witkiewicz


Tytuł: Pudełko z marzeniami
Autor: Alek Rogoziński, Magdalena Witkiewicz
Wydawnictwo: Filia
Premiera: 8 listopada 2017 r.

Moja ocena: 5/10 (przeciętna)

Uwielbiam twórczość Alka, no ale każdy, kto odwiedza Zakątek, doskonale o tym wie. Dlatego oczywistym było, że sięgnę po kolejną pozycję, która wyjdzie spod jego pióra, niezależnie od tego, czy będzie ona napisana solo, czy w duecie. Jak tylko gruchnęła wieść, że Alek Rogoziński i Magdalena Witkiewicz wydają wspólnie książkę, (a szum się zrobił niemal w całej blogosferze książkowej), to wiadomym było, że po nią sięgnę. Premiera została zaplanowana na 8 listopada 2017 r., a jako, że udało mi się w tym roku odwiedzić Targi Książki w Krakowie, to nie dość, żeśmy sobie z autorami pogawędzili i zdjęcia porobili, to jeszcze Pudełko okazało się być w przedpremierowej sprzedaży. Małżonek mój dobry chłop, nie dość, że uczynił zadość mym pudełkowym zachciankom, to jeszcze nabył drogą kupna Ósmy cud świata Magdaleny Witkiewicz, coby spragniona wrażeń żona zapoznała się z twórczością autorki przed lekturą tegoż cuda, które wyszło ze wspólnej pracy Specjalistki od szczęśliwych zakończeń i Księcia Komedii Kryminalnej.

W okolicy premiery jak grzyby po deszcze zaczęły się ukazywać pudełkowe recenzje - konsekwentnie omijałam każdy post traktujący o tej książce, gdyż chciałam zostawić sobie przyjemność z lektury na czas okołoświąteczny, zachęcona "najzabawniejszą świąteczną komedią romantyczną" na tylnej okładce, no i z obawy przed spoilerami. Jedyne, co wiedziałam o treści to to, że główna bohaterka ma na imię Malwina - no nareszcie to piękne imię nosi bohaterka jakiejś książki! I to takiej, której współautorem jest mój ulubiony pisarz :) No więc w miniony weekend, pomiędzy jednym spotkaniem wigilijnym a drugim i trzecim (powinnam chyba napisać tszeacim :D), zasiadłam do wyczekanej lektury Pudełka.

Po tym jakże przydługim wstępie pewnie oczekujecie na jakiś boom, na ochy i achy i w ogóle, jaka ta książka jest fantastyczna, przecież z TAKIEGO duetu nie mogło wyjść fiasko. No fiasko może nie, ale wiecie... Odrobinę rozczarowałam się tą lekturą.

Miało być śmiesznie i świątecznie, a ani razu nie parsknęłam śmiechem (choć przyznam, że wiele razy uśmiechnęłam się pod nosem), a o świętach w tej książce traktuje jedynie kilka kartek.

W tym miejscu lojalnie uprzedzam, że jeżeli jesteś jeszcze przed pudełkową lekturą, to nie czytaj dalej tego postu, bowiem zawierać będzie spoilery. Także czytasz dalej moje słowa na własną odpowiedzialność. 

Odnośnie do fabuły - losy Malwiny i Michała krzyżują się w Miasteczku, gdzie ona miała zacząć nowe życie u boku ukochanego, który ostatecznie dał nogę i zostawił ją samą z nowozakupioną restauracją, a on szuka tajemniczego skarbu, o którym majaczyła na łożu śmierci jego ciotka bodajże. Ów skarb miał się znajdować pod jakąś kapliczką, a tak się składa, że w piwnicy restauracji Malwiny znajduje się takowa, w której święty Ekspedyt, podniszczony nieco zębem czasu, spełnia podobnoż marzenia. W całej tej historii biorą udział także pani Wiesia i babcia Janinka, które (jak to starsze panie) mają swoje już za uszami i razem z małym Kamilem i Kalinką mieszają w życiu głównych bohaterów. O, jest jeszcze Rozalia, bliźniaczka Malwiny, która gra główne skrzypce pod sam koniec tej historii.

