środa, 27 grudnia 2017

Brulion zabaw na święta

Brulion zabaw na święta
Brulion zabaw na święta


Jak często zdarza nam się wracać do gier, które z powodzeniem wypełniały nasz wolny czas w dzieciństwie? Umiemy jeszcze ruszyć głową i spróbować wytężyć wyobraźnię? Przede wszystkim - czy nam się chce to robić? W dzisiejszych czasach często brak nam chęci, by w ten właśnie sposób spędzić czas ze swoimi najbliższymi, czy z samym sobą. A tutaj proszę - mamy gotowe rozwiązanie, nawet dla leniuszków, dla których rozrysowanie tabelek do "Państwa, miasta" to zbyt duże wyzwanie :) 

"Brulion zabaw na święta" zawiera wiele propozycji spędzenia wolnego czasu w oderwaniu od ekranu komputera czy telefonu. Nie tylko gry ("Państwa, miasta", "Piłkarzyki", "Smok", czy "Kartofel"), ale również zabawy rysunkowe. Nauczymy się rysować bałwana, Mikołaja, czy renifera :) Z takich rysunkowych najbardziej spodobało mi się rysowanie Mikołaja - na jednej karcie znajdziemy propozycje, jak mają wyglądać jego oczy, nos, broda itp., wybieramy poszczególne "elementy" i na drugiej stronie tworzymy nasz portret :) 




Przy okazji "Brulionu zabaw na święta" okazało się, że mój mąż nie zna połowy gier, w jakie grałam w dzieciństwie - np. "Piłkarzyków", czy "Łapki" :D Nie zmienia to jednak faktu, że spędziliśmy kilka wesołych wieczorów, grając w "Państwa, miasta" i "Smoka" - a po kilku głębszych wychodziły nam dość interesujące historie, które raczej nie nadają się na ich przytaczanie :) Brulion zainspirował nas także do rodzinnego zagrania w "Państwa, miasta" w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia - nie wiedziałam, że można grać w tę grę w pięć osób... Nie muszę chyba dodawać, że była to niesamowita alternatywa dla wgapiania się w ekran telewizora podczas konsumowania świątecznych potraw :)

Wydawać by się mogło, że zupełnie bez sensu jest gromadzić w jednym zeszycie właściwie gotowe plansze do gier, w które z powodzeniem można zagrać bez tego typu bajerów. Ale pomyślcie - czy nie jest to impuls po prostu do spędzenia wolnego czasu w towarzystwie najbliższych nam osób z kartką papieru i długopisem? Leży sobie taki brulion, zerkasz na niego kątem oka i bach - wieczorem winko, jutubowe hity, druga osoba i gra, przy której można świetnie spędzić czas.

Często nam się po prostu nie chce - a tutaj mamy gotowe rozwiązanie, wystarczy usiąść i zagrać :)

Ja jestem zachwycona "Brulionem zabaw na święta" i z pewnością sięgnę po inne propozycje z tej serii. 

A Wy jak spędzacie wolny czas? Nie da się uciec od wirtualnego świata, ale czy umiecie się z niego wylogować?


Za brulion serdecznie dziękuję Wydawnictwu Wilga.



czwartek, 21 grudnia 2017

Pudełko z marzeniami - Alek Rogoziński, Magdalena Witkiewicz

Pudełko z marzeniami - Alek Rogoziński, Magdalena Witkiewicz
Pudełko z marzeniami - Alek Rogoziński, 
Magdalena Witkiewicz


Tytuł: Pudełko z marzeniami
Autor: Alek Rogoziński, Magdalena Witkiewicz
Wydawnictwo: Filia
Premiera: 8 listopada 2017 r.

Moja ocena: 5/10 (przeciętna)

Uwielbiam twórczość Alka, no ale każdy, kto odwiedza Zakątek, doskonale o tym wie. Dlatego oczywistym było, że sięgnę po kolejną pozycję, która wyjdzie spod jego pióra, niezależnie od tego, czy będzie ona napisana solo, czy w duecie. Jak tylko gruchnęła wieść, że Alek Rogoziński i Magdalena Witkiewicz wydają wspólnie książkę, (a szum się zrobił niemal w całej blogosferze książkowej), to wiadomym było, że po nią sięgnę. Premiera została zaplanowana na 8 listopada 2017 r., a jako, że udało mi się w tym roku odwiedzić Targi Książki w Krakowie, to nie dość, żeśmy sobie z autorami pogawędzili i zdjęcia porobili, to jeszcze Pudełko okazało się być w przedpremierowej sprzedaży. Małżonek mój dobry chłop, nie dość, że uczynił zadość mym pudełkowym zachciankom, to jeszcze nabył drogą kupna Ósmy cud świata Magdaleny Witkiewicz, coby spragniona wrażeń żona zapoznała się z twórczością autorki przed lekturą tegoż cuda, które wyszło ze wspólnej pracy Specjalistki od szczęśliwych zakończeń i Księcia Komedii Kryminalnej.

W okolicy premiery jak grzyby po deszcze zaczęły się ukazywać pudełkowe recenzje - konsekwentnie omijałam każdy post traktujący o tej książce, gdyż chciałam zostawić sobie przyjemność z lektury na czas okołoświąteczny, zachęcona "najzabawniejszą świąteczną komedią romantyczną" na tylnej okładce, no i z obawy przed spoilerami. Jedyne, co wiedziałam o treści to to, że główna bohaterka ma na imię Malwina - no nareszcie to piękne imię nosi bohaterka jakiejś książki! I to takiej, której współautorem jest mój ulubiony pisarz :) No więc w miniony weekend, pomiędzy jednym spotkaniem wigilijnym a drugim i trzecim (powinnam chyba napisać tszeacim :D), zasiadłam do wyczekanej lektury Pudełka.

Po tym jakże przydługim wstępie pewnie oczekujecie na jakiś boom, na ochy i achy i w ogóle, jaka ta książka jest fantastyczna, przecież z TAKIEGO duetu nie mogło wyjść fiasko. No fiasko może nie, ale wiecie... Odrobinę rozczarowałam się tą lekturą.

Miało być śmiesznie i świątecznie, a ani razu nie parsknęłam śmiechem (choć przyznam, że wiele razy uśmiechnęłam się pod nosem), a o świętach w tej książce traktuje jedynie kilka kartek.

