wtorek, 31 października 2017

Lustereczko, powiedz przecie - Alek Rogoziński (Róża Krull na tropie, tom II)

Lustereczko, powiedz przecie - Alek Rogoziński
(Róża Krull na tropie, tom II)


Tytuł: Lustereczko, powiedz przecie
Autor: Alek Rogoziński
Wydawnictwo: Filia
Data premiery: 27 września 2017 r.
Seria: Róża Krull na tropie

Moja ocena: 9/10 (wybitna)

Na początek przedstawię Wam kilka faktów, towarzyszących mojej lekturze przedmiotowej pozycji. Przede wszystkim - przeczytałam ją jeszcze przed Międzynarodowymi Targami Książki w Krakowie. Po drugie, znałam wcześniej Alka jedynie via Internet i nie miałam przyjemności poznać go osobiście. Po trzecie - już wówczas był moim ulubionym polskim pisarzem. Po czwarte - pomimo kilometrowej kolejki podczas wspomnianych Targów Książki udało mi się doczłapać do stanowiska Wydawnictwa Filia, gdzie autor wraz z Magdaleną Witkiewicz podpisywali swoje książki. Po piąte - zamieniłam z nim tylko kilka zdań i nie wiem, czy to jest możliwe, ale uczucie "ulubionego polskiego pisarza" jakimś cudem się spotęgowało. 

No i w takich okolicznościach chcę napisać obiektywnie, co myślę o "Lustereczku". Jak tego dokonać, nie narażając się na zarzut osobistego stosunku do autora, no jak?! (świntuchy - poskromcie swe myśli!)

Challenge jednak accepted! No to lecimy ;)


Dla przypomnienia - tutaj znajdziecie wpis na temat pierwszej części cyklu o Róży - klik. "Do trzech razy śmierć" podniosło wysoko poprzeczkę i myślałam, że autorowi ciężko będzie napisać coś, co spodoba mi się jeszcze bardziej... Przed lekturą "Lustereczka" czytałam opinie, że ta książka jest najlepszą w dorobku Alka. I wiecie co? Muszę się z tą opinią zgodzić. 

Ale od początku. Róża - znana wszystkim i lubiana autorka (chciałoby się napisać - poczytnych :)) powieści kryminalnych - wspina się na drabinie społecznej - nowe mieszkanie w centrum Warszawy i gosposia Cecylia wynagradzają jej trudy związane z ciężką dolą pisarza. Kariera bohaterki nabiera chyba tempa, bo wydawca czeka na jej kolejną książkę...


- I ty to widzisz z takiej odległości? - zdziwił się Pepe. - Czy tylko sobie wyobrażasz? Przecież dzieli was kilkadziesiąt metrów, o ile nie więcej. Chyba że specjalnie na tę okazję kupiłaś lornetkę, ale wtedy nie tylko straż miejska, ale i ja zacznę cię podejrzewać o zaburzenia psychiczne...- Jeszcze nie zwariowałam - fuknęła Róża. - Pewnie to kompilacja tego, co widzę, i tego, co podsuwa mi wyobraźnia, ale i tak lubię na niego patrzeć. Tym bardziej, że wciąż nie dowieźli mi telewizora i nie mam co robić!- Myślę, że twój wydawca nie podzieliłby tej opinii. Przypomnij mi łaskawie, na kiedy obiecałaś mu oddać nową książkę?- Na koniec przyszłego miesiąca. To jeszcze sporo czasu!- I będzie tak jak zawsze - zawyrokował Pepe. - Panika, histeria, depresja, rozpacz, pisanie po kilkanaście godzin dziennie, wyciskanie siódmych potów, a potem lament i jęki, że popsuł ci się kręgosłup szyjny. Klasyka.

