Dziewczyna z portretu - David Eberschoff
źródło |
Tytuł: Dziewczyna z portretu
Tytuł oryginału: The Danish Girl
Autor: David Eberschoff
Wydawnictwo: Znak Literanova
Data wydania: 20 stycznia 2016 r.
Ekranizacja: Dziewczyna z portretu, reż. Tom Hooper, obsada: Eddie Redmayne, Alicia Vikander, Ben Whishaw; premiera - 5 września 2015 r. świat, 22 stycznia 2016 r. Polska
Moja ocena: 5/10 (przeciętna)
Opis: Greta sama zaproponowała Einarowi, żeby założył pończochy i damskie buty. Chciała dokończyć zamówiony kobiecy portret, a modelka nie mogła przyjść do pracowni.
Mąż – mężczyzna o subtelnych rysach i drobnej budowie ciała – zdawał się idealny do tego zadania. Ot, niewinna prośba, artystyczny żart…
Greta nie mogła przypuszczać, że ta chwila zmieni całe jej życie: obudzi w nim pragnienie, które trudno będzie zlekceważyć i uciszyć.
"Dziewczyna z portretu" to historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, które wstrząsnęły życiem dwojga duńskich artystów: Einara i Gerdy Wegenerów.
To pełna subtelności, liryczna opowieść o odważnej miłości, która potrafiła przekroczyć wszelkie granice, także te obyczajowe i seksualne, bez oglądania się na to, co wypada.
Moja opinia:
Na początek kilka faktów.
Lili istniała naprawdę.
Ale o tym pewnie już wiesz, drogi czytelniku, bo trąbią o tym na lewo i prawo w związku z ekranizacją tejże powieści.
Jednak w przypadku książki należy pamiętać, iż ukazane w niej postacie należy traktować jako całkowicie fikcyjne - jak pisze sam autor w notatce na końcu powieści i przez ten pryzmat będę oceniać "Dziewczynę z portretu". A sama Lili - Lili Elbe - żyła w latach 1882-1931 i jest jedną z pierwszych osób, które przeszły udokumentowaną operację zmiany płci. W trakcie jednej z operacji obecny przy niej lekarz podobno twierdził, iż w organizmie Einara Wegenera znajdują się narządy zarówno męskie, jak i żeńskie, co potwierdzałoby hermafrodyczną naturę naszego bohatera. Lily Elbe zmarła w 1931 r. prawdopodobnie w wyniku komplikacji powstałych po piątej operacji, która miała stanowić ukoronowanie procesu zmiany Einara w kobietę.
Książka została podzielona na trzy części - pierwszą ukazującą budzenie się Lili w Einarze, drugą - klika lat później - w której główny bohater dochodzi do wniosku, iż nie może żyć i jako Lili i jako Einar oraz trzecią, przedstawiającą proces przemiany Einara w Lili. Najwięcej dzieje się właśnie w trzeciej części, która niestety jest najkrótsza.
Muszę przyznać, że książka bardzo mnie zmęczyła. Czytałam ją długo, niektóre fragmenty omijałam, gdyż wlokły się niemiłosiernie, a niczego nie wnosiły do fabuły. Sposób narracji jest według mnie zupełnie nieatrakcyjny - nudny i akcentujący dziwne momenty w lekturze. Liczne retrospekcje wytrącają czytelnika z głównego wątku, a "akcja" ciągnie się jak flaki z olejem.
Możliwe, iż nie umiem czytać między wierszami, ale ja tutaj nie dopatrzyłam się "odważnej miłości, która potrafiła przekroczyć wszelkie granice, także te obyczajowe i seksualne, bez oglądania się na to, co wypada". Nie dopatrzyłam się także wielkiego poświęcenia Grety, o którym huczą inne opinie. Wiecie, jak ja to odebrałam? Jako potrzebę Gerty wykreowania sobie przyjaciółki, której nigdy nie miała (na coś jednak przydało się czytanie o jej przeszłości i bogatej rodzinie) - potem biedna zorientowała się, że sprawy poszły za daleko i pewnych rzeczy nie dało się już cofnąć - wznieciła w Einarze głęboko zagnieżdżone pragnienia, które, jak już raz się uwolniły, nie chciały wrócić do zakamarków umysłu głównego bohatera.Lili była Grecie droższa, niż Einar, ale po jej "narodzinach" Greta dość szybko wycofała się z życia swojego "zmarłego" męża i ułożyła sobie swoje na nowo.
Zadziwiło mnie również to, iż główny bohater został w pewnym momencie opisany jako swego rodzaju schizofreniczna osobowość - Einar nie pamięta, co robił jako Lili. Zupełnie to do mnie nie przemawia, jest to dla mnie zabieg zupełnie niezrozumiały, jednak mogę zrozumieć, iż autor w ten sposób chciał uwypuklić, iż Einar i Lili to w rzeczywistości dwie różne osoby.