W tym miejscu lojalnie uprzedzam, że jeżeli jesteś jeszcze przed pudełkową lekturą, to nie czytaj dalej tego postu, bowiem zawierać będzie spoilery. Także czytasz dalej moje słowa na własną odpowiedzialność. 

Odnośnie do fabuły - losy Malwiny i Michała krzyżują się w Miasteczku, gdzie ona miała zacząć nowe życie u boku ukochanego, który ostatecznie dał nogę i zostawił ją samą z nowozakupioną restauracją, a on szuka tajemniczego skarbu, o którym majaczyła na łożu śmierci jego ciotka bodajże. Ów skarb miał się znajdować pod jakąś kapliczką, a tak się składa, że w piwnicy restauracji Malwiny znajduje się takowa, w której święty Ekspedyt, podniszczony nieco zębem czasu, spełnia podobnoż marzenia. W całej tej historii biorą udział także pani Wiesia i babcia Janinka, które (jak to starsze panie) mają swoje już za uszami i razem z małym Kamilem i Kalinką mieszają w życiu głównych bohaterów. O, jest jeszcze Rozalia, bliźniaczka Malwiny, która gra główne skrzypce pod sam koniec tej historii.

Książkę - jak można było się spodziewać - czyta się szybko. Bez problemu można rozróżnić, które partie należą do Alka, a które do pani Magdy (tak tak, przeczytałam Ósmy cud świata przed lekturą Pudełka z marzeniami). I - cóż za zaskoczenie :) - alkowe partie pełne są słownego humoru, z którego Książę słynie, natomiast pani Magdy - swoistej retrospekcji i zadumy. Co mi przeszkadzało już na początku - historia Malwiny pokazywana jest z jakby z "teraz"  i "wcześniej", a w międzyczasie narrację prowadzi także Michał. I nie wiadomo, czy Michał jest z "teraz", czy z "wcześniej". Było to dość mylące i dopiero koło setnej strony umiejscowiłam sobie historie obojga bohaterów w czasie. W książce tak w ogóle często pojawiają się zaburzenia czasoprzestrzeni, np. w połowie grudnia Rozalia przyłapuje swojego faceta na zdradzie, a na początku stycznia okazuje się, że ta zdrada miała miejsce dwa miesiące wcześniej. A Walentynki są dwa miesiące po początku stycznia. Niby nic wielkiego, ale obok błędów redakcyjnych i jednym logicznym (gdy okazuje się, że Malwina rozmawia z Malwiną - czy to może jakaś wpadka redakcyjna jednak?) pozostawia w czytelniku dziwne uczucie, że coś poszło nie tak...




Co więcej - czuję niedosyt w związku z okolicznością, że nie została przedstawiona reakcja Michała na odnaleziony skarb. Poznajemy tę stronę historii od strony pani Wiesi... Po tym, jak Michał nie ustępował w poszukiwaniach, wręcz dziwi nawet brak zdania z jego strony na ten temat.  Tak samo, jak brak jakiegokolwiek odniesienia do jego reakcji na widok Rozalii - Michał widzi po raz pierwszy Rozalię i nie dziwi go, że Malwina jakby się "wyuzdała", że tak rzeknę ;) Wydawałoby się, że powinna to być naturalna reakcja każdego człowieka w takiej sytuacji, która mogłaby pociągnąć za sobą całkiem interesujący wątek pełen pomyłek, aczkolwiek potencjał ten pozostał niewykorzystany.

Niestety nie poczułam także tak reklamowanego świątecznego klimatu :( Historia może i jest taka trochę baśniowa (o czym za chwilę), ale no zupełnie bez zapachu pierników i żywej choinki... Same Święta zostały opowiedziane dosłownie na kilku kartkach, a miałam trochę nadzieję na takie Love, actually, czy już z naszego rodzimego podwórka Listy do M., lecz w wersji papierowej. Co do baśniowości - bo to nie jest tak, że ta książka zupełnie nie przypadła mi do gustu (być może moje oczekiwania były zbyt duże) - bardzo potrzebny chyba w dzisiejszych czasach motyw spełniania marzeń podbił moje serce. Tytułowe pudełko z marzeniami stoi w restauracji Malwiny (a tak swoją drogą, czy ona ma jakąś nazwę, czy to jest bliżej-nieokreślona-ale-bardzo-dobra-restauracja, bo nie kojarzę, by w książce padła jej nazwa?), gdzie każdy gość może wrzucić karteczkę z wypisanym marzeniem. I ono się spełnia, bowiem święty Ekspedyt nad tym czuwa :) Czasem potrzebuje odrobiny pomocy dobrych ludzi, a czasem wystarczą jego własne moce :) A prawda jest taka, że ludzie potrzebują happy endów, choćby w książkach, by móc podnieść się na duchu, gdy życie uwiera. W Pudełku z marzeniami mamy kilka szczęśliwych zakończeń - niektórym dopomógł los, tudzież święty Ekspedyt , a innym Kamil z Kalinką :) Można się ich było spodziewać, tak samo, jak przebiegu fabuły, ale czy przewidywalność nie jest czasem atutem książki? Autorzy sprawnie lawirują pomiędzy poruszonymi wątkami, przedstawiając losy wszystkich bohaterów raz z perspektywy Malwiny, a raz Michała (jak dla mnie to najlepszy sposób narracji), choć czasem pojawia się też narrator wszystkowiedzący, ukazujący losy Rozalii, czy pani Wiesi. Czytelnik ma także kompleksowy pogląd na zaistniałe wydarzenia i nic nie jest w stanie mu umknąć. 

Niewątpliwie Święta Bożego Narodzenia to czas zadumy i refleksji nad własnym życiem, a w Pudełku z marzeniami poruszane są i takie tematy (choćby epizodycznie), które pozwalają nam inaczej spojrzeć na otaczających nas ludzi a i dać impuls do bycia lepszym - dla siebie i innych. Cuda się przecież zdarzają, nie tylko w filmach, czy książkach. 

Każdy z nas powinien mieć własne pudełko z marzeniami - tak, by móc każdemu z nich przypisać jakiś termin ważności... Bo czymże jest życie bez marzeń? Bez ich realizacji? 

Jak widzicie pewne kwestie spowodowały, że nieco rozczarowałam się lekturą "Pudełka z marzeniami", co zupełnie nie oznacza, że ta książka jest kiepska. Prawdopodobnie postawiłam jej zbyt wysoko poprzeczkę po "Lustereczko, powiedz przecie", choć powinnam pamiętać, że ta powstała ze współpracy dwóch osób, z których zapewne każda miała swoją wizję i być może coś po prostu nie zaskoczyło w pewnych momentach. 

