czwartek, 21 grudnia 2017

Pudełko z marzeniami - Alek Rogoziński, Magdalena Witkiewicz

Pudełko z marzeniami - Alek Rogoziński, 
Magdalena Witkiewicz


Tytuł: Pudełko z marzeniami
Autor: Alek Rogoziński, Magdalena Witkiewicz
Wydawnictwo: Filia
Premiera: 8 listopada 2017 r.

Moja ocena: 5/10 (przeciętna)

Uwielbiam twórczość Alka, no ale każdy, kto odwiedza Zakątek, doskonale o tym wie. Dlatego oczywistym było, że sięgnę po kolejną pozycję, która wyjdzie spod jego pióra, niezależnie od tego, czy będzie ona napisana solo, czy w duecie. Jak tylko gruchnęła wieść, że Alek Rogoziński i Magdalena Witkiewicz wydają wspólnie książkę, (a szum się zrobił niemal w całej blogosferze książkowej), to wiadomym było, że po nią sięgnę. Premiera została zaplanowana na 8 listopada 2017 r., a jako, że udało mi się w tym roku odwiedzić Targi Książki w Krakowie, to nie dość, żeśmy sobie z autorami pogawędzili i zdjęcia porobili, to jeszcze Pudełko okazało się być w przedpremierowej sprzedaży. Małżonek mój dobry chłop, nie dość, że uczynił zadość mym pudełkowym zachciankom, to jeszcze nabył drogą kupna Ósmy cud świata Magdaleny Witkiewicz, coby spragniona wrażeń żona zapoznała się z twórczością autorki przed lekturą tegoż cuda, które wyszło ze wspólnej pracy Specjalistki od szczęśliwych zakończeń i Księcia Komedii Kryminalnej.

W okolicy premiery jak grzyby po deszcze zaczęły się ukazywać pudełkowe recenzje - konsekwentnie omijałam każdy post traktujący o tej książce, gdyż chciałam zostawić sobie przyjemność z lektury na czas okołoświąteczny, zachęcona "najzabawniejszą świąteczną komedią romantyczną" na tylnej okładce, no i z obawy przed spoilerami. Jedyne, co wiedziałam o treści to to, że główna bohaterka ma na imię Malwina - no nareszcie to piękne imię nosi bohaterka jakiejś książki! I to takiej, której współautorem jest mój ulubiony pisarz :) No więc w miniony weekend, pomiędzy jednym spotkaniem wigilijnym a drugim i trzecim (powinnam chyba napisać tszeacim :D), zasiadłam do wyczekanej lektury Pudełka.

Po tym jakże przydługim wstępie pewnie oczekujecie na jakiś boom, na ochy i achy i w ogóle, jaka ta książka jest fantastyczna, przecież z TAKIEGO duetu nie mogło wyjść fiasko. No fiasko może nie, ale wiecie... Odrobinę rozczarowałam się tą lekturą.

Miało być śmiesznie i świątecznie, a ani razu nie parsknęłam śmiechem (choć przyznam, że wiele razy uśmiechnęłam się pod nosem), a o świętach w tej książce traktuje jedynie kilka kartek.

W tym miejscu lojalnie uprzedzam, że jeżeli jesteś jeszcze przed pudełkową lekturą, to nie czytaj dalej tego postu, bowiem zawierać będzie spoilery. Także czytasz dalej moje słowa na własną odpowiedzialność. 

Odnośnie do fabuły - losy Malwiny i Michała krzyżują się w Miasteczku, gdzie ona miała zacząć nowe życie u boku ukochanego, który ostatecznie dał nogę i zostawił ją samą z nowozakupioną restauracją, a on szuka tajemniczego skarbu, o którym majaczyła na łożu śmierci jego ciotka bodajże. Ów skarb miał się znajdować pod jakąś kapliczką, a tak się składa, że w piwnicy restauracji Malwiny znajduje się takowa, w której święty Ekspedyt, podniszczony nieco zębem czasu, spełnia podobnoż marzenia. W całej tej historii biorą udział także pani Wiesia i babcia Janinka, które (jak to starsze panie) mają swoje już za uszami i razem z małym Kamilem i Kalinką mieszają w życiu głównych bohaterów. O, jest jeszcze Rozalia, bliźniaczka Malwiny, która gra główne skrzypce pod sam koniec tej historii.

Książkę - jak można było się spodziewać - czyta się szybko. Bez problemu można rozróżnić, które partie należą do Alka, a które do pani Magdy (tak tak, przeczytałam Ósmy cud świata przed lekturą Pudełka z marzeniami). I - cóż za zaskoczenie :) - alkowe partie pełne są słownego humoru, z którego Książę słynie, natomiast pani Magdy - swoistej retrospekcji i zadumy. Co mi przeszkadzało już na początku - historia Malwiny pokazywana jest z jakby z "teraz"  i "wcześniej", a w międzyczasie narrację prowadzi także Michał. I nie wiadomo, czy Michał jest z "teraz", czy z "wcześniej". Było to dość mylące i dopiero koło setnej strony umiejscowiłam sobie historie obojga bohaterów w czasie. W książce tak w ogóle często pojawiają się zaburzenia czasoprzestrzeni, np. w połowie grudnia Rozalia przyłapuje swojego faceta na zdradzie, a na początku stycznia okazuje się, że ta zdrada miała miejsce dwa miesiące wcześniej. A Walentynki są dwa miesiące po początku stycznia. Niby nic wielkiego, ale obok błędów redakcyjnych i jednym logicznym (gdy okazuje się, że Malwina rozmawia z Malwiną - czy to może jakaś wpadka redakcyjna jednak?) pozostawia w czytelniku dziwne uczucie, że coś poszło nie tak...