Książkę - jak można było się spodziewać - czyta się szybko. Bez problemu można rozróżnić, które partie należą do Alka, a które do pani Magdy (tak tak, przeczytałam Ósmy cud świata przed lekturą Pudełka z marzeniami). I - cóż za zaskoczenie :) - alkowe partie pełne są słownego humoru, z którego Książę słynie, natomiast pani Magdy - swoistej retrospekcji i zadumy. Co mi przeszkadzało już na początku - historia Malwiny pokazywana jest z jakby z "teraz"  i "wcześniej", a w międzyczasie narrację prowadzi także Michał. I nie wiadomo, czy Michał jest z "teraz", czy z "wcześniej". Było to dość mylące i dopiero koło setnej strony umiejscowiłam sobie historie obojga bohaterów w czasie. W książce tak w ogóle często pojawiają się zaburzenia czasoprzestrzeni, np. w połowie grudnia Rozalia przyłapuje swojego faceta na zdradzie, a na początku stycznia okazuje się, że ta zdrada miała miejsce dwa miesiące wcześniej. A Walentynki są dwa miesiące po początku stycznia. Niby nic wielkiego, ale obok błędów redakcyjnych i jednym logicznym (gdy okazuje się, że Malwina rozmawia z Malwiną - czy to może jakaś wpadka redakcyjna jednak?) pozostawia w czytelniku dziwne uczucie, że coś poszło nie tak...




Co więcej - czuję niedosyt w związku z okolicznością, że nie została przedstawiona reakcja Michała na odnaleziony skarb. Poznajemy tę stronę historii od strony pani Wiesi... Po tym, jak Michał nie ustępował w poszukiwaniach, wręcz dziwi nawet brak zdania z jego strony na ten temat.  Tak samo, jak brak jakiegokolwiek odniesienia do jego reakcji na widok Rozalii - Michał widzi po raz pierwszy Rozalię i nie dziwi go, że Malwina jakby się "wyuzdała", że tak rzeknę ;) Wydawałoby się, że powinna to być naturalna reakcja każdego człowieka w takiej sytuacji, która mogłaby pociągnąć za sobą całkiem interesujący wątek pełen pomyłek, aczkolwiek potencjał ten pozostał niewykorzystany.

Niestety nie poczułam także tak reklamowanego świątecznego klimatu :( Historia może i jest taka trochę baśniowa (o czym za chwilę), ale no zupełnie bez zapachu pierników i żywej choinki... Same Święta zostały opowiedziane dosłownie na kilku kartkach, a miałam trochę nadzieję na takie Love, actually, czy już z naszego rodzimego podwórka Listy do M., lecz w wersji papierowej. Co do baśniowości - bo to nie jest tak, że ta książka zupełnie nie przypadła mi do gustu (być może moje oczekiwania były zbyt duże) - bardzo potrzebny chyba w dzisiejszych czasach motyw spełniania marzeń podbił moje serce. Tytułowe pudełko z marzeniami stoi w restauracji Malwiny (a tak swoją drogą, czy ona ma jakąś nazwę, czy to jest bliżej-nieokreślona-ale-bardzo-dobra-restauracja, bo nie kojarzę, by w książce padła jej nazwa?), gdzie każdy gość może wrzucić karteczkę z wypisanym marzeniem. I ono się spełnia, bowiem święty Ekspedyt nad tym czuwa :) Czasem potrzebuje odrobiny pomocy dobrych ludzi, a czasem wystarczą jego własne moce :) A prawda jest taka, że ludzie potrzebują happy endów, choćby w książkach, by móc podnieść się na duchu, gdy życie uwiera. W Pudełku z marzeniami mamy kilka szczęśliwych zakończeń - niektórym dopomógł los, tudzież święty Ekspedyt , a innym Kamil z Kalinką :) Można się ich było spodziewać, tak samo, jak przebiegu fabuły, ale czy przewidywalność nie jest czasem atutem książki? Autorzy sprawnie lawirują pomiędzy poruszonymi wątkami, przedstawiając losy wszystkich bohaterów raz z perspektywy Malwiny, a raz Michała (jak dla mnie to najlepszy sposób narracji), choć czasem pojawia się też narrator wszystkowiedzący, ukazujący losy Rozalii, czy pani Wiesi. Czytelnik ma także kompleksowy pogląd na zaistniałe wydarzenia i nic nie jest w stanie mu umknąć. 

