poniedziałek, 28 grudnia 2015

Bajecznie bogaci Azjaci - Kevin Kwan

Bajecznie bogaci Azjaci - Kevin Kwan


źródło
"Bajecznie bogaci Azjaci" - Kevin Kwan




Tytuł: Bajecznie bogaci Azjaci

Tytuł oryginalny: Crazy Rich Asians
Wydawnictwo: Znak Literanova
Data wydania: 29 czerwca 2015 r.

Moja ocena: 7/10 (bardzo dobra)


Na okładce Anna Wintour informuje nas, iż jest "kąśliwie zabawne". Ale co? Historia? Bohaterowie? Azjaci? Ich bogactwo? Nie do końca wiedziałam, o co chodzi Annie, ani w jakim celu ten cytat został umieszczony aż na okładce książki.


Póki jej nie przeczytałam.

"Kąśliwie zabawne" to najlepsze określenie, jakim można opisać "Bajecznie bogatych Azjatów". 

Opis fabuły można znaleźć na stronie internetowej wydawnictwa oraz każdej księgarni internetowej oferującej książkę, natomiast to, co jest według mnie najważniejsze w recenzji, to odczucia po lekturze. A moje odczucia są takie, że to jest naprawdę dobra pozycja na wieczór przy herbacie (lub niekoniecznie :)) po ciężkim dniu. Lektura tej pozycji relaksuje, a przede wszystkim rozśmiesza i pozwala zapomnieć o problemach dnia codziennego, mimo iż co kartka czytamy o nieprzyzwoitym bogactwie. Tak - nieprzyzwoitym. Pieniądze wręcz wysypują się z książki. I tak, jak po każdej przeczytanej książce czytelnika nachodzi pewna refleksja, tutaj również nachodzi - każdy ma własną. Ja również miałam, ale się nią nie podzielę, gdyż każdy z tej książki wyniesie coś wartościowego dla siebie.

A sama fabuła jest całkiem ciekawa i co ważne - zupełnie nie można narzekać na nudę! Książkę czyta się szybko i z zaciekawieniem, a humor w niej zawarty powoduje, że po odłożeniu choćby na chwilę, natychmiast chce się wracać do świata bajecznie bogatych Azjatów :)

wtorek, 27 października 2015

Nic bardziej mylnego!, Radek Kotarski

Nic bardziej mylnego!, Radek Kotarski
"Nic bardziej mylnego!" - Radek Kotarski

żródło



Tytuł: Nic bardziej mylnego!
Autor: Radek Kotarski
Wydawnictwo: Znak Literanova
Data wydania: 19 października 2015 r.

Moja ocena: 8/10 (rewelacyjna)



Radku! Ostatni bastion mojego dzieciństwa runął :( Jak to (UWAGA SPOILER!!!!) z dżdżownicy po przecięciu jej na pół nie powstają dwie kolejne? JA SIĘ PYTAM JAK TO?! Przecież faktem powszechnie znanym jest, że z odciętego kawałka dżdżownicy wyrośnie następna, a z faktów powszechnie znanych dowodu się nie przeprowadza! Jak można było mi to zrobić... 

No dobra, a tak serio, to jestem zachwycona Twoją książką i niezmiernie się cieszę, że trafiła do mojej biblioteczki, nawet kosztem obalenia istoty mojego dzieciństwa :) Jest jak miód na moje serce po ciężkim dniu w pracy. I z pewnością jeszcze nie raz po nią sięgnę.

"Nic bardziej mylnego!" napisana jest w sposób bardzo ciekawy - autor porusza wiele kwestii, nad którymi nigdy bym się nie zastanowiła. Nie jestem pasjonatką historii, a tutaj w przystępny sposób zostało podanych wiele tematów, o których niestety nie mówi się na lekcjach. Obalenie mitów zajmuje autorowi kilka kartek, co powoduje, że po książkę można sięgnąć w każdej chwili bez obawy, że zgubi się wątek. Muszę jednak zaznaczyć, że w niektórych momentach czułam pewien niedosyt - autor ciekawie rozwijał jedna kwestię, by po chwili przejść do następnej. Tak, tak - zdaję sobie sprawę, że jakby tak rozpisać się na każdy temat, to wyszłaby wielotomowa cegła, a nie pozycja, która ma zainteresować czytelnika, no ale mogę trochę ponarzekać, żeby nie było zbyt kolorowo, prawda? :)

