środa, 31 maja 2017

Lirogon - Cecelia Ahern

Lirogon - Cecelia Ahern
Lirogon - Cecelia Ahern


Tytuł: Lirogon
Tytuł oryginalny: Lyrebird
Autor: Cecelia Ahern
Wydawnictwo: Akurat
Data premiery w Polsce: 10 maja 2017 r.
Moja ocena: 7/10 (bardzo dobra)


"Lirogon" to moje czwarte już spotkanie z twórczością Cecelii Ahern. O ile "PS. Kocham cię" nawet nie doczytałam, tak irytował mnie styl pisania autorki, "Love, Rosie" (które przeczytałam pod polskim tytułem "Na końcu tęczy") rzuciło mnie na kolana z zachwytu, to "Dziękuję za wspomnienia" pozostało mi obojętne, skłaniające się lekko ku "irytujące". Tę książkę z czystym sumieniem mogę położyć na półce tuż pod "Love, Rosie" :)

Jeśli miałabym Wam na początku pokrótce opisać, o czy jest "Lirogon", to bez wątpienia bym napisała, że o walce o własne marzenia, choćby te marzenia były niewygodne dla najbliższych nam osób. I o tym, że najważniejszym jest żyć w zgodzie z samym sobą.

Solomon, Bo (no imię straszne i tak - to jest dziewczyna) oraz Rachel pracują w branży filmowej - Bo jest głównie producentką, Rachel odpowiada za zdjęcia a Sol za dźwięk. Trzy lata wcześniej nakręcili film dokumentalny o niemalże 80-letnich bliźniakach, żyjących razem i pracujących we wspólnym gospodarstwie. Przez rok przebywali z braćmi, towarzyszyli im w każdym aspekcie ich życia, powoli zapisywali każde chwile bliźniaków, by później powstał genialny program, za który jego autorzy odebrali już 12 nagród. Wydawało się, że bracia nie mieli przed Solem, Bo i Rachel żadnych tajemnic, w końcu byli przez rok uważnie obserwowani w każdej sekundzie życia. Tajemnice mają jednak to do siebie, że nawet, jeśli są długo ukrywane, lubią ujrzeć światło dzienne. W niniejszej książce jest nią Laura - tytułowy Lirogon. Świat odkrywa ją przypadkiem, dzięki trójce naszych filmowców, którzy po trzech latach wracają na farmę bliźniaków. Laura ma 26 lat i właściwie nie istnieje dla państwa - nie ma jej w żadnym dokumencie, nie uczęszczała do szkoły, nie ma aktu urodzenia, niczego. Dlaczego? To pytanie pojawiało się w mojej głowie wiele razy podczas lektury - aura tajemnicy unosi się wokół naszej bohaterki niemal do końca książki. Laura nie tylko dlatego jest bardzo interesująca - dziewczyna posiada niezwykły dar naśladowania różnych dźwięków. Nie tylko wydawanych przez zwierzęta, ale także głosy innych ludzi i dźwięki wydawane przez różne maszyny, np. ekspres do kawy. Jest to umiejętność podobna do tej, którą posiada pewien ptak - lirogon właśnie (tutaj możecie zobaczyć poglądowo, na czym ona polega :)). 

Laurę odnajdujemy w lesie. Właściwie nie my, a Solomon. I od tego momentu Laura ufa tylko jemu, co nie do końca odpowiada Bo (wspominałam, że Sol i Bo są parą?), która jednak w pędzie za nowym genialnym materiałem wykorzystuje Sola do "ujarzmienia" Laury.

Chyba nie muszę mówić, w jakim kierunku potoczą się losy Laury, Bo i Sola?

Laura musi odnaleźć się w nowej dla niej rzeczywistości - pomimo tego, że dotychczas żyła właściwie samotnie, jest dziewczyną odważną, umiejącą stawić czoła wyzwaniom, które zafundowała jej Bo. Sol zaczyna zastanawiać się nad własnym życiem i próbuje odpowiedzieć sobie na pytanie, czy tego właśnie od niego oczekiwał, a Bo... Bo prze do przodu, niezbyt zważając na uczucia otaczających ją osób.