Róża pisze zatem książkę i w wolnych chwilach oddaje się kontemplacji nowego otoczenia. Jej ulubionym zajęciem jest obserwowanie go z balkonu... Nie pytajcie, co widuje w oknie biurowca naprzeciwko. Dość, że pozwala jej to na dużą dawkę świeżego powietrza... I w takich właśnie okolicznościach nasza bohaterka zostaje świadkiem tragicznego wydarzenia. Okazuje się, że nieboszczyk (no bo któżże inny) był uczestnikiem imprezy Mister Polonia i właściwie pewniakiem, jeżeli chodzi o zdobycie tegoż tytułu... Pewna wizyta powoduje, że Róża chcąc nie chcąc (a właściwie bardziej chcąc) rozpoczyna własne śledztwo i w towarzystwie wiernej Betty i jeszcze bardziej wiernego Pepe próbuje rozwikłać zagadkę tajemniczej śmierci jednego z najprzystojniejszych mężczyzn Polski. 

Autor na samym początku zaznacza, że właściwie wszystkie postacie, jakie występują w "Lustereczku" są wymyślone, poza Rafałem Maślakiem. Przyznać muszę, że wykorzystanie wizerunku dość znanej osoby jest interesującym zabiegiem dla czytelnika, a dla autora zapewne dodatkowo jeszcze bardzo trudnym zadaniem. Według mnie poradził on sobie świetnie, wplatając w fikcję tę dozę rzeczywistości - zarówno rola, jak i osoba Rafała Maślaka w tej historii nie są jednak w żadnej mierze ani przerysowane, ani zbytnio wyeksponowane, czego chyba podświadomie się spodziewałam i jednocześnie obawiałam. W książce znajdziemy także wiele odniesień do znanych nam i lubianych (bądź też nie) postaci, jak choćby Magdy Gessler, Matta Bomera (<3), Remigiusza Mroza, czy samego autora (te kilometrowe kolejki na Targach Książki nie świadczą przecież o fejmie, ani troszeczkę... ;)), jak również "sparafrazowane" odniesienia do znanej polskim czytelnikom rzeczywistości.


Ostatnio przeczytałam jednym ciągiem dwanaście nowych książek Remigiusza Mroza i mam pobudzony zmysł łowiecki niczym ogar albo inny wyżeł. - Ania się uśmiechnęła.


- Róża postanowiła urządzić przyjęcie niespodziankę. Zaprosiła część rodziny i spisała po kryjomu z jej kalendarzyka jakieś znajome i przyjaciółki. A przynajmniej tak jej się wydawało. Traf chciał, że w tym samym czasie została druhną na ślubie BC Lamer i przygotowywała dla niej wieczorek panieński. Znasz ją? To ta młoda pisarka, która ma w powieściach więcej opisów stosunków, niż Wisłocka w Sztuce kochania.


- Co to za maź? - zapytała Róża, patrząc z odrazą na zbliżający się do jej twarzy wacik z czymś przypominającym zaprawę murarską.- Dwa wymieszane podkłady - powiedział Mario. - Użyłbym jednego, ale obawiam się, że po tylu latach zaniedbań, okazałby się niewystarczający.- Zaniedbań?! - Pisarka usiłowała zabić go wzrokiem. - Jak śmiesz! Dbam o cerę i malować też się potrafię bez niczyjej pomocy.- Kochanie, Florence Foster Jenkins też była pewna, że umie śpiewać, a Rogoziński uważa, że pisze zabawne książki - powiedział stanowczo Mario, rozmazując jej po twarzy zawartość wacika.




Co do głównej bohaterki i jej pobratymców - nie utracili oni swojego charakteru i tej iskry, jaką zaprezentował swoim czytelnikom autor w pierwszym tomie serii "Róża Krull na tropie". Ich wzajemne relacje, dialogi i myśli tworzą ten humor, o jakim mówi się w odniesieniu do Alka Rogozińskiego jako księcia komedii kryminalnej. Tego nie da się właściwie opisać słowami - aby tego doświadczyć, trzeba po prostu przeczytać którąś z jego książek :) Mi tego rodzaju humor bardzo odpowiada, choć zdaję sobie sprawę, że komedie kryminalne nie wszystkim pasują - ja jednak zdecydowanie jestem w targecie twórczości autora  :) 