Niewątpliwie Święta Bożego Narodzenia to czas zadumy i refleksji nad własnym życiem, a w Pudełku z marzeniami poruszane są i takie tematy (choćby epizodycznie), które pozwalają nam inaczej spojrzeć na otaczających nas ludzi a i dać impuls do bycia lepszym - dla siebie i innych. Cuda się przecież zdarzają, nie tylko w filmach, czy książkach. 

Każdy z nas powinien mieć własne pudełko z marzeniami - tak, by móc każdemu z nich przypisać jakiś termin ważności... Bo czymże jest życie bez marzeń? Bez ich realizacji? 

Jak widzicie pewne kwestie spowodowały, że nieco rozczarowałam się lekturą "Pudełka z marzeniami", co zupełnie nie oznacza, że ta książka jest kiepska. Prawdopodobnie postawiłam jej zbyt wysoko poprzeczkę po "Lustereczko, powiedz przecie", choć powinnam pamiętać, że ta powstała ze współpracy dwóch osób, z których zapewne każda miała swoją wizję i być może coś po prostu nie zaskoczyło w pewnych momentach. 

A jak jest z Wami? Dajcie znać, co sądzicie o "Pudełku z marzeniami", czekam na Wasze komentarze!


PS Ja ciągle oferuję konsultacje pod kątem prawnym... :P W Kodeksie karnym są artykuły, paragrafy to ich mniejsze jednostki ;)


Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam, bo polskie.


niedziela, 10 grudnia 2017

Komisarz - Paulina Świst

Komisarz - Paulina Świst
Komisarz - Paulina Świst


Tytuł: Komisarz
Autor: Paulina Świst
Wydawnictwo: Akurat
Data premiery: 22 listopada 2017 r.

Moja ocena: 9/10 (wybitna)

kilka słów o Prokuratorze - klik

Nie wiem, jak Wy, ale ja czytałam naprawdę różne opinie na temat debiutanckiej powieści Pauliny Świst - "Prokuratorze". Że gdzie te obietnice z okładki, że przekoloryzowana, że greyowata, że odrealniona, że słaba itd. Mnie natomiast debiut autorki naprawdę przypadł do gustu i nie mogłam się doczekać, aż wyda kolejną powieść. Bałam się, że przyjdzie mi czekać naprawdę długo, a tu bach! Gruchnęła wieść, że po pół roku od debiutu Paulina Świst wydaje kolejną książkę. Przebierałam nogami, by jak najszybciej dostać ją w swoje ręce, bo nie dość, że "Prokurator" bardzo mi się spodobał, to i polubiłam samą autorkę ;) Nadszedł ten dzień - wyjęłam książkę ze skrzynki w sobotę rano (w sobotę! Nie sprawdziłam skrzynki w piątek po powrocie z pracy!) i w niedzielę wieczorem byłam już po lekturze...