Laura i Sol są moimi ulubionymi bohaterami tej książki. Bo działała mi niemalże do samego końca na nerwy, Rachel nie pojawiała się zbyt często, ale z całą pewnością można zaliczyć ją do pozytywnych akcentów powieści. 

"Lirogon" napisany jest w sposób bardzo przystępny i zachęcający do dalszego przewracania kartek. Ja nie nudziłam się ani przez moment. Książka może nie porywa, jak "Love, Rosie", ale jest to mądrze napisana historia, dopieszczona pod każdym szczegółem. Jestem zdania, że każdy znajdzie w tej powieści coś dla siebie - z pewnością jest warta przeczytania.

Znacie "Lirogona" i twórczość Cecelii Ahern? Podzielcie się swoją opinią! :)



Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Akurat.



czwartek, 18 maja 2017

Carpe diem - Diane Rose

Carpe diem - Diane Rose
Carpe diem - Diane Rose


Tytuł: Carpe diem
Autor: Diane Rose
Wydawnictwo: Videograf S.A.
Data premiery: 6 kwietnia 2017 r.

Moja ocena: 9/10 (wybitna)

Są takie książki, które wręcz rozrywają czytelnicze serca i pozwalają, by ich kawałki z łoskotem opadły na podłogę. Pozostawiają bez słów i umiejętności pozbierania własnych myśli. Czasem pozwalają, by łzy swobodnie płynęły po policzkach...

Taką właśnie książką jest "Carpe diem" - debiut Diane Rose.

Wyobraźcie sobie, że dokładnie wiecie, kiedy umrzecie. Jakie byście mieli wówczas podejście do życia? Bylibyście zrezygnowani, walczyli o każdy następny dzień, czy żyli ekstremalnie, wyciskając życie, jak cytrynę? Rosalie Heart ma 22 lata i wie, że umrze za maksymalnie 600 dni. Akurat ona przyjęła za swoje motto maksymę carpe diem i nie planuje niczego na jutro. 100 dni wcześniej lekarze wykryli u niej poważną wadę serca i tylko przeszczep może uratować jej życie. Tymczasem czas płynie nieubłaganie - tik tak, tik tak... 599, 598, 597, 596... A Rose pogodziła się z tym, że dawca się nie znajdzie i właściwie to jej bratu Jamesowi i lekarzowi Garbowskiemu bardziej zależy na wyleczeniu Rose, niż jej samej. 

Jak pisałam wcześniej, Rose niczego nie planuje - po co, skoro i tak za 600 dni umrze? Tylko że los postanawia spłatać jej psikusa, bo stawia na jej drodze Daniela, 5 lat starszego lekarza, z którym dość szybko i wbrew sobie nawiązuje intensywną więź. Daniel po bolesnych przeżyciach z Julitą postanowił oddać się wyłącznie pracy i nie pozwolić, by jakakolwiek dziewczyna pojawiła się w jego życiu. Uważa, że jego powołanie to leczenie, ale nie leczenie pacjentów, których traktuje jak maszyny, w których po prostu coś się popsuło, a jego obowiązkiem jest to naprawić. Pewien przypadek sprawia, że tych dwoje z ogromnym hukiem wkracza w swoje życie i musi zweryfikować swoje poglądy... 

Rose nie chce mówić Danielowi o swojej chorobie. Pewnie większość z Was teraz pomyśli, że być może zwariowała. Ale zastanówcie się - młoda dziewczyna, wokół której "skaczą" nie tylko jej brat i szwagierka, ale również przyjaciele (których Rose uparcie nazywa znajomymi, bo przyjaźń oznacza przywiązanie i dawanie od siebie coś w zamian, a ona przecież za niecałe dwa lata umrze), pogodzona ze swoim losem - po prostu chce się poczuć jak każdy zdrowy człowiek. Kogoś poznać, spotkać jeden, czy dwa razy i zapomnieć - bez zobowiązań, bez planowania. No bo przecież i tak umrze. Tylko jednak jej nie do końca sprawne serce nie chce zapomnieć o Danielu... A i Danielowi zaczynają się otwierać oczy na pewne sprawy.

Bo to przecież tak jest, że jak się spotka dwoje ludzi, którzy są sobie przeznaczeni, to ani czas, ani poglądy, ani dotychczasowe zasady nie mają znaczenia...