A jak jest z Wami? Dajcie znać, co sądzicie o "Pudełku z marzeniami", czekam na Wasze komentarze!


PS Ja ciągle oferuję konsultacje pod kątem prawnym... :P W Kodeksie karnym są artykuły, paragrafy to ich mniejsze jednostki ;)


Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam, bo polskie.


niedziela, 10 grudnia 2017

Komisarz - Paulina Świst

Komisarz - Paulina Świst
Komisarz - Paulina Świst


Tytuł: Komisarz
Autor: Paulina Świst
Wydawnictwo: Akurat
Data premiery: 22 listopada 2017 r.

Moja ocena: 9/10 (wybitna)

kilka słów o Prokuratorze - klik

Nie wiem, jak Wy, ale ja czytałam naprawdę różne opinie na temat debiutanckiej powieści Pauliny Świst - "Prokuratorze". Że gdzie te obietnice z okładki, że przekoloryzowana, że greyowata, że odrealniona, że słaba itd. Mnie natomiast debiut autorki naprawdę przypadł do gustu i nie mogłam się doczekać, aż wyda kolejną powieść. Bałam się, że przyjdzie mi czekać naprawdę długo, a tu bach! Gruchnęła wieść, że po pół roku od debiutu Paulina Świst wydaje kolejną książkę. Przebierałam nogami, by jak najszybciej dostać ją w swoje ręce, bo nie dość, że "Prokurator" bardzo mi się spodobał, to i polubiłam samą autorkę ;) Nadszedł ten dzień - wyjęłam książkę ze skrzynki w sobotę rano (w sobotę! Nie sprawdziłam skrzynki w piątek po powrocie z pracy!) i w niedzielę wieczorem byłam już po lekturze...

Wydarzenia z "Komisarza" rozgrywają się niedługo po zakończeniu "Prokuratora". Tym razem jednak to nie Kinga i Zimny są głównymi bohaterami i narratorami, tylko Radek Wyrwa i Zuzanna Kadziewicz - Wyrwę mieliśmy już okazję poznać przy okazji pierwszego tomu, lecz wówczas jego rola była raczej epizodyczna. Radek jest policjantem, któremu polecono rozpracować właśnie ojca Zuzanny - jedno z ogniw w handlu ludźmi - kobiet do domów publicznych. Radek jest dla naszej bohaterki (pedagog z zamiłowania) ideałem, mężczyzną zupełnie innym, niż w "prawdziwym" życiu - lecz wkrótce bańka Zuzanny pęka, gdy dowiaduje się, na czym tak naprawdę zarabia jej ojciec, a Radosław nie pracuje w korporacji i nie jest szarmanckim dżentelmenem, za jakiego dotychczas go miała... Niestety, ale ojciec Zuzanny postanawia współpracować z policją, a to oznacza, że jest ona skazana na towarzystwo Radka, niezależnie od tego, czy sama sobie tego życzy, czy już nie... 

U Pauliny Świst podoba mi się to, że nie tworzy sztucznych dialogów pomiędzy postaciami. Bohaterowie wypowiadają się w sposób naturalny, adekwatny do swoich kreacji i sytuacji, w jakich aktualnie się znajdują. Nie ma tutaj przesłodzonego stylu, chyba że akurat pasuje do postaci (jak np. Zuzanny na początku). Prawnicy w jej książkach rozmawiają między sobą tak, jak w realnym życiu, a nie w napuszony sposób "no tak tak, zdecydowanie stanowi to naruszenie przepisów postępowania, tj. artykułu takiego a takiego Kodeksu postępowania karnego (względnie kapeka), mamy solidną podstawę do wywiedzenia apelacji, musimy tylko najpierw zgodnie z artykułem takim a takim złożyć wniosek o pisemne uzasadnienie tego wyroku!". Dwutorowo poprowadzona narracja pozwala czytelnikowi dość kompleksowo poznać przedstawioną przez Paulinę Świst historię, od razu także wiadomo, z czyjej perspektywy ją aktualnie widzimy. Nie sposób bowiem nie rozróżnić, czy narratorem jest aktualnie Zuzanna, czy Radek. Początkowo bałam się, że nie polubię tej dwójki, gdyż zapałałam ogromną sympatią do Kingi i Zimnego, lecz na szczęście nic takiego się nie stało :) Ponadto w "Komisarzu" autorka zastosowała zabieg, który po prostu uwielbiam - Kinga i Łukasz często pojawiają się na kartach kontynuacji "Prokuratora" - wprawdzie grają drugie skrzypce, ale SĄ! A ja kocham wiedzieć, co się dzieje z moimi ulubionymi bohaterami po zakończeniu książki :) 

Akcja toczy się szybko - nie sposób się nudzić przy lekturze "Komisarza", autorka co rusz zaskakuje czytelnika zwrotami akcji. Tym razem jednak przyglądamy się kulisom pracy policji i prokuratury. Książkę czyta się z ogromnym zaangażowaniem - w moim przypadku o zaangażowaniu świadczył fakt, że nie mogłam po lekturze "Komisarza" zacząć innej książki, myślami byłam ciągle przy Radku i Zuzie. Co więcej? Scen łóżkowych jest mniej, niż w "Prokuratorze", lecz nie można powiedzieć, by chemii między bohaterami było przez to mniej, o nie :) Jak dla mnie chyba jedyną wadą tej książki jest to, że zbyt szybko się ją czyta... 

Podsumowując powyższe - spokojnie mogę podtrzymać wszystko, co napisałam o pierwszej części, czyli "Prokuratorze" :) "Komisarz" to idealna propozycja na odstresowanie po ciężkim dniu w pracy, przy kieliszku wina oczywiście ;) Historia Zuzanny i Radka pozwala na odcięcie się od rzeczywistości i zatopienie w przyjemności, jaką można czerpać z czytania. Mam nadzieję, że Paulina Świst nie próżnuje i zaczyna powoli szykować dla nas kolejną czytelniczą ucztę. 

Dajcie znać, co sądzicie o twórczości Pauliny Świst. Jesteście jej zwolennikami, czy może niekoniecznie? Czekam na Wasze komentarze :)



Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Akurat.



Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam bo polskie.


poniedziałek, 27 listopada 2017

CzytajPL!