Co więcej - czuję niedosyt w związku z okolicznością, że nie została przedstawiona reakcja Michała na odnaleziony skarb. Poznajemy tę stronę historii od strony pani Wiesi... Po tym, jak Michał nie ustępował w poszukiwaniach, wręcz dziwi nawet brak zdania z jego strony na ten temat.  Tak samo, jak brak jakiegokolwiek odniesienia do jego reakcji na widok Rozalii - Michał widzi po raz pierwszy Rozalię i nie dziwi go, że Malwina jakby się "wyuzdała", że tak rzeknę ;) Wydawałoby się, że powinna to być naturalna reakcja każdego człowieka w takiej sytuacji, która mogłaby pociągnąć za sobą całkiem interesujący wątek pełen pomyłek, aczkolwiek potencjał ten pozostał niewykorzystany.

Niestety nie poczułam także tak reklamowanego świątecznego klimatu :( Historia może i jest taka trochę baśniowa (o czym za chwilę), ale no zupełnie bez zapachu pierników i żywej choinki... Same Święta zostały opowiedziane dosłownie na kilku kartkach, a miałam trochę nadzieję na takie Love, actually, czy już z naszego rodzimego podwórka Listy do M., lecz w wersji papierowej. Co do baśniowości - bo to nie jest tak, że ta książka zupełnie nie przypadła mi do gustu (być może moje oczekiwania były zbyt duże) - bardzo potrzebny chyba w dzisiejszych czasach motyw spełniania marzeń podbił moje serce. Tytułowe pudełko z marzeniami stoi w restauracji Malwiny (a tak swoją drogą, czy ona ma jakąś nazwę, czy to jest bliżej-nieokreślona-ale-bardzo-dobra-restauracja, bo nie kojarzę, by w książce padła jej nazwa?), gdzie każdy gość może wrzucić karteczkę z wypisanym marzeniem. I ono się spełnia, bowiem święty Ekspedyt nad tym czuwa :) Czasem potrzebuje odrobiny pomocy dobrych ludzi, a czasem wystarczą jego własne moce :) A prawda jest taka, że ludzie potrzebują happy endów, choćby w książkach, by móc podnieść się na duchu, gdy życie uwiera. W Pudełku z marzeniami mamy kilka szczęśliwych zakończeń - niektórym dopomógł los, tudzież święty Ekspedyt , a innym Kamil z Kalinką :) Można się ich było spodziewać, tak samo, jak przebiegu fabuły, ale czy przewidywalność nie jest czasem atutem książki? Autorzy sprawnie lawirują pomiędzy poruszonymi wątkami, przedstawiając losy wszystkich bohaterów raz z perspektywy Malwiny, a raz Michała (jak dla mnie to najlepszy sposób narracji), choć czasem pojawia się też narrator wszystkowiedzący, ukazujący losy Rozalii, czy pani Wiesi. Czytelnik ma także kompleksowy pogląd na zaistniałe wydarzenia i nic nie jest w stanie mu umknąć. 

Niewątpliwie Święta Bożego Narodzenia to czas zadumy i refleksji nad własnym życiem, a w Pudełku z marzeniami poruszane są i takie tematy (choćby epizodycznie), które pozwalają nam inaczej spojrzeć na otaczających nas ludzi a i dać impuls do bycia lepszym - dla siebie i innych. Cuda się przecież zdarzają, nie tylko w filmach, czy książkach. 

Każdy z nas powinien mieć własne pudełko z marzeniami - tak, by móc każdemu z nich przypisać jakiś termin ważności... Bo czymże jest życie bez marzeń? Bez ich realizacji? 

Jak widzicie pewne kwestie spowodowały, że nieco rozczarowałam się lekturą "Pudełka z marzeniami", co zupełnie nie oznacza, że ta książka jest kiepska. Prawdopodobnie postawiłam jej zbyt wysoko poprzeczkę po "Lustereczko, powiedz przecie", choć powinnam pamiętać, że ta powstała ze współpracy dwóch osób, z których zapewne każda miała swoją wizję i być może coś po prostu nie zaskoczyło w pewnych momentach. 

A jak jest z Wami? Dajcie znać, co sądzicie o "Pudełku z marzeniami", czekam na Wasze komentarze!


PS Ja ciągle oferuję konsultacje pod kątem prawnym... :P W Kodeksie karnym są artykuły, paragrafy to ich mniejsze jednostki ;)


Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam, bo polskie.


8 komentarzy:

  1. Ostatnio po raz pierwszy sięgnęłam po twórczość Alka... A po tą nie wiem czy sięgnę... Nie moje klimaty...

    OdpowiedzUsuń
  2. Raczej nie dla mnie ale z pewnością moja mama byłaby zachwycona :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm, nie wiem, czy sięgnę po tę książkę, średnio mnie zainteresowała. :/

    Pozdrawiam jeżowo
    Nikodem z https://zaczytanejeze.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Zakątek czytelniczy , Blogger