Historia Rose i Daniela spowodowała, że po moich policzkach popłynęły łzy. "Carpe diem" to chyba druga książka (o ile dobrze pamiętam), która wywołała taki efekt. Przy takiej książce zapomina się o tym, co gdzieś w każdym człowieku siedzi z tyłu głowy. Bo problemem nie jest sam problem, tylko sposób w jaki się do problemu podchodzi (gdzieś to przeczytałam ostatnio, nie pamiętam, gdzie, ale to jest tak bardzo prawdziwe, że chciałam się tą myślą z Wami podzielić). Sposób podchodzenia Rose do swojej choroby ewoluuje w toku lektury, a zakończenie tej wędrówki... No cóż - autorka rzuca głównym bohaterom kłody pod nogi. Zwala wręcz drzewa, rzekłabym. A jak Rose, Daniel i ich bliscy sobie z tym radzą? O tym musisz przekonać się drogi Czytelniku sam.

W "Carpe diem" wszystko jest na swoim miejscu. Bohaterów nie da się nie lubić - nie są w żaden sposób irytujący, a autorka zgromadziła w swojej powieści bardzo ciekawe osobowości. Narracja została poprowadzona pierwszoosobowo, z perspektywy i Rose i Daniela, także czytając książkę mamy świadomość, co siedzi w głowie każdego z nich, a to pozwala nam lepiej ich poznać. Styl pisania Diane Rose jest niesamowicie lekki i przystępny - lektura wręcz płynie bardzo swobodnie, a kartki przewracają się same. 

To jest po prostu niesamowita przyjemność czytać takie książki. 

Uwielbiam tę historię, a jej zakończenie... Ach!

Autorko, napisałam to w prywatnej wiadomości na Instagramie, napiszę i tutaj - dziękuję.

Jesteście po lekturze debiutu Diane Rose, czy może jeszcze przed? Jeśli po - napiszcie proszę, czy Wasze odczucia są podobne do moich, a jeśli przed, czy udało mi się Was zachęcić do sięgnięcia po "Carpe diem" ;)


Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam, bo polskie.



wtorek, 9 maja 2017

[BOOK TOUR] Dziewczyna, która przepadła - Katarzyna Misiołek

[BOOK TOUR] Dziewczyna, która przepadła - Katarzyna Misiołek
Dziewczyna, która przepadła - Katarzyna Misiołek


Tytuł: Dziewczyna, która przepadła
Autor: Katarzyna Misiołek
Wydawnictwo: MUZA S.A.
Data premiery: 26 października 2016 r,

Moja ocena: 9/10 (wybitna)

Po książkę autorstwa Katarzyny Misiołek "Dziewczyna, która przepadła" sięgnęłam dzięki Dorocie z bloga Przeczytanki (klik), która zorganizowała book tour z tą właśnie pozycją. Opis książki mnie tak zahipnotyzował, że po prostu musiałam ją przeczytać, a recenzja Doroty tylko mnie utwierdziła w moim postanowieniu. Jestem po lekturze i właściwie mogłabym napisać tylko jedno - WOW.

Nie słyszałam wcześniej o Katarzynie Misiołek i nie czytałam żadnej z jej książek, dlatego trochę się wystraszyłam, jak zobaczyłam na tylnej okładce informację, że "Dziewczyna, która przepadła" jest kontynuacją "Ostatniego dnia roku". Poczytałam jednak co nieco na temat obu pozycji i okazało się, że książka, którą miałam w ręku, pisana jest z innej perspektywy, niż jej "prequel". Odetchnęłam z ulgą i zasiadłam do lektury.

"Dziewczyna, która przepadła" opowiada historię Moniki, prowadzącej pozornie szczęśliwe życie u boku swojego męża - Jakuba, która cóż... Znalazła się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Dlaczego akurat ona, dlaczego tam i dlaczego wtedy? Na to składa się właśnie pozorność jej szczęścia. Jej próba empatii i pomocy kończy się dla Moniki tragicznie - zostaje porwana. Ta chwila przesądza o całym jej przyszłym życiu - od tego momentu jest zdana na łaskę swojego porywacza, który ma co najmniej nierówno pod sufitem... Pozostaje w zamknięciu i odosobnieniu przez ponad osiem lat.