Wydarzenia z "Komisarza" rozgrywają się niedługo po zakończeniu "Prokuratora". Tym razem jednak to nie Kinga i Zimny są głównymi bohaterami i narratorami, tylko Radek Wyrwa i Zuzanna Kadziewicz - Wyrwę mieliśmy już okazję poznać przy okazji pierwszego tomu, lecz wówczas jego rola była raczej epizodyczna. Radek jest policjantem, któremu polecono rozpracować właśnie ojca Zuzanny - jedno z ogniw w handlu ludźmi - kobiet do domów publicznych. Radek jest dla naszej bohaterki (pedagog z zamiłowania) ideałem, mężczyzną zupełnie innym, niż w "prawdziwym" życiu - lecz wkrótce bańka Zuzanny pęka, gdy dowiaduje się, na czym tak naprawdę zarabia jej ojciec, a Radosław nie pracuje w korporacji i nie jest szarmanckim dżentelmenem, za jakiego dotychczas go miała... Niestety, ale ojciec Zuzanny postanawia współpracować z policją, a to oznacza, że jest ona skazana na towarzystwo Radka, niezależnie od tego, czy sama sobie tego życzy, czy już nie... 

U Pauliny Świst podoba mi się to, że nie tworzy sztucznych dialogów pomiędzy postaciami. Bohaterowie wypowiadają się w sposób naturalny, adekwatny do swoich kreacji i sytuacji, w jakich aktualnie się znajdują. Nie ma tutaj przesłodzonego stylu, chyba że akurat pasuje do postaci (jak np. Zuzanny na początku). Prawnicy w jej książkach rozmawiają między sobą tak, jak w realnym życiu, a nie w napuszony sposób "no tak tak, zdecydowanie stanowi to naruszenie przepisów postępowania, tj. artykułu takiego a takiego Kodeksu postępowania karnego (względnie kapeka), mamy solidną podstawę do wywiedzenia apelacji, musimy tylko najpierw zgodnie z artykułem takim a takim złożyć wniosek o pisemne uzasadnienie tego wyroku!". Dwutorowo poprowadzona narracja pozwala czytelnikowi dość kompleksowo poznać przedstawioną przez Paulinę Świst historię, od razu także wiadomo, z czyjej perspektywy ją aktualnie widzimy. Nie sposób bowiem nie rozróżnić, czy narratorem jest aktualnie Zuzanna, czy Radek. Początkowo bałam się, że nie polubię tej dwójki, gdyż zapałałam ogromną sympatią do Kingi i Zimnego, lecz na szczęście nic takiego się nie stało :) Ponadto w "Komisarzu" autorka zastosowała zabieg, który po prostu uwielbiam - Kinga i Łukasz często pojawiają się na kartach kontynuacji "Prokuratora" - wprawdzie grają drugie skrzypce, ale SĄ! A ja kocham wiedzieć, co się dzieje z moimi ulubionymi bohaterami po zakończeniu książki :) 

Akcja toczy się szybko - nie sposób się nudzić przy lekturze "Komisarza", autorka co rusz zaskakuje czytelnika zwrotami akcji. Tym razem jednak przyglądamy się kulisom pracy policji i prokuratury. Książkę czyta się z ogromnym zaangażowaniem - w moim przypadku o zaangażowaniu świadczył fakt, że nie mogłam po lekturze "Komisarza" zacząć innej książki, myślami byłam ciągle przy Radku i Zuzie. Co więcej? Scen łóżkowych jest mniej, niż w "Prokuratorze", lecz nie można powiedzieć, by chemii między bohaterami było przez to mniej, o nie :) Jak dla mnie chyba jedyną wadą tej książki jest to, że zbyt szybko się ją czyta... 

Podsumowując powyższe - spokojnie mogę podtrzymać wszystko, co napisałam o pierwszej części, czyli "Prokuratorze" :) "Komisarz" to idealna propozycja na odstresowanie po ciężkim dniu w pracy, przy kieliszku wina oczywiście ;) Historia Zuzanny i Radka pozwala na odcięcie się od rzeczywistości i zatopienie w przyjemności, jaką można czerpać z czytania. Mam nadzieję, że Paulina Świst nie próżnuje i zaczyna powoli szykować dla nas kolejną czytelniczą ucztę. 

Dajcie znać, co sądzicie o twórczości Pauliny Świst. Jesteście jej zwolennikami, czy może niekoniecznie? Czekam na Wasze komentarze :)



Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Akurat.



Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam bo polskie.


Copyright © 2016 Zakątek czytelniczy , Blogger