Narracja, jak przy wcześniejszym tomie, poprowadzona została kilkutorowo, co dodatkowo wprowadza czytelnika w słodką dezorientację - oprócz prób podjętych celem rozwikłania zagadki, głowi się on, z czyjej perspektywy napisanych jest kilka rozdziałów, a przecież zdecydowanie jest to ktoś uwikłany po same pachy w genezie tego całego nieszczęścia, które próbuje rozwikłać Róża. Oczywiście wszystko na końcu zostaje pięknie wyjaśnione, co się jednak czytelnik namęczy, to jego ;) Akcja toczy się chyżo, autor jest konsekwentny w budowaniu historii i łączeniu wątków, a jego styl pisania jest niczym miód na moje naznaczone sformalizowanym językiem serce. Finał historii - co wprawniejsi czytelnicy pewnie szybko doszli co i jak, ja jednak pozwoliłam przyjemności z czytania po prostu rozlewać się po mojej skołatanej mózgownicy :) Wszystko powyższe plus pomysł na fabułę spowodowało, że ta część podobała mi się bardziej od pierwszego tomu. Skoro tendencja jest zwyżkowa, wszystko wskazuje na to, że przy trzecim tomie (kiedy? kiedy?) autor powinien przejść samego siebie, a przy czwartym zatrudnić swoje drugie ja do pisania :)

Wzbraniałam się przed lekturą tej książki, bo wiedziałam, że jej jedyną wadą będzie to, że szybko się skończy... No i się nie pomyliłam. Alek po prostu świetnie pisze i tyle. Na półce już czeka "Pudełko z marzeniami" - jedna z targowych zdobyczy i nie wiem, jak długo wytrzymam, zanim się zabiorę za tę książkę... Najpierw jednak planuję przeczytać "Ósmy cud świata" Magdaleny Witkiewicz, żeby poznać się z autorką i móc zabawić się w zgadywankę, kto co pisał :)

"Lustereczko..." to gwarancja świetnie spędzonego czasu w doborowym towarzystwie. Autor jest szalenie spostrzegawczą osobą i wykorzystuje tę umiejętność przy kreowaniu swoich bohaterów i ich wzajemnych relacji. Różę i jej ekipę (#teamróża :D) po prostu uwielbiam, a ich przekomarzanki są po prostu genialne (jak posłuchałam rozmów toczących się pomiędzy autorem a Magdaleną Witkiewicz, to chyba nie powinnam się zastanawiać, skąd czerpie on inspiracje :)). 

I teraz apel do Alka - proszę jak najszybciej o następną książkę. Myślę, że w imieniu wielu czytelników :)

Mam nadzieję, że udało mi się zachować obiektywizm... Co myślicie? I co sądzicie o twórczości Alka Rogozińskiego? Dajcie znać w komentarzach!






Za możliwość przeczytania "Lustereczka..."  serdecznie dziękuję autorowi.



Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam bo polskie.



niedziela, 29 października 2017

Mroczne zakamarki, Kara Thomas

Mroczne zakamarki - Kara Thomas


Tytuł: Mroczne zakamarki
Tytuł oryginalny: Darkest Corners
Autor: Kara Thomas
Wydawnictwo: Akurat
Data premiery: 20 września 2017 r.

Moja ocena: 8/10 (rewelacyjna)


"Mroczne zakamarki" Kart Thomas to druga propozycja od Wydawnictwa Akurat, którą miałam przyjemność ostatnio przeczytać. Pierwszą była "Najtwardsza stal" Scarlett Cole, którą opisywałam Wam ostatnim razem. Co ciekawe - obie pozycje miały swoją premierę jednego dnia :) A o czym są "Mroczne zakamarki"? Zapraszam na kilka słów poniżej - z pewnością jest to thriller, co więcej - trzymający w napięciu, zaskakujący thriller!