Osiem lat.

Osiem lat tortur. Fizycznych i psychicznych. Powracającej nadziei, prób pogodzenia się ze swoim losem, przemyśleń odnośnie do własnych działań i przeszłości, poczucia straty i beznadziei... Dopiero właściwie przypadek i dziwne zrządzenie losu sprawiają, że Monika zyskuje szansę na powrót do normalności. Bo Monika nie wraca już do świata, z którego została brutalnie wyrwana osiem lat temu...

Postać głównej bohaterki, wydarzenia przedstawione w książce i portret Józefa - psychopaty zostały przez autorkę wykreowane w tak rzeczywisty sposób, że chyba nie chcę wiedzieć, co było dla niej inspiracją. Całą historię poznajemy z perspektywy głównej bohaterki - jesteśmy w jej głowie, słyszymy jej myśli, poznajemy jej historię, marzenia i pragnienia. Monika jest postacią tak rzeczywistą i wiarygodną, że mogłaby być naszą siostrą, koleżanką z pracy, czy sąsiadką. Pomimo wad, kibicujemy jej i razem z nią chcemy uciec z domu, w którym jest przetrzymywana przez Józefa. 

A Józef... Autorko... Jak to się stało, że wykreowałaś jego postać tak, że odniosłam wrażenie, że tylko osoba o psychopatycznych skłonnościach byłaby w stanie w tak prawdziwy sposób przedstawić tego typu bohatera? Ogromny ukłon w stronę tak wielkiego talentu. Uwierzyłam we wszystko. Historia psychopatycznego porywacza została skonstruowana w tak spójny i rzetelny sposób, że nie sposób jest dopatrzeć się jakichkolwiek nieścisłości, groteski czy wyolbrzymienia. Katarzyna Misiołek nie dość, że kreuje bohaterów z krwi i kości, to jeszcze pisze w taki sposób, że po prostu nie można oderwać się od lektury.Wydawać by się mogło, że opis przeżyć porwanej kobiety, próbującej odnaleźć się w nowej rzeczywistości po uwolnieniu, będzie być może melodramatyczna, przez co nieco łzawa i nuda, ale w przypadku "Dziewczyny, która przepadła" nic bardziej mylnego. Książka wciąga od pierwszych stron i nie wypuszcza ze swoich objęć do ostatniej przewróconej kartki.

Jestem zachwycona książką i sposobem pisania Katarzyny Misiołek. Z pewnością wrócę do jej twórczości nie raz i jestem pewna, że z gwarancją dobrze spędzonego czasu. "Dziewczynę, która przepadła" można spokojnie przeczytać bez znajomości "Ostatniego dnia roku", gdyby ktoś miał wątpliwości ;) Podejrzewam, że między książkami jest mnóstwo powiązań, których nie mogłam wyłapać bez znajomości "Ostatniego dnia roku", jednak nie przeszkadzało mi to w najmniejszym stopniu w odbiorze "Dziewczyny, która przepadła".

Wiecie, co jest najgorsze? Że to, co spotkało Monikę, może spotkać każdego z nas. Józef nie stosował żadnego klucza w procesie wyboru swojej ofiary - wygrał zwykły przypadek, chwila, rzucone od niechcenia spojrzenie. A takie historie niestety zdarzają się nie tylko w wykreowanej fikcji literackiej...

Znacie twórczość Katarzyny Misiołek? Co sądzicie o "Dziewczynie, która przepadła"? Jeśli jeszcze nie znacie tej pozycji to mam nadzieję, że zachęciłam Was do sięgnięcia po nią ;)



Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam, bo polskie.


piątek, 5 maja 2017

Więzy krwi, Patricia Briggs (Mercedes Thompson, tom II)

Więzy krwi, Patricia Briggs (Mercedes Thompson, tom II)
Więzy krwi - Patricia Briggs (Mercedes Thompson, tom II)


Tytuł: Więzy krwi
Tytuł oryginalny: Blood bound
Autor: Patricia Briggs
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Premiera na świecie: 2007 r.
Premiera w Polsce: 15 października 2010 r.; 
wznowienie serii - 12 kwietnia 2017 r.
Seria/cykl: Mercedes Thompson, tom II

Moja ocena: 8/10 (rewelacyjna)