CzytajPL!
Obiecałam, to udostępniam! :)

Do końca listopada macie jedyną i niepowtarzalną okazję przeczytać ZA DARMO jedną ze wskazanych na dole książek. Łapcie kod QR i korzystajcie, póki jeszcze można ;) 

Czytaj PL (www.czytajPL.pl) do tej pory było organizowane w niespotykanej w Polsce i na świecie skali, a w tym roku zasięg akcji będzie wielokrotnie większy. Akcja obejmie ponad 30 miast i dodatkowe 450, w których znajdują się szkoły biorące udział w akcji. Spośród  5000 zgłoszeń uczniów organizatorzy wyłonili 1000 Ambasadorów. Na ponad siedmiu tysiącach nośników pojawią się darmowe wypożyczalnie e-booków i audiobooków. Udostępnione zostaną kody QR do 12 bestsellerów, w tym 5 absolutnych nowości z 2017 roku. Po raz pierwszy w akcji weźmie udział 10 miast zagranicznych m.in.: Barcelona, Dublin, Lwów, Norwich, Nottingham, Praga i Reykjavik – Miasta Literatury UNESCO. Wszystko to będzie  możliwe dzięki jednemu kodowi i jednej aplikacji. Zeszłoroczna edycja  zachęciła do czytania tysiące osób. W tym roku przekona ich jeszcze więcej. Akcja organizowana jest już po raz piąty przez Krakowskie Biuro Festiwalowe, operatora programu Kraków Miasto Literatury UNESCO oraz platformę e-bookową Woblink.com.

Wśród bestsellerowych książek każdy znajdzie coś dla siebie. W kategorii kryminał do wirtualnej wypożyczalni trafi szwedzka „Księżniczka z lodu” Camilli Läckberg, której powieści przetłumaczone zostały na ponad 40 języków w 60 krajach. Miłośnicy książek  przygodowych będą mieli okazję przeczytać m.in. głośną powieść „Shantaram” Gregory'ego Davida Robertsa, która przedstawia historię legendarnego zbiega ukrywającego się w Indiach. W lesie dzieją się zdumiewające rzeczy! Odkryje je przed czytelnikami Peter Wohlleben w „Sekretnym życiu drzew”. Do wypożyczenia będą również nagrodzone Nagrodą Zajdla „Czterdzieści i cztery” Krzysztofa Piskorskiego, „Miasto Archipelag. Polska mniejszych miast” Filipa Springera, „#WstydźSię!” Jona Ronsona i „Korona śniegu i krwi” Elżbiety Cherezińskiej.

Do organizowanej z inicjatywy Instytutu Książki, pilotażowej odsłony akcji “Upoluj swoją książkę” zgłosiło się aż 1000 szkół ponadpodstawowych z całego kraju. Umożliwi ona wypożyczenie książki na 5 minutowej przerwie wprost z korytarza. Wystarczy smartfon i aplikacja. Na uczniów czekają również konkursy z atrakcyjnymi nagrodami. Ale to nie wszystko. W 200 restauracjach w ramach akcji „Czytaj PL na przystawkę” goście wypożyczą książki nie odchodząc od stolika, dzięki specjalnym nakładkom na menu.

Akcja Czytaj PL od początku jest organizowana w ramach programu Kraków Miasto Literatury UNESCO.

Aby skorzystać z darmowych wypożyczalni e-booków i audiobooków, należy pobrać aplikację Woblink ze sklepu App Store lub Google Play i przejść do zakładki Czytaj PL. Wystarczy jeden kod. Do całej kolekcji każdy może też zaprosić aż 5 znajomych. Czytaj PL trwa od 2 do 30 listopada. Lokalizator darmowych wypożyczalni e-booków można znaleźć na stronie www.czytajPL.pl

Lista dostępnych książek:
1. Wojciech Drewniak „Historia bez cenzury 2”
2. Krzysztof Piskorski „Czterdzieści i cztery”
3. Gregory David Roberts „Shantaram”
4. Filip Springer „Miasto Archipelag. Polska mniejszych miast”
5. Anna Kamińska „Wanda”
6. Jakub Małecki „Ślady”
7. Dan Ariely „Szczera prawda o nieuczciwości”
8. Elżbieta Cherezińska „Korona śniegu i krwi”
9. Camilla Lackberg „Księżniczka z lodu”
10. Peter Wohlleben „Sekretne życie drzew”
11. Jon Ronson „#WstydźSię!”
12. Marek Kamiński „Marek i czaszka jaguara”








Organizatorzy Czytaj PL: Krakowskie Biuro Festiwalowe, Woblink

Partner strategiczny: Instytut Książki

Organizatorzy odsłony w szkołach (Upoluj swoją książkę): Instytut Książki, Krakowskie Biuro Festiwalowe, Woblink

Wydawcy: Znak Horyzont, Wydawnictwo Literackie, Wydawnictwo Marginesy, Wydawnictwo Karakter, SQN, Smak Słowa, Zysk, Wydawnictwo Czarna Owca, Otwarte, Insignis Media, Znak Emotikon

Miasta partnerskie: Kraków, Poznań, Łódź, Wrocław, Gdańsk, Katowice, Lublin, Toruń, Częstochowa, Opole, Gdynia, Rzeszów

Pozostałe miasta biorące udział w akcji: Warszawa, Białystok, Bydgoszcz, Bytom, Chorzów, Mysłowice, Rybnik, Sosnowiec, Szczecin, Tychy

Miasta Literatury UNESCO biorące udział w akcji: Barcelona, Dublin, Dunedin, Edynburg, Lwów, Norwich, Nottingham, Praga, Reykjavik, Dundee

Patronat medialny: LubimyCzytać.pl, Niestatystyczny.pl

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa


Akcja objęta Patronatem Ministra Edukacji Narodowej

czwartek, 16 listopada 2017

[ZAPOWIEDŹ] Komisarz - Paulina Świst

[ZAPOWIEDŹ] Komisarz - Paulina Świst
Jej pierwsza powieść, „Prokurator” (moja opinia tutaj - klik), w trzy miesiące rozeszła się w nakładzie 55 tysięcy egzemplarzy, spotykając się z entuzjastycznym przyjęciem czytelników. Nowy gatunek polskiej powieści, łączący porywający kryminał z erotyką, stał się znakiem rozpoznawczym Pauliny Świst, która ani myśli spocząć na laurach. Zaledwie pół roku po głośnym debiucie tajemnicza autorka powraca z nową książką. „Komisarz” trafi do księgarń już 22 listopada 2017 r. nakładem Wydawnictwa Akurat.