Tessa po kilku latach powraca do Fayette - swojego rodzinnego miasteczka, z którego niegdyś została zabrana przez swoją babcię. Wydarzyło się to w dość tragicznych okolicznościach - Tessa i jej przyjaciółka Callie były świadkami pewnego zdarzenia i ich zeznania pozwoliły skazać seryjnego mordercę - "Potwora znad rzeki Ohio" - który zamordował także kuzynkę Callie. Zbrodnie te wstrząsnęły całym Fayette i babcia Tessy postanowiła ją stamtąd zabrać, bowiem inaczej dziewczynka nigdy nie doszłaby do siebie po tych wydarzeniach. Rodzice Tessy nie interesowali się nią zbytnio - ojciec alkoholik i złodziej ostatecznie trafił do więzienia, a matka córkę po prostu porzuciła i dziewczyna nie widziała jej od tamtego momentu. Główna bohaterka ma jeszcze starszą siostrę, z którą również nie miała kontaktu od dnia wyjazdu z Fayette. Jak widzicie - życie mocno doświadczyło Tessę, jednak odnoszę wrażenie, że wydarzenia z przeszłości wyłącznie na plus ukształtowały jej charakter.

Tessa wraca do Fayette w niezbyt sprzyjających okolicznościach. Pomijając już faktyczny powód jej przyjazdu - okazuje się, że w sprawie "Potwora znad rzeki Ohio" pojawiły się pewne fakty, które mają zostać dodatkowo zbadane i niewykluczonym jest, że morderca wyjdzie na wolność... Powrót do przeszłości powoduje, że Tessa zaczyna zastanawiać się, co z tego, co widziała i słyszała przed kilkoma laty jest prawdą. Dziewczyna podważa własne odczucia i myśli, co powoduje, że postanawia na własną rękę dowiedzieć się, co się wówczas naprawdę wydarzyło.

Od czasu do czasu z mrocznych zakamarków mojej pamięci wyłania się inna wizja tego, co wydarzyło się tamtej nocy. Zazwyczaj rozganiam ją jak natrętnego komara, bo nie ma sensu rozwodzić się nad pytaniami, na które nikt nie potrafił udzielić odpowiedzi. Ale teraz, kiedy się tu znalazłam, nie mogę dłużej ignorować pewnych rzeczy.

Historii smaczku dodaje okoliczność, że "Potwór znad rzeki Ohio" siedzi w więzieniu, a w Fayette dochodzi do kolejnej zbrodni, która wskazuje na to, że to właśnie "Potwór" ją popełnił...

Tessa odkrywa kolejne karty przeszłości i wnioski, do jakich dochodzi okazują się być naprawdę przerażające...

"Mroczne zakamarki" przedstawia historię, która wciąga właściwie już od pierwszych stron. Kara Thomas w taki sposób buduje napięcie w wykreowanej przez siebie rzeczywistości, że nawet odkładając książkę na bok, ciągle jest myślami z Tessą i jej wątpliwościami. Autorka poprowadziła fabułę w sposób dla mnie zaskakujący - nie spodziewałam się takiej historii, choć przeczuwałam, że ma drugie dno. Bardzo podobał mi się sposób jej przedstawienia - brak jest tutaj chaosu, wszystko składa się w logiczną całość, autorka konsekwentnie łączy ze sobą poszczególne wątki. Finał, jak już wspomniałam, dla mnie zaskakujący i myślę, że powinien usatysfakcjonować fanów gatunku :)

Kreacja głównej bohaterki bardzo przypadła mi do gustu. Jest racjonalną osobą, próbującą z dystansem spojrzeć na sytuację, w jakiej się znalazła, lecz nawet te wydawałoby się irracjonalne podpowiedzi jej własnego umysłu nie były w stanie wyprowadzić jej z równowagi. Tessa nie jest dziewczyną, która impulsywnie reaguje na spotykające ją historie - analizuje i dochodzi do wniosków. To naprawdę miła odmiana w dobie rozhisteryzowanych, a czasem wydających się wręcz schizofrenicznych bohaterek. Jeśli szukacie mocnej i konsekwentnej - KONSEKWENTNEJ! - osobowości - polecam Wam lekturę "Mrocznych zakamarków".

Propozycja Kary Thomas zrobiła na mnie naprawdę duże wrażenie. Jest to dobry thriller, napisany tak, że kartki książki przewracają się właściwie same, a poruszone w tej historii wątki po prostu przerażają - człowieczeństwo ma różne oblicza i autorka ukazuje niestety jego szare i czarne oblicza.