Napiszę krótko - ta część jest co najmniej tak samo świetna, jak pierwszy tom! W sumie to nie mogę się zdecydować, który podobał mi się bardziej :) Moją opinię na temat "Zewu księżyca" znajdziecie tutaj (klik), a teraz postaram się napisać Wam kilka sensownych słów na temat "Więzów krwi" ;)

Mercedes Thompson, znana i lubiana wszem i wobec mechanik samochodowy, nie pocieszyła się zbyt długo spokojem po wydarzeniach, jakie mały miejsce w "Zewie księżyca". Oto pojawia się Stefan - znany już nam wampir, przyjaciel Mercy - i prosi główną bohaterkę o przysługę. Ma ona towarzyszyć mu w spotkaniu, które (czego jeszcze żaden z bohaterów nie może jeszcze nawet podejrzewać) pociągnie za sobą bardzo niemiłe konsekwencje. Chcąc nie chcąc, Mercy zostaje wciągnięta w sam środek wampirzych rozgrywek i wychodzi na to, że dziwnym trafem tylko ona może rozwiązać wampirzy problem. Okazuje się, że siła, z jaką przyjdzie się jej zmierzyć, jak dotychczas nie była nikomu znana...

Niezmiernie się cieszę, że drugi tom przygód Mercedes Thompson otworzył przed czytelnikami szerzej drzwi do wykreowanego przez autorkę świata. Tak, jak w "Zewie księżyca" został nam bardzo dokładnie przedstawiony cały wilkołaczy świat, tak w "Więzach krwi" możemy przyjrzeć się szczegółowo wampirzej rzeczywistości. Patricia Briggs z niesamowitą dokładnością opisuje wampirze zwyczaje, "odkładając" na bok wątek watahy Adama. Na szczęście moje ulubione wilkołaki, czyli Adam właśnie i Samuel, pojawiają się w tej części z taką samą intensywnością, co w pierwszym tomie :) Bardzo jestem ciekawa, jaki wątek zostanie rozbudowany w trzeciej części cyklu o Mercedes Thompson, a o tym przekonam się bodajże w sierpniu, kiedy wyjdzie trzeci tom wznowionej serii, czyli "Pocałunek żelaza".

Główna bohaterka na szczęście pozostała sobą, dzięki czemu nie straciła mojej sympatii. Mercy jest kobietą z krwi i kości, myślącą i działającą racjonalnie, co niesamowicie cieszy w zalewie rozchwianych emocjonalnie bohaterek-nastolatek. W świecie wykreowanym przez Patricię Briggs króluje instynkt i nie znajdziemy tutaj sercowych rozterek bohaterów, o nie. Relacja, która nawiązała (nawiązuje się?) między Mercy a Adamem i Samuelem jest fascynująco pierwotna, bez konwenansów, być może dla niektórych zbyt drapieżna. Ale to jest właśnie kreacja Patricii Briggs i ja ją przyjmuję w całości, bez żadnych "ale" i zastrzeżeń.

Cieszę się bardzo, że dalej mogę, opisując "Więzy krwi", użyć sformułowania, że ta książka opisuje dorosłych i jest pisana dla dorosłych. Styl autorki, jak również sposób poprowadzenia akcji, nic a nic nie straciły na wartości i trzymają poziom "Zewu księżyca". Właściwie mogłabym tutaj przekopiować część, o ile nie większość, fragmentów posta dotyczącego pierwszego tomu :) 




Chyba nie będą pierwszą osobą, która twierdzi, że kolejne tomy danej serii ciężko się opisuje. No bo fabuła - trzeba uważać na spoilery, więc właściwie można ocenić tyle, czy cykl dalej nam się podoba, czy bohaterowie nie stracili na wyrazistości, czy wątki zostały pociągnięte w satysfakcjonujący nas sposób? I powiem tak - ja jestem w 100% usatysfakcjonowana kontynuacją losów Mercedes Thompson w całej rozciągłości i niecierpliwie czekam na kolejny tom :)

A jakie są Wasze odczucia na temat "Więzów krwi"? Znacie w ogóle serię o Mercedes Thompson? Dajcie znać!


Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Fabryka Słów.


Copyright © 2016 Zakątek czytelniczy , Blogger