Radosław Wyrwa, komisarz gliwickiej policji, otrzymuje polecenie rozpracowania zorganizowanej grupy przestępczej, zajmującej się handlem ludźmi. Aby  wypełnić zadanie nawiązuje romans z bogatą i rozpieszczoną Zuzanną Kadziewicz, córką jednego z najbardziej znanych lokalnych biznesmenów. Kiedy prokurator Zimnicki zatrzymuje ojca Zuzanny jako podejrzanego, ten zgadza się na współpracę z organami ścigania pod jednym warunkiem: jego córka ma zostać objęta ochroną. Zimny musi zlecić to zadanie najbardziej zaufanemu funkcjonariuszowi, Radkowi Wyrwie. W skomplikowaną sprawę kryminalną zostanie wciągnięta również, dobrze znana czytelnikom, Kinga Błońska.

„Komisarz” to kolejny mocny tytuł autorstwa najgłośniejszej debiutantki tego roku. Paulina Świst odkrywa nowe obszary śląskiego świata przestępczego, który nie oszczędzi nikogo, kto wejdzie mu w drogę. Komisarz Wyrwa, prokurator Zimnicki i mecenas Błońska zmierzą się z brutalnością organizacji, dla której życie ludzkie nie ma żadnej wartości. Kiedy każdy nieprzemyślany ruch przesądza o karierze i życiu, a sojusznicy mogą okazać się zdrajcami, bohaterowie mogą zaufać jedynie własnej intuicji i doświadczeniu.


Niepowtarzalny styl Pauliny Świst w ekspresowym tempie zjednał jej dziesiątki tysięcy czytelników. Autorka jak nikt inny potrafi połączyć pełen akcji kryminał z solidną dawką erotyki i niewymuszonym dowcipem. Dzięki dużemu doświadczeniu prawniczemu Paulina Świst przedstawia czytelnikom historię niezwykle realistyczną, a chwilami wręcz niepokojąco prawdopodobną.

A od siebie dodam jeszcze - przeczytałam fragment, który udostępniony został w formie mini książeczki podczas Targów w Krakowie i powiem Wam tyle - JA CHCĘ TĘ KSIĄŻKĘ JUŻ U SIEBIE.

No.

A tu czekać trzeba.


poniedziałek, 13 listopada 2017

Mirror, mirror - Cara Delevingne, Rowan Coleman

Mirror, mirror - Cara Delevingne, Rowan Coleman
Mirror, mirror - Cara Delevingne, Rowan Coleman


Tytuł: Mirror, mirror
Tytuł oryginału: Mirror, mirror
Autor: Cara Delevingne, Rowan Coleman
Wydawnictwo: Jaguar
Data premiery: 11 października 2017 r.

Moja ocena: 7/10 (bardzo dobra)

Nie wiem nawet, jak zacząć ten post. Może po prostu od moich wrażeń po przeczytaniu pierwszych kilku rozdziałów tej książki. A co sobie myślałam? Że jest słaba, nawet bardzo słaba, przede wszystkim z uwagi na pewną niekonsekwencję, jaką dostrzegłam u autorki danego fragmentu. Nawet sobie pozaznaczałam miejsca znacznikami, żeby móc je przytoczyć w poście - np. w jednym miejscu w odniesieniu do bohatera - narratora czytamy: "Skryte uśmiechy od dziewczyn, które myślą, że może, właściwie, chociaż nigdy dotąd nie przyszło im to do głowy, jednak mogłyby polubić mnie w ten sposób, bo chociaż wyglądam jak chudy pokurcz, to rany, naprawdę umiem przywalić w gary", a już stronę później, że "moje ciało było kiedyś za grube, potem za chude. Teraz jest szczupłe i niesamowicie sprawne".  Albo najpierw: "Przywykliśmy do tego, że nasza przyjaźń w co najmniej pięćdziesięciu procentach dzieje się w necie. Tak bardzo się do tego przyzwyczailiśmy, że czasem zapominamy o żywym bijącym sercu po drugiej stronie awatara", a stronę później: "Rzecz w tym, że Nai spotykała się ze mną bardzo, bardzo często". Ponadto przeszkadzał mi mocno swoisty brak logiki w wykreowanych przez autorki bohaterów. Np. jedna z bohaterek wydzwania za naszym narratorem, który leci do niej na łeb na szyję tylko po to, by... nałożyć jej kredkę do ust. Albo żadnemu z przyjaciół zaginionej bohaterki (do tego dojdę za moment) nie przychodzi do głowy, żeby odwiedzić jej rodziców i siostrę. Powyższe spowodowało, że początkowo czytałam tę książkę z powątpiewaniem i przymrużeniem oka. Fabuła się rozkręcała z każdą przewróconą kartką, aż w pewnym momencie... Ale o tym za chwilę.

Będąc przy fabule - pomysł na nią uważam za naprawdę ciekawy. Otóż w jednej z londyńskich szkół za pracę domową zadano utworzenie zespołu muzycznego - jego członkowie zostali z góry rozdzieleni przez nauczyciela. Red, Leo, Rosie i Naomi wylądowali razem - początkowo podchodząc do zadania z ogromną niechęcią i przymusem, po jakimś czasie odkrywają, że Mirror, mirror (bo tak nazwali swoją kapelę) to ich życie. Rozwijają się, grają małe koncerty, piszą własne teksty i własną muzykę. Dla tej czwórki szesnastolatków zwykła praca domowa okazuje się być wybawieniem - wreszcie mogą dać upust swoim emocjom, nawiązuje się między nimi przyjaźń, wydaje się, że wiedzą o sobie wszystko. No właśnie - wydaje się. Pewnej nocy Naomi ginie bez śladu i rozpoczynają się jej rozpaczliwe poszukiwania, zakończone po kilku tygodniach wyłowieniem jej ciała z rzeki. Na szczęście okazuje się, że dziewczyna (ledwo, ale jednak) żyje. Przyjaciele i siostra Naomi - Ashira - podejmują próby dowiedzenia się, co tak naprawdę stało się z Naomi. Policja nie wyklucza próby samobójczej, jednak nikt w to nie chce uwierzyć. Stan Naomi jest bardzo ciężki i lekarze utrzymują ją w śpiączce farmakologicznej, zatem nasi bohaterowie nie są w stanie dowiedzieć się od niej czegokolwiek. Jedno jest jednak dla nich pewne - w zaginięciu Naomi coś mocno nie gra - od tego momentu zaczynają prowadzić własne śledztwo, które odkrywa tajemnice, które nie chcą zostać odkryte...