Jeżeli lubicie thrillery, polecam Wam sięgnąć po "Mroczne zakamarki". Moim zdaniem autorka odwaliła kawał dobrej roboty i zasługuje na to, by dowiedziało się o niej jak najwięcej osób.

Czytaliście "Mroczne zakamarki"? Jeśli nie, to mam nadzieję, że tymi kilkoma słowami przekonałam Was, by sięgnąć po tę pozycję w najbliższym czasie. Dajcie znać, jakie są Wasze wrażenia po lekturze :)



Za książkę dziękuję Wydawnictwu Akurat.


sobota, 21 października 2017

Najtwardsza stal - Scarlett Cole (Tatuaże, tom I)

Najtwardsza stal - Scarlett Cole
(Tatuaże, tom I)


Tytuł: Najtwardsza stal
Tytuł oryginalny: The Strongest Steel
Autor: Scarlett Cole
Wydawnictwo: Akurat
Data premiery: 20 września 2017 r.
Seria: Tatuaże, tom I

Moja ocena: 7/10 (bardzo dobra)


Dobra - zacznę może tak: tak, tutaj znajdują się sceny seksu. 

Nie, nie są opisane tak, jak w Greyu :) (ciekawe, dla kogo to pozytywna strona książki, a dla kogo nie :)).

Tak, jest romans pomiędzy głównymi bohaterami, taki z iskrą i w ogóle, że czyta się z wypiekami na twarzy.

No, to macie powyżej recenzję "Najtwardszej stali" w pigułce ;)

Harper pracuje w kawiarni, choć jej ambicją jest znowu uczyć - pewne wydarzenia z przeszłości spowodowały, że porzuciła swoje marzenia, straciła zaufanie do kogokolwiek i pod zmienionym nazwiskiem próbuje pozbierać swoje życie w innym mieście. Jak można się podziewać - na początku Harper to typowa nieśmiała szara myszka, jednak nie dlatego, że taki jest jej charakter, lecz stała się taka przed kilkoma laty, gdy jej były chłopak naznaczył jej ciało na zawsze. Wprawdzie trafił do więzienia, jednak codzienność Harper podszyta jest strachem - wymiar sprawiedliwości nie okazał się bowiem być tak sprawiedliwy, jak można było tego oczekiwać, a pieniądze mogą nieźle namieszać.

Trent jest tatuażystą (choć sam nie lubi tego słowa - woli tatuator). Jest mistrzem w tym, co robi i nie tylko tatuuje dla pieniędzy, ale pomaga też ludziom zakryć ich blizny. Jest  świadomym swojej atrakcyjności właścicielem studia tatuażu Second Circle. 

Powyższe powinno Wam już podpowiedzieć, w jakich okolicznościach poznają się nasi bohaterowie. Harper chce zakończyć pewien etap w swoim życiu, a studio tatuażu Trenta znajduje się obok jej aktualnej pracy. No i sam Trent zwrócił jej uwagę jako facet.  Harper zjawia się pewnego dnia u Trenta z prośbą i od tego momentu pomiędzy naszymi bohaterami nawiązuje się interesująca relacja. Jak można się jednak spodziewać - demony przeszłości powracają, a i przyszłość lubi rzucać kłody pod nogi. Los wystawi uczucie tej dwójki na próbę - czy ich świeża relacja ma szansę to przetrwać?

Przyznać trzeba, że książka jest schematyczna. Może jedyne, co wychodzi poza ten schemat, to kreacja głównej bohaterki - zdecydowanie jest to mocny charakter, który spotkał na swojej drodze nieodpowiednie osoby, które ten charakter złamały. Schemat zaserwowany przez autorkę jest jednak taki "smaczny", nieprzerysowany, że można uwierzyć w tę historię. Od samego początku autorka konsekwentnie ją buduje - można poczuć strach Harper przed jej byłym chłopakiem, zranione ego Trenta, ich wzajemne uczucia i emocje. 