Na uwagę zasługują "wstępy" do każdego z obalanych mitów - każdy jeden wywołał uśmiech na mojej twarzy - zostały bowiem idealnie dobrane do dalszej treści mini-rozdziału. A najbardziej przypadły mi do gustu "prawnicze" porównania, ni ale to pewnie z racji wykonywanego zawodu. Muszę przyznać, że zostały dobrane dość celnie i prawdziwie :)

Lekkość stylu, jakim napisana jest niniejsza książka pozwala myśleć, że autor po prostu usiadł i w ciągu dwóch dni ją napisał. Nic bardziej mylnego! :) Wykaz cytowanej na końcu literatury świadczy o czymś wręcz przeciwnym - autor niewątpliwie spędził długie godziny na wertowaniu pozycji, które pomogły mu obalić wiele mitów. Nie zmienia to jednak faktu, że książkę czyta się bardzo przyjemnie i aż szkoda, że się kończy.

Na koniec dodam tylko, że część z przedstawionych mitów już znałam jako mity, ale część naprawdę mnie zaskoczyła. A czy Twój świat, drogi Czytelniku, zatrząsł się w posadach? :)

poniedziałek, 13 lipca 2015

Widok z nieba, Clara Sanchez

Widok z nieba, Clara Sanchez
"Widok z nieba" - Clara Sanchez

Źródło

Tytuł: Widok z nieba
Tytuł oryginału: El cielo ha vuelto
Autor: Clara Sanchez
Wydawnictwo: Znak Literanova
Data wydanie na świecie: 2013 r.
Data wydania w Polsce: 02.07.2015 r.

Moja ocena: 5/10 (przeciętna)



To będzie krótka recenzja.

Powiem tak – ani mi się ta książka podobała, ani nie podobała. I de facto nawet nie wiem, co napisać dalej. Nie rozumiem, skąd taki tytuł książki, no ale może czegoś nie uchwyciłam. Książka jest przewidywalna niestety i pod tym kątem mnie rozczarowała.

Jednak muszę przyznać, że słynna modelka dokonująca rachunku sumienia to całkiem ciekawy pomysł. Każdy z nas powinien dokonać kiedyś analizy swojego życia. Czy jestem w porządku wobec innych? Kto mógłby mi źle życzyć? Czy powinnam/powinienem coś zmienić w swoim życiu? Na pewno warto się nad tym zastanowić.

Książkę zaliczam do kategorii raczej lekkich i na jedno/dwa popołudnia. Kreacja głównej bohaterki przypadła mi do gustu – Patricia to po prostu fajna dziewczyna, jednak – w moim odczuciu – jej mężem jest kiepski facet. Bo nawet ciężko o nim napisać „mężczyzna” – jak przeczytacie „Widok z nieba”, to zrozumiecie, co mam na myśli J Rodzice bazujący na dorobku córki, wzbudzający u niej wyrzuty sumienia, no bo przecież ją wychowali i ona ma obowiązek się odwdzięczać. Elias (mąż) w połączeniu z rodzicami Patricii wzbudzili we mnie niechęć do lektury. Na szczęście ekstrawagancka Viviana ratuje kwaśną atmosferę J

Pani Sanchez, niestety jest Pani przewidywalna. I to jest Pani duży minus. Można być przewidywalnym, ale nadrobić to ciekawymi kreacjami, czego tutaj jednak zabrakło.


Osobiście nie wiem, czy sięgnę jeszcze po twórczość Clary Sanchez. Raczej szybko zapomnę o „Widoku z nieba” a do samej książki mam obojętny stosunek. Jednak – aby mieć opinię na dany temat, najlepiej jest się z nim zapoznać, dlatego Czytelniku! Nie jest moim celem zniechęcenie Cię do sięgnięcia po tę pozycję, jednak recenzje mają to do siebie, że zawierają dozę subiektywizmu, a ja generalnie w recenzjach skupiam się na własnych odczuciach co do przeczytanej książki. O fabule można poczytać w opisie książki. 