To są moje odczucia na świeżo po przeczytaniu "Dziewczyny z portretu". Być może najdą mnie jeszcze jakieś refleksje w tym temacie - wówczas z pewnością uzupełnię swoją opinię.
Według mnie książka jest po prostu przeciętna, zatem taką wystawiłam jej ocenę i zdaję sobie sprawę, że jest niższa, niż większość ocen wystawionych choćby na lubimyczytac.pl. Jednak być może wynika to z moich oczekiwań względem książki, które były bardzo wysokie. Cóż, ja się rozczarowałam, ale być może jestem odosobnionym przypadkiem.
Lili istniała naprawdę.
Ale o tym pewnie już wiesz, drogi czytelniku, bo trąbią o tym na lewo i prawo w związku z ekranizacją tejże powieści.
Jednak w przypadku książki należy pamiętać, iż ukazane w niej postacie należy traktować jako całkowicie fikcyjne - jak pisze sam autor w notatce na końcu powieści i przez ten pryzmat będę oceniać "Dziewczynę z portretu". A sama Lili - Lili Elbe - żyła w latach 1882-1931 i jest jedną z pierwszych osób, które przeszły udokumentowaną operację zmiany płci. W trakcie jednej z operacji obecny przy niej lekarz podobno twierdził, iż w organizmie Einara Wegenera znajdują się narządy zarówno męskie, jak i żeńskie, co potwierdzałoby hermafrodyczną naturę naszego bohatera. Lily Elbe zmarła w 1931 r. prawdopodobnie w wyniku komplikacji powstałych po piątej operacji, która miała stanowić ukoronowanie procesu zmiany Einara w kobietę.
Książka została podzielona na trzy części - pierwszą ukazującą budzenie się Lili w Einarze, drugą - klika lat później - w której główny bohater dochodzi do wniosku, iż nie może żyć i jako Lili i jako Einar oraz trzecią, przedstawiającą proces przemiany Einara w Lili. Najwięcej dzieje się właśnie w trzeciej części, która niestety jest najkrótsza.
Muszę przyznać, że książka bardzo mnie zmęczyła. Czytałam ją długo, niektóre fragmenty omijałam, gdyż wlokły się niemiłosiernie, a niczego nie wnosiły do fabuły. Sposób narracji jest według mnie zupełnie nieatrakcyjny - nudny i akcentujący dziwne momenty w lekturze. Liczne retrospekcje wytrącają czytelnika z głównego wątku, a "akcja" ciągnie się jak flaki z olejem.
Możliwe, iż nie umiem czytać między wierszami, ale ja tutaj nie dopatrzyłam się "odważnej miłości, która potrafiła przekroczyć wszelkie granice, także te obyczajowe i seksualne, bez oglądania się na to, co wypada". Nie dopatrzyłam się także wielkiego poświęcenia Grety, o którym huczą inne opinie. Wiecie, jak ja to odebrałam? Jako potrzebę Gerty wykreowania sobie przyjaciółki, której nigdy nie miała (na coś jednak przydało się czytanie o jej przeszłości i bogatej rodzinie) - potem biedna zorientowała się, że sprawy poszły za daleko i pewnych rzeczy nie dało się już cofnąć - wznieciła w Einarze głęboko zagnieżdżone pragnienia, które, jak już raz się uwolniły, nie chciały wrócić do zakamarków umysłu głównego bohatera.Lili była Grecie droższa, niż Einar, ale po jej "narodzinach" Greta dość szybko wycofała się z życia swojego "zmarłego" męża i ułożyła sobie swoje na nowo.
Zadziwiło mnie również to, iż główny bohater został w pewnym momencie opisany jako swego rodzaju schizofreniczna osobowość - Einar nie pamięta, co robił jako Lili. Zupełnie to do mnie nie przemawia, jest to dla mnie zabieg zupełnie niezrozumiały, jednak mogę zrozumieć, iż autor w ten sposób chciał uwypuklić, iż Einar i Lili to w rzeczywistości dwie różne osoby.
To są moje odczucia na świeżo po przeczytaniu "Dziewczyny z portretu". Być może najdą mnie jeszcze jakieś refleksje w tym temacie - wówczas z pewnością uzupełnię swoją opinię.
Według mnie książka jest po prostu przeciętna, zatem taką wystawiłam jej ocenę i zdaję sobie sprawę, że jest niższa, niż większość ocen wystawionych choćby na lubimyczytac.pl. Jednak być może wynika to z moich oczekiwań względem książki, które były bardzo wysokie. Cóż, ja się rozczarowałam, ale być może jestem odosobnionym przypadkiem.