Ode mnie dla autorki duży plus właśnie za tą potencjalną realność przedstawionej historii.

Książkę czyta się gładko - wątki zostały poprowadzone w taki sposób, żeby czytelnik nie nudził się przy lekturze. Ja przynajmniej się nie nudziłam :)

W mojej ocenie "Najtwardsza stal" to naprawdę ciekawa lektura - smaczna, z pieprzykiem, z emocjami. Jest to pierwszy tom z cyklu Tatuaże i z tego, co zdążyłam się zorientować, każdy z tomów będzie kręcić się wokół innych bohaterów, znanych nam już z pierwszej części. Nie umiem się nigdy zdecydować, czy lubię ten zabieg, czy nie - no ale poczekajmy, aż w Polsce zostanie wydany drugi tom, to wtedy zadecyduję o tym w odniesieniu do Tatuaży.

Czytaliście "Najtwardszą stal"? Dajcie znać, co sądzicie o propozycji Scarlett Cole ;)



Za książkę dziękuję Wydawnictwu Akurat.


sobota, 7 października 2017

Najlepszy powód, by żyć - Augusta Docher

Najlepszy powód, by żyć - Augusta Docher


Tytuł: Najlepszy powód, by żyć
Autor: Augusta Docher (Beata Majewska)
Wydawnictwo: OMGBooks
Data premiery: 27 września 2017 r.

Moja ocena: 7/10 (bardzo dobra)

Ostatnio pisałam Wam, że dopadł mnie jakiś czas temu zastój czytelniczy, a  gdy go przełamałam, przeczytałam dwie książki niemalże jednym tchem - oto druga z przeczytanych przeze mnie ostatnio pozycji. "Najlepszy powód, by żyć" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Augusty Docher, znaną także jako Beata Majewska. Autorka ma na swoim koncie już osiem książek (jeśli zliczyć wszystkie), a z pewnością znacie jej "Konkurs na żonę" (na którą zasadzam się już od jakiegoś czasu), czy "Bilet do szczęścia". 

"Najlepszy powód, by żyć" to zdecydowanie literatura młodzieżowa. Do młodzieży mi już daleko, aczkolwiek bardzo lubię czytać książki, zwykle zaliczane do nurtu Young czy New Adult. Niektórzy mogą zarzucić, że te historie są banalne i przewidywalne, a bohaterowie mdli i trywialni. No cóż - często zdarza się i tak, ale wśród nich znaleźć można prawdziwe perełki, a jedną z nich jest właśnie "Najlepszy powód, by żyć".


Dominikę poznajemy "Przedtem" i "Teraz". Przedtem miała 16 lat, kochających się (na pierwszy, bardzo pierwszy rzut oka) rodziców, przyjaciół, chłopaka, piękny innowacyjny dom. Teraz ma 18 lat, ojca w więzieniu, matkę nie wiadomo gdzie i blizny na większej powierzchni ciała, ale piękny i innowacyjny dom pozostał. Co się stało? Słabości rodziców, niefortunny wypadek i mamy przepis na zniszczone życie. Dominika nie umie sobie poradzić z nową rzeczywistością - długim leczeniem, rehabilitacją, odrzuceniem... Trafia znowu do szpitala, gdzie poznaje Tomka. Ale to nie Tomek gra w tej roli pierwsze męskie skrzypce, lecz jego młodszy brat - Marcel, który niejako stanowi "skazę" na idealnym rodzinnym obrazku - ojciec ceniony lekarz, starszy syn idący w jego ślady, matka - pani domu i właśnie Marcel, który nieźle nawywijał w przeszłości. 


I tak po prostu jest. Żyjemy sobie: ojciec lekarz, uznany, szanowany, ochy i achy, wiecznie w świecie, na sympozjach, odczytach i wykładach, matka - strażniczka domowego ogniska, pierworodny idący w ślady ojca i ja, jedyny wrzód na gładkiej dupie mojej cudownej rodzinki.