Czytając niniejszy post możecie odnieść wrażenie, że nie znajdą się tutaj żadne pochlebne słowa na temat tej książki. I tutaj muszę sprostować to mylne wrażenie, bowiem w pewnym momencie przestałam przyklejać znaczniki, a historia stała się logiczna i konsekwentna, jakby ktoś inny po prostu ją pisał! Było to również odczuwalne w stylu pisania, sposobie formułowania zdań i używanych słowach... Możliwe, że to w ten sposób podzieliły się autorki "Mirror, mirror", nie wiem... Jedno jest pewne - moje odczucia względem tej pozycji zmieniły się o 180 stopni. Wciągnęłam się w historię przedstawioną przez autorki, z zaangażowaniem śledziłam poczynania naszych bohaterów i wyczekiwałam rozwiązania zagadki zaginięcia Naomi. Red, Leo i Rosie stali się ludźmi z krwi i kości, borykającymi się z trudami dojrzewania i niezrozumieniem otaczającego ich świata. Przewracałam kolejne kartki z zapartym tchem, aż w pewnym momencie okazało się coś, czego zupełnie się nie spodziewałam! Z niedowierzaniem cofałam się w lekturze, żeby sprawdzić, czy cokolwiek zapowiadało coś takiego - ale nie! I właśnie wtedy ilość gwiazdek, jaką przyznałam tej książce w mojej głowie, po słabym początku i o niebo lepszej kontynuacji, poszybowała w górę. Brawa dla autorek za takie poprowadzenie narracji i takie przedstawienie głównych bohaterów, naprawdę chylę czoła. 

Kolejnym ogromnym plusem "Mirror, mirror" jest zakończenie i rozwiązanie zagadki. Nigdy by mi nie przyszło do głowy, że człowiek może mieć aż tak mroczną stronę... To po prostu jest przerażające i nawet nie chcę wiedzieć, skąd autorki czerpały pomysły i szczegóły na temat, który wzięły na warsztat w tej książce... 

W "Mirror, mirror" może denerwować język, jakimi posługują się główni bohaterowie. Często jest wulgarny, nieadekwatny w emocjach do danej sytuacji, jednak musimy wziąć poprawkę na to, że historia opowiada o 16-latkach - buzujące hormony i poczucie niezrozumienia jednak robią swoje, choć i tak mam wrażenie, że nasi bohaterowie są i tak bardzo dojrzali, a zwłaszcza Red. Życie żadnego z naszych bohaterów nie szczędziło - matka alkoholiczka, ojciec, którego wiecznie nie ma w domu, brat - przestępca, bogaty ojciec znajdujący sobie o wiele młodszą partnerkę... Właśnie z tym borykają się Red, Leo i Rosie. Dość duży kaliber, nie uważacie?

Podsumowując - ogólnie uważam "Mirror, mirror" za naprawdę dobrą historię. Jak się przekonaliście - w moim odczuciu niepozbawioną wad. Początek może zniechęcić, ale polecam nie odkładać lektury i nie zrażać się pewną niekonsekwencją czy brakiem logiki. Później to wszystko zostaje nadrobione z nawiązką :)

Znacie "Mirror, mirror"? Sięgniecie? Czy może zraża Was nazwisko znanej modelki na okładce? Dajcie znać, jakie są Wasze odczucia co do tej pozycji :)



Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar.


sobota, 11 listopada 2017

[ZAPOWIEDŹ] Tajemnice starego domu - Ilona Gołębiewska

[ZAPOWIEDŹ] Tajemnice starego domu - Ilona Gołębiewska

Nie wiem, czy pamiętacie, ale wiosną tego roku, dokładnie w kwietniu, polecałam Wam gorąco debiut Ilony Gołębiewskiej - "Powrót do starego domu" (tutaj możecie przypomnieć sobie moją recenzję - klik). Okazuje się, że historia Alicji już 22 listopada 2017 r. doczeka się kontynuacji! Ja się niezmiernie cieszę i wiem, że wielu z Was również. Oto krótka zapowiedź tego, co czeka nas w "Tajemnicach starego domu".

Alicja wiedzie spokojne i szczęśliwe życie w Pniewie, gdzie stoi jej stary drewniany dom. Kobieta odnalazła bezpieczną przystań, jednak los jej nie oszczędza i wciąż stawia na drodze wiele trudności. Jej spokój burzy odnaleziony przypadkiem dokument. Na jaw wychodzą tajemnice z przeszłości, z którymi musi się zmierzyć, by do końca poznać swoją rodzinę i odpowiedzieć sobie na wiele trudnych pytań. Czy po latach odnajdzie kobietę, która może być jej siostrą?

Okazuje się także, że rodzinne sekrety sięgają znacznie dalszej przeszłości. Alicja chce rozwikłać zagadkę tajemniczych dokumentów, które jej dziadek tłumaczył w obozie zagłady, a po swoim cudownym ocaleniu ukrył pośród „polskich drzew na polskiej ziemi”.

„Tajemnice starego domu” to intrygująca i poruszająca opowieść o mocy przeznaczenia i rodzinnych tajemnicach, które tworzą historię każdego domu. Autorka udowadnia, że często niemożliwe staje się możliwe, a jedno pozornie błahe wydarzenie może zaważyć na życiu wielu osób. Powieść dostarcza solidną dawkę głębokich wzruszeń i pozytywnych emocji. Ilona Gołębiewska pokazuje, że echo przeszłości zawsze wybrzmiewa w teraźniejszości, a jedna decyzja może zapoczątkować lawinę niespodziewanych zdarzeń. Autorka udowadnia, że o prawdziwe szczęście warto stoczyć nawet najcięższą walkę.

„Powrót do starego domu”, pierwsza powieść Ilony Gołębiewskiej została bardzo dobrze przyjęta przez czytelników. Entuzjastyczne opinie potwierdzają, że pisarka to mistrzyni emocji i niezwykle ciekawa osobowość na literackiej scenie prozy kobiecej. Wzrusza, bawi i intryguje, a wszystko to za pomocą niezwykle plastycznego języka narracji.