A moje odczucie co do „Widoku z nieba” jest takie – na pewno czytałam lepsze książki.

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Razem będzie lepiej, Jojo Moyes

Razem będzie lepiej, Jojo Moyes
"Razem będzie lepiej" - Jojo Moyes

źródło

Tytuł: Razem będzie lepiej
Tytuł oryginału: The One Plus One
Autor: Jojo Moyes
Wydawnictwo: Znak
Data wydanie na świecie: 2014 r.
Data wydania w Polsce: 08.04.2015 r.

Moja ocena: 8/10 (rewelacyjna)

Są takie chwile w życiu, że człowiek zaczyna wątpić we wszystko. I zastanawia się, czy życie może potoczyć się gorzej. A potem okazuje się, że owszem - może. Przekonała się o tym Jess - los jej do tej pory nie oszczędzał. Zbyt szybko stała się dorosła, zbyt dużo obowiązków spoczęło na jej barkach w młodym wieku, ledwo wiąże koniec z końcem, ale stara się optymistycznie patrzeć w przyszłość. 
Nawet gdy:
  • Nicky - syn jej męża z pierwszego małżeństwa, którym Jess się opiekuje i traktuje jak własne dziecko, po raz kolejny zostaje pobity przez miejscowych chuliganów, 
  • ośmioletnia córka Tanzie - geniusz matematyczny - dostaje propozycję uczęszczania do bardzo prestiżowej szkoły z 90-procentowym stypendium, a Jess nie stać nawet na to, by opłacić pozostałe 10%,
  • jej mąż Marty mieszka daleko z matką, ponieważ jest chory i nie może pracować, a co się z tym wiąże - nie płaci alimentów na dzieci i w żaden inny sposób nie pomaga Jess w ich utrzymaniu o wychowaniu nie wspominając,
  • jedyną szansą na spełnienie marzenia jej córki jest udział w olimpiadzie matematycznej, która odbywa się w sąsiednim kraju, a wygrana to pięć tysięcy funtów, a jedynym środkiem transportu jest stare auto, należące do jej męża, nieużywane, nieopłacone, nieubezpieczone,
Jess nie traci wiary w to, że wszystko jakoś się ułoży. Pakuje dzieciaki i wielkiego czarnego psa rasy nieznanej i rusza do Szkocji.

Pierwsze schody pojawiają się już po przejechaniu kilku kilometrów - wycieczkę zatrzymuje policja., dalsza jazda jest niemożliwa - auto zostaje odwiezione na policyjny parking. Powiedzmy, że z opresji ratuje Jess i jej dzieci Ed - mężczyzna, u którego nasza główna bohaterka sprząta. Ed, Ed, Ed. Facet z głową generalnie na karku, któremu jednak noga się powinęła i wisi nad nim widmo więzienia. Mężczyzna z przeszłością. I ten nasz Ed postanawia pomóc Jess i zabiera całą ekipę na olimpiadę do Szkocji.

No i cóż - każdy może przewidzieć, jak historia się potoczy, jednak nie będę odbierać Wam przyjemności poznawania naszych bohaterów, ich przeszłości oraz marzeń. Ale napiszę Wam jedno - opisana przez autorkę historia jest tak urocza, mimo tych wszystkich przeciwności losu, które spotykają Jess i Eda, że nie sposób jest się oderwać od książki. Dodatkowo narracja poprowadzona jest kilkutorowo - z perspektywy każdego z bohaterów, co pozwala czytelnikowi na lepszy ogląd całej sytuacji oraz poznanie uczuć, jakie towarzyszą Jess, Edowi, Nicky'emu i Tanzie. 

Czy razem będzie lepiej? Zdecydowanie tak, o czym sama niejednokrotnie się przekonałam. Człowiek jest tak skonstruowany, że potrzebuje drugiej osoby do życia, do normalnego funkcjonowania. Także tytuł powieści Jojo Moyes (z której twórczością notabene spotkałam się po raz pierwszy) jest adekwatny i do rzeczywistości i do przedstawionej w książce historii. 