A ta przeszłość ciągnie się teraz za nim, niezależnie, czy tego chce, czy nie. Jak to się dzieje, że to właśnie Marcel zbliża się do Dominiki? Ano serce jednak nie sługa, a jak chłopak uparty to i każdy uparty mur dziewczęcy przebije...

Narracja poprowadzona jest z dwóch perspektyw - autorka zmienia styl w zależności od tego, czy historię opowiada nam Dominika czy Marcel. Początkowo drażnił mnie sposób wypowiadania się chłopaka, ale po pewnym czasie się do niego przyzwyczaiłam. Marcel - jak to każdy męski pierwiastek w książkach młodzieżowych - typ macho, ale jednak uczuciowy i romantyczny kiedy trzeba. Dominika to typ silnej i niezależnej dziewczyny, przeżywającej w ciszy swoją traumę, bez dzielenia się swoimi problemami na zewnątrz. Dwa silne charaktery - czy to może się udać?


Odpowiedź na to pytanie znajdziecie w "Najlepszym powodzie, by żyć". Książka pełna jest genialnych przemyśleń - takich, które pozwalają na chwilę zatrzymać się i zastanowić nad tym, co jest w życiu ważne.
Rodzina to miłość, troska, a przede wszystkim mieszkanie razem, życie razem, dzielenie się wszystkim, i dobrym i złym. Wspólne poranki i wieczory, kłopoty i radości. To jest rodzina. Nie okazyjne spotkania, które od początku do końca są trochę sztuczne przez swoją wyjątkowość. Gdy nie ma codziennej rutyny, nie ma też mowy o zwykłej, kochającej się rodzinie (...) Są tylko ludzie, którzy cierpią, bo prawie stale odczuwają brak.
I tak - ta książka jest schematyczna (schemat fabuły będzie doskonale znany każdemu fanowi YA czy NA), jednak mamy tutaj do czynienia z niebanalną historią, bohaterami z krwi i kości, dialogami (nie płytkimi, stwierdzającymi pewne oczywistości, tylko normalną wymianą zdań pomiędzy ludźmi) i przede wszystkim przesłaniem. Lubię takie pozycje, a wiecie dlaczego? Bo pozwalają spojrzeć na własne życie z innej perspektywy, a jak wiemy - to my sami sobie potrafimy sprawić najwięcej kłopotu, a problemy, gdy się o nich non stop myśli, urastają do rangi przeszkody nie do przejścia.

Ja znam swój najlepszy powód, by żyć - często psioczy na mnie, że książki pochłaniają mój cały wolny czas, a dla niego już go nie starcza. Dlatego właśnie kończę pisać ten post, odkładam laptopa i spędzę dzisiejszy wieczór skupiając uwagę tylko na nim - bo od bardzo dawna nie spędziliśmy wspólnie sobotniego wieczoru.

A jaki jest Wasz najlepszy powód, by żyć?


Za książkę dziękuję Wydawnictwu OMGBooks.


Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam, bo polskie.


środa, 4 października 2017

Niedomówienia - Anna Sakowicz

Niedomówienia - Anna Sakowicz


Tytuł: Niedomówienia
Autor: Anna Sakowicz
Wydawnictwo: Szara Godzina
Data premiery: 11 października 2016 r.

Moja ocena: 6/10 (dobra)

Ostatnio dopadł mnie zastój czytelniczy - gdy go już jednak przełamałam, przeczytałam dwie książki niemalże jednym tchem. Jedną z nich jest ta pod tytułem "Niedomówienia" Anny Sakowicz, którą otrzymałam podczas Blog Book Meeting (relację znajdziecie tutaj - klik). Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki , choć ta oto pozycja jest już jej piątą w pisarskim dorobku (możliwe, że znacie jej "Żółtą tabletkę"). Co do "Niedomówień" - było to spotkanie całkiem udane, bo Anna Sakowicz po prostu dobrze pisze, ale nie jestem do końca pewna, czy wszystkie poruszone w książce wątki przypadły mi do gustu.