Zdecydowanym ruchem odkleiłam kopertę. Wyjęłam z niej czarno-białe zdjęcie. Serca na chwilę zamarło mi w piersi. Ze zdjęcia spoglądały na mnie dwie kobiety. Jedna dorosła. Niezwykle piękna. Oczy, nos, usta jakby stworzone przez najlepszego malarza. Do tego jasne, lekko pofalowane włosy. Spojrzenie pełne niepokoju, a zarazem waleczne. Kobieta pełna sprzeczności. A na jej kolanach mała dziewczynka o twarzy anioła. Dwa jasne warkocze, radosne oczy, delikatne rysy twarzy. Z radosnym uśmiechem patrzy w dal. Jakby widziała kogoś poza kadrem.
fragment książki „Tajemnice starego domu”

Ilona Gołębiewska (urodzona w 1987 r.), w wieku pięciu lat postanowiła, że w przyszłości będzie uczyć oraz pisać książki... i słowa dotrzymała. Na co dzień pracuje ze studentami, prowadzi zajęcia terapeutyczne dla dzieci i młodzieży, a także skutecznie szkoli dorosłych i seniorów. Jej doświadczenie zawodowe i spotkani ludzie są inspiracją do pisania powieści. Jest poetką, debiutowała w 2012 r. tomem „Traktat życia”, należy do Światowego Stowarzyszenia Poetów. Autorka powieści „Powrót do starego domu” (MUZA 2017) oraz wielu książek, artykułów naukowych, a także bajek, baśni i opowiadań dla dzieci i młodzieży. Mistrzyni emocji! Mieszka w Warszawie, ale gdy pisze, ucieka do starego drewnianego domu na mazowieckiej wsi. Uwielbia pracę z ludźmi, długie podróże do zapomnianych miejsc, czytanie książek po nocach oraz zapach świeżej kawy o poranku. Jej wielkim marzeniem jest założenie fundacji. Prowadzi stronę autorską www.ilonagolebiewska.pl.



No to czekamy do 22 listopada :)


piątek, 10 listopada 2017

Przypadki Agaty W. - Sandra Borowiecka [PATRONAT]

Przypadki Agaty W. - Sandra Borowiecka [PATRONAT]
Przypadki Agaty W. - Sandra Borowiecka


Tytuł: Przypadki Agaty W.
Autor: Sandra Borowiecka
Wydawnictwo:
Premiera: Szpalta

Ocena: 8/10 (rewelacyjna)

Moi drodzy czytelnicy (że czytelnicy bloga i w ogóle czytelnicy)!

Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami moimi wrażeniami na temat niezwykle intrygującej książki, nad którą patronat medialny (pierwszy!) objął mój skromny Zakątek. "Przypadki Agaty W." to mocna pozycja, która porusza wiele, naprawdę wiele trudnych tematów, czasem w dosadny i pozbawiony jakiejkolwiek otoczki delikatności sposób - stąd może się okazać, że książka ta nie jest dla każdego. Dlaczego? O tym przeczytacie poniżej.

Agata to 23-letnia, ciężko doświadczona przez życie dziewczyna. Problemy, z jakimi boryka się od dziecka, w pewnym momencie osiągają punkt kulminacyjny i bohaterka podejmuje jedyną słuszną - jak jej się wydaje - decyzję. To, co na pierwszy rzut oka wydaje się być przypadkiem nim nie jest, a Agata trafia do szpitala, w którym pracują jedne z jej aktualnych problemów. W szpitalu znajduje ją pan Perdiaux, który wcześniej - na miejscu wypadku - wyszeptał jej do ucha, że w jej żyłach płynie Agape... W tym momencie zaczyna się niezwykła przygoda Agaty - podróż do samego serca swoich problemów, próba odnalezienia własnego miejsca na świecie oraz przede wszystkim - wewnętrznej równowagi. Od tego dnia pan Perdiaux staje się mentorem naszej bohaterki - jej przewodnikiem po zakamarkach własnego serca i umysłu - który (chyba jako jedyny) naprawdę chce Agacie pomóc.

Wielokrotnie nie zdajemy sobie bowiem sprawy, że aktualnie nurtujące nas problemy są echem wydarzeń, których doświadczyliśmy w dzieciństwie. Agatę - czasem aż dziw bierze - życie nie szczędziło. Dziewczyna przeszła naprawdę wiele, co ewidentnie odbija się na jej psychice. Autorka, poprzez kreację naszej głównej bohaterki, porusza wiele trudnych tematów - molestowanie seksualne, odrzucenie przez rodziców, wybieranie nieodpowiednich partnerów... Sandra Borowiecka nie boi się nazywać rzeczy po imieniu i często robi to w sposób wulgarny i dosadny. Bo czy takie nie jest życie? Nie cacka się z nami, lecz wali pięścią prosto w nos, bez uprzedzenia. 


Początkowo główna bohaterka bardzo mnie irytowała. 23-letnia dziewczyna, zachowująca się czasem jak rozwydrzona nastolatka, przesadnie emocjonalnie reagująca na wszystko, co - jej zdaniem - jest wymierzone przeciwko niej. Taka właśnie jest Agata. Lecz po pewnym czasie uzmysłowiłam sobie, jak bardzo to zachowanie jest prawdziwe, po prostu z życia wzięte. No bo czy nie jest tak, że nikt z nas nie umie z dystansem spojrzeć na to, co nas spotyka, lecz w pierwszej chwili reagujemy odruchowo i dopiero po jakimś czasie, po przemyśleniu wielu rzeczy, potrafimy trzeźwo ocenić sytuację? No właśnie. Dlatego ta książka jest tak prawdziwa. Prawdziwa, bo obnaża człowieka z maski, jaką postanowił nosić na co dzień, by zwodzić innych uśmiechem, że wszystko jest w porządku...

Obok Agaty drugie skrzypce gra pan Perdiaux - lekarz podejmujący się terapii Agaty. Pan Perdiaux ma różne - często dość specyficzne - metody pracy, jednak z pewnością nie sposób odmówić im skuteczności. Agata przy nim odnajduje powoli spokój ducha, swoje miejsce na Ziemi i odpowiedzi na wiele kwestii, które dotychczas w niebagatelny sposób wpłynęły na jej życie. Relacja, jaka się między nimi nawiązuje, jest piękna - w ten ojcowsko-dziadkowy sposób. Pan Perdiaux wzbudził we mnie ogromną sympatię od samego początku, w przeciwieństwie do Agaty, do której przekonałam się chyba gdzieś w połowie książki. 

