Carpe diem - Diane Rose
Tytuł: Carpe diem
Autor: Diane Rose
Autor: Diane Rose
Wydawnictwo: Videograf S.A.
Data premiery: 6 kwietnia 2017 r.
Moja ocena: 9/10 (wybitna)
Są takie książki, które wręcz rozrywają czytelnicze serca i pozwalają, by ich kawałki z łoskotem opadły na podłogę. Pozostawiają bez słów i umiejętności pozbierania własnych myśli. Czasem pozwalają, by łzy swobodnie płynęły po policzkach...
Taką właśnie książką jest "Carpe diem" - debiut Diane Rose.
Wyobraźcie sobie, że dokładnie wiecie, kiedy umrzecie. Jakie byście mieli wówczas podejście do życia? Bylibyście zrezygnowani, walczyli o każdy następny dzień, czy żyli ekstremalnie, wyciskając życie, jak cytrynę? Rosalie Heart ma 22 lata i wie, że umrze za maksymalnie 600 dni. Akurat ona przyjęła za swoje motto maksymę carpe diem i nie planuje niczego na jutro. 100 dni wcześniej lekarze wykryli u niej poważną wadę serca i tylko przeszczep może uratować jej życie. Tymczasem czas płynie nieubłaganie - tik tak, tik tak... 599, 598, 597, 596... A Rose pogodziła się z tym, że dawca się nie znajdzie i właściwie to jej bratu Jamesowi i lekarzowi Garbowskiemu bardziej zależy na wyleczeniu Rose, niż jej samej.
Jak pisałam wcześniej, Rose niczego nie planuje - po co, skoro i tak za 600 dni umrze? Tylko że los postanawia spłatać jej psikusa, bo stawia na jej drodze Daniela, 5 lat starszego lekarza, z którym dość szybko i wbrew sobie nawiązuje intensywną więź. Daniel po bolesnych przeżyciach z Julitą postanowił oddać się wyłącznie pracy i nie pozwolić, by jakakolwiek dziewczyna pojawiła się w jego życiu. Uważa, że jego powołanie to leczenie, ale nie leczenie pacjentów, których traktuje jak maszyny, w których po prostu coś się popsuło, a jego obowiązkiem jest to naprawić. Pewien przypadek sprawia, że tych dwoje z ogromnym hukiem wkracza w swoje życie i musi zweryfikować swoje poglądy...
Rose nie chce mówić Danielowi o swojej chorobie. Pewnie większość z Was teraz pomyśli, że być może zwariowała. Ale zastanówcie się - młoda dziewczyna, wokół której "skaczą" nie tylko jej brat i szwagierka, ale również przyjaciele (których Rose uparcie nazywa znajomymi, bo przyjaźń oznacza przywiązanie i dawanie od siebie coś w zamian, a ona przecież za niecałe dwa lata umrze), pogodzona ze swoim losem - po prostu chce się poczuć jak każdy zdrowy człowiek. Kogoś poznać, spotkać jeden, czy dwa razy i zapomnieć - bez zobowiązań, bez planowania. No bo przecież i tak umrze. Tylko jednak jej nie do końca sprawne serce nie chce zapomnieć o Danielu... A i Danielowi zaczynają się otwierać oczy na pewne sprawy.
Bo to przecież tak jest, że jak się spotka dwoje ludzi, którzy są sobie przeznaczeni, to ani czas, ani poglądy, ani dotychczasowe zasady nie mają znaczenia...
Historia Rose i Daniela spowodowała, że po moich policzkach popłynęły łzy. "Carpe diem" to chyba druga książka (o ile dobrze pamiętam), która wywołała taki efekt. Przy takiej książce zapomina się o tym, co gdzieś w każdym człowieku siedzi z tyłu głowy. Bo problemem nie jest sam problem, tylko sposób w jaki się do problemu podchodzi (gdzieś to przeczytałam ostatnio, nie pamiętam, gdzie, ale to jest tak bardzo prawdziwe, że chciałam się tą myślą z Wami podzielić). Sposób podchodzenia Rose do swojej choroby ewoluuje w toku lektury, a zakończenie tej wędrówki... No cóż - autorka rzuca głównym bohaterom kłody pod nogi. Zwala wręcz drzewa, rzekłabym. A jak Rose, Daniel i ich bliscy sobie z tym radzą? O tym musisz przekonać się drogi Czytelniku sam.
W "Carpe diem" wszystko jest na swoim miejscu. Bohaterów nie da się nie lubić - nie są w żaden sposób irytujący, a autorka zgromadziła w swojej powieści bardzo ciekawe osobowości. Narracja została poprowadzona pierwszoosobowo, z perspektywy i Rose i Daniela, także czytając książkę mamy świadomość, co siedzi w głowie każdego z nich, a to pozwala nam lepiej ich poznać. Styl pisania Diane Rose jest niesamowicie lekki i przystępny - lektura wręcz płynie bardzo swobodnie, a kartki przewracają się same.
To jest po prostu niesamowita przyjemność czytać takie książki.
Uwielbiam tę historię, a jej zakończenie... Ach!
Autorko, napisałam to w prywatnej wiadomości na Instagramie, napiszę i tutaj - dziękuję.
Jesteście po lekturze debiutu Diane Rose, czy może jeszcze przed? Jeśli po - napiszcie proszę, czy Wasze odczucia są podobne do moich, a jeśli przed, czy udało mi się Was zachęcić do sięgnięcia po "Carpe diem" ;)
W "Carpe diem" wszystko jest na swoim miejscu. Bohaterów nie da się nie lubić - nie są w żaden sposób irytujący, a autorka zgromadziła w swojej powieści bardzo ciekawe osobowości. Narracja została poprowadzona pierwszoosobowo, z perspektywy i Rose i Daniela, także czytając książkę mamy świadomość, co siedzi w głowie każdego z nich, a to pozwala nam lepiej ich poznać. Styl pisania Diane Rose jest niesamowicie lekki i przystępny - lektura wręcz płynie bardzo swobodnie, a kartki przewracają się same.
To jest po prostu niesamowita przyjemność czytać takie książki.
Uwielbiam tę historię, a jej zakończenie... Ach!
Autorko, napisałam to w prywatnej wiadomości na Instagramie, napiszę i tutaj - dziękuję.
Jesteście po lekturze debiutu Diane Rose, czy może jeszcze przed? Jeśli po - napiszcie proszę, czy Wasze odczucia są podobne do moich, a jeśli przed, czy udało mi się Was zachęcić do sięgnięcia po "Carpe diem" ;)
Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam, bo polskie.
Ciekawa recenzja. Może zacznę tu zaglądać częściej.
OdpowiedzUsuńMoże mnie to będzie cieszyć... ;)
UsuńJestem wciąż przed lekturą, ale mam zamiar po nią sięgnąć i na pewno to zrobię :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Naprawdę warto!
Usuń