Zacznijmy jednak od początku - Janka prowadzi wraz ze swoim wspólnikiem drukarnię. Tak, jak większość książkoholików, uwielbia czytać i wąchać książki, a praca daje jej możliwość towarzyszenia im przez całą produkcję. Nasza bohaterka ma pewien zwyczaj - egzemplarz każdej wydanej w swojej drukarni publikacji pozostawia pod pomnikiem Gutenberga w Gdańsku, po czym wraca tam, by sprawdzić, czy ktoś ją stamtąd zabrał. Janka lubi sobie wyobrażać osoby, które trafiają na pozostawione przez nią publikację - kim są, czy znaleziona książka w jakiś sposób wpłynie na ich życie, dokąd zmierzają, czym się zajmują? Podczas jednej z wizyt w Gaju Gutenberga Janka zauważa zdjęcie pewnego miejsca, wraz z datą i godziną spotkania... Zaintrygowana wyrusza śladem pozostawianych przez tajemniczą osobę zdjęć. Dokąd ją one zaprowadzą? I tutaj właśnie pojawia się wątek, o którym nie wiem, co myśleć. Sam jego początek przypadł mi do gustu. Szkoda mi jednak Janki, bowiem nie skończył się on dla niej zbyt szczęśliwie... Można rzecz, że upokarzająco. Kto z nas jednak nie daje się czasem ponieść chwili i nie popełnia błędów?

Powyższe nie jest jednak jedynym motywem przewodnim książki. Pasją do druku zaraził Jankę ojciec, a ojca - jego ojciec. Można więc rzec, że Janka kontynuuje rodzinną tradycję, a zaczęła się ona dość nietypowo, bowiem dziadek naszej głównej bohaterki, pracując jako konduktor w czasie II wojny światowej, podczas wykonywania obowiązków służbowych spotkał księdza Antoniego Liedtkiego, który tak się akurat składa - w wielkiej walizie wywoził przed Niemcami polski egzemplarz Biblii Gutenberga. Od tego momentu rodzina Janki dostaje bzika na jej punkcie :) Janka stawia sobie za punk honoru, żeby napisać reportaż na ten temat, właśnie z dziadkiem i księdzem Liedtkie w roli głównej, choć marzy jej się własna powieść...

Wspominałam, że Janka ma 40 lat i jest singielką? Janka ma 40 lat i jest singielką. I właśnie rozstaje się z kolejnym chłopakiem, który nie do końca dobrze to znosi. Narracja prowadzona jest nie tylko z perspektywy Janki, ale również jej byłego, co czasem jest mylące, ale świetnie ukazuje tytułowe niedomówienia. Postać głównej bohaterki została nakreślona bardzo mocno - Janka ma silny charakter, wie, czego chce, ma swoje małe dziwactwa i marzenia, którym czasem pozwala przejąć kontrolę. Bardzo polubiłam jej postać i myślę, że w prawdziwym świecie nie raz poszłybyśmy razem na wódkę (tak tak - z nią na wódkę, nie wino czy inne modżajto). Ponadto Janka tak samo, jak ja, zastanawia się, czemu jeszcze nikt nie wpadł na pomysł, aby zrobić perfumy o zapachu nowiuśkich książek ;) 

Akcja nie toczy się leniwie - autorka zadbała o to, aby fabuła nabierała tempa wraz z każdą przewróconą kartką. Książkę czyta się bardzo przyjemnie, w niektórych momentach jest wzruszająca, w innych zabawna - taki miszmasz mający sprawić, żeby czytelnik zupełnie się nie nudził przy lekturze. Wielowątkowość to niewątpliwy atut tej książki, zatem każdy czytelnik powinien znaleźć w niej coś dla siebie. Przypadek Janki to ciekawe studium ludzkiej psychiki - nasza bohaterka stawia bowiem czoła nowym sytuacjom, próbuje się w nowych rolach, sprawdza własne granice. I choćby dlatego warto przeczytać tę książkę.

Znacie Annę Sakowicz i jej twórczość? Jeśli nie, to mam nadzieję, że choć trochę zachęciłam Was do sięgnięcia po "Niedomówienia" :)



Za egzemplarz książki dziękuję partnerowi Blog Book Meeting Wydawnictwu Szara Godzina.



Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam, bo polskie.