Pierwsze rozdziały wbijają w fotel i pobudzają w człowieku pragnienie dowiedzenia się, co dalej stanie się z naszą Agatą. Kolejne - odkrywają kontrowersyjne i tragiczne wydarzenia z jej przeszłości, próbują odpowiedzieć na wiele pytań, na które większość z ludzi nie potrafi przez wiele lat znaleźć odpowiedzi. Są momenty, w której swoista magia łączy się z rzeczywistością, co dodatkowo "podbija" wyjątkowość tej książki. A zakończenie... Zakończenie spowodowało, że z niedowierzaniem przyjęłam do wiadomości, że to już koniec mojej przygody z Agatą...

"Przypadki Agaty W." to prawdziwa emocjonalna karuzela, których autorka nie boi się poruszać trudnych tematów. Tematów, które nasze społeczeństwo woli przemilczeć, udawać że nie istnieją, że nas one nie dotyczą. Agata zmaga się z wieloma problemami, które równie dobrze mogłyby się przytrafić każdemu z nas. Ja ich nie doświadczyłam, jednak spotkałam się z bardzo osobistymi reakcjami czytelników tej książki na zawartą w niej treść... Okazuje się, że ja miałam "szczęście", które powinno być standardem w życiu każdego człowieka. Szczęście, o którym wiele osób mogło tylko pomarzyć. 

Z całego serca polecam Wam lekturę "Przypadków Agaty W.". Być może dla niektórych będzie za wcześnie na poznanie jej historii, jednak głęboko wierzę, że kiedyś przyjdzie na nią czas. Przeczytajcie tę książkę. Jeśli nie teraz, to kiedyś.

Bo naprawdę warto. 




Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorce.


Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam, bo polskie.


czwartek, 9 listopada 2017

Znak kości, Patricia Briggs (Mercedes Thompson, tom IV)

Znak kości, Patricia Briggs (Mercedes Thompson, tom IV)
Znak kości - Patricia Briggs
(Mercedes Thompson, tom IV)


Tytuł: Znak kości
Tytuł oryginalny: Bone Crossed
Autor: Patricia Briggs
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Premiera na świecie: 2009 r.
Premiera w Polsce: wznowienie serii - 8 września 2017 r. 
Seria/cykl: Mercedes Thompson, tom IV
tom I - Zew księżyca (klik)
tom II - Więzy krwi (klik)
tom III - Pocałunek żelaza (klik)

Moja ocena: 8/10 (rewelacyjna)


Ostatnio mam ogromne szczęście, bo trafiam na pozycje, które w żadnej mierze mnie nie rozczarowują. Nie inaczej było w przypadku "Znaku kości", jednak tutaj już wiedziałam, co mnie czeka - w końcu jest to czwarty tom przygód Mercedes Thompson, mechanika samochodowego, zmiennokształtnej, przyczyny zamieszania w samym sercu wilkołaczego stada... 

Dotychczas każdy z wcześniejszych trzech tomów prezentował czytelnikom szczegółowej inną część świata, w którym żyje Mercy. W pierwszej były to wilkołaki, drugiej wampiry, trzeciej pradawni - a co jest w czwartej? Czwarta to mix wydarzeń z poprzednich tomów - echem odbijają się poczynania naszej głównej bohaterki z przeszłości - plus więcej uwagi zostało poświęconej jednej z interesujących umiejętności Mercy. Otóż okazuje się, że panna Thompson widzi duchy. Mercy zostaje w związku z tym wplątana w nową historię - odzywa się do niej koleżanka z przeszłości z prośbą o rozwiązanie problemu z pojawiającym się u niej w domu duchem. 



Nie dość, że nasza bohaterka ma na głowie wszystko powyższe, to jeszcze musi podjąć wreszcie decyzję - jak zareagować na oczywiste zamiary i oficjalną propozycję Adama Hauptmana - samca Alfy miejscowej sfory? Jak zgodzić się być jego towarzyszką, ponosić odpowiedzialność za całą watahę, skoro ciąży na niej wydany przez królową wampirzej chmary wyrok? Dodatkowo sprawy nie ułatwiają wspomnienia wydarzeń, które miały miejsce pod koniec trzeciego tomu. Nie ma ta nasza Mercy lekko, oj nie ma...

Na szczęście główna bohaterka przy tym wszystkim nie traci na charakterze, czego trochę się obawiałam... Mercy to Mercy - twarda kobieta, racjonalnie podchodząca do spotykających ją przeciwności losu, ważąca wszelkie za i przeciw przed podjęciem decyzji, a nie jakaś rozhisteryzowana nastolatka, myśląca po fakcie i działająca pod wpływem impulsu. Patricia Briggs stworzyła postać kompletną i racjonalną, której dodatkowo nie można odmówić sympatii. 

Wróciła do miętolenia sukienki.- Mercy - warknął Adam jeszcze niżej, niż przed chwilą.- No co? - prychnęłam. Jego wina, że mnie zirytował.- Jeśli nie przestaniesz bawić się tą sukienką, zerwę ją z ciebie i nie zjemy tej kolacji.Popatrzyłam na niego. Skupiał się na drodze, obie dłonie trzymając na kierownicy, ale... Przyjrzawszy się baczniej, dostrzegłam efekty moich działań. Ja to zrobiłam. Ja, kobieta z resztkami smaru za paznokciami i szwami na policzku.

Akcja - jak zawsze u Briggs - płynie wartko i czytelnik po prostu nie może się nudzić. Z czystym sumieniem mogę powtórzyć to, co pisałam przy poprzednich tomach - autorka konsekwentnie trzyma poziom poprzednich części, sposób budowania napięcia, kreowania historii i ukazywania mroczności oraz pierwotności świata, jaki nam prezentuje. "Znak kości" jest w mojej ocenie mniej dynamiczną pozycją, niż jej poprzedniczki. Autorka więcej uwagi poświęca życiu uczuciowemu Mercy (na całe szczęście!) w porównaniu do pierwszego czy drugiego tomu, a czego zalążek mieliśmy już w części trzeciej. Ku mojej ogromnej uciesze oczywiście :) Ja jestem - jak zwykle w sumie - zachwycona tym, co Patricia Briggs zaserwowała w czwartej części i spokojnie czekam, aż dostanę w swoje ręce piąty tom, bo wiem, że przede mną kolejny kawał dobrej lektury.

Standardowo zapytam - znacie Mercy? Jeśli tak, to mam wrażenia, że Wasze odczucia co do niej są tożsame z moimi :) Koniecznie dajcie znać :)



Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Fabryka Słów.




Copyright © 2016 Zakątek czytelniczy , Blogger