Polecam przeczytać tę książkę. Dodaje otuchy. Naprawdę.

wtorek, 7 kwietnia 2015

"W cieniu", A.S.A. Harrison

"W cieniu", A.S.A. Harrison
"W cieniu" - A.S.A. Harrison



Źródło


Tytuł: W cieniu
Tytuł oryginalny:The Silent Wife
Autor: A.S.A. Harrison
Wydawnictwo: Znak Literanova
Data wydania na świecie: 2013 r.
Data wydania w Polsce: 12.01.2015 r.

Moja ocena: 4/10 (przeciętna)

Są takie książki, o których chcę pisać zaraz po przeczytaniu, żeby na gorąco móc podzielić się swoimi odczuciami - wtedy emocje we mnie buzują a pisze mi się lekko, a opisywaną historię rozpamiętuję jeszcze przez kilka/kilkanaście dni. Są też takie książki, które zamykam po przeczytaniu ostatniej kartki i zajmuję się własnymi sprawami, nie rozmyślając o wydarzeniach, o których właśnie czytałam. I książka "W cieniu" pani Harrison zalicza się właśnie o tej drugiej kategorii, niestety.



Dlaczego?


Sam "szkielet" historii jest całkiem ciekawy - Todd i ... No właśnie, już nawet nie pamiętam imienia głównej bohaterki. Już sprawdzam. Jodi. Todd i Jodi są parą od wielu lat. Nie zalegalizowali nigdy swojego związku. Todd od lat zdradza swoją partnerkę, a ona udaje, że o niczym nie wie. I nagle ten uporządkowany świat Jodi i Todda diametralnie się zmienia - Todd postanawia ułożyć sobie życie z inną. Co więcej - planuje z nią ślub. A Jodi zostaje z ręką w nocniku, bo dom, w którym mieszkała do tej pory, należy w całości do Todda, a na dodatek praktycznie to on ją utrzymywał... I Jodi zaczyna się zastanawiać, co by tu począć z tym fantem.

Widzicie zatem, że historia ma potencjał, prawda?

Potencjał potencjałem, ale istnieje wiele czynników, który ten potencjał mogą zdusić w zarodku. Na przykład nudne, rozwlekłe opisy przedstawiające aspekty życia psychicznego pacjentów Jodi (która jest psychologiem właśnie), które moim zdaniem nic zupełnie nie wnoszą do historii. Akcja pędząca niczym ślimak na autostradzie, na przykład. I może jeszcze przewidywalność. Tak, na pewno przewidywalność.

Czytałam opisy, że "W cieniu" jest idealną pozycją dla fanów "Zaginionej dziewczyny". O tym musisz się Czytelniku przekonać już na własnej skórze.

środa, 11 marca 2015

"Obietnica Łucji", Dorota Gąsiorowska

"Obietnica Łucji", Dorota Gąsiorowska
"Obietnica Łucji" - Dorota Gąsiorowska


Tytuł: Obietnica Łucji
Autor: Dorota Gąsiorowska
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 02.03.2015 r.

Moja ocena: 7/10 (bardzo dobra)


Mówi się, że nie powinno się oceniać książki po okładce (w znaczeniu dosłownym i przenośnym). Ja wyznaję tą zasadę, także zazwyczaj nie zniechęcam się/nie oczekuję zbyt wiele (w zależności, czy podoba mi się to, co widzę, czy nie) po książce, gdy zobaczę jej okładkę. W tym wypadku było jednak inaczej – okładka „Obietnicy Łucji” jest tak piękna, że kusi czytelnika, aby zajrzał do środka, przeczytał choćby rozdział czy dwa. I wie co robi, bo po przeczytaniu pierwszych dwóch rozdziałów nie sposób jest się oderwać od lektury i zaczarowany czytelnik czyta dalej… Tak, jak tytuł – niesie pewną obietnicę i naprawdę nie mogłam się doczekać, żeby sprawdzić, co to za obietnica.

Ale od początku. Łucję poznajemy, gdy postanawia ona zmienić swoje życie, które do tej pory było tak naprawdę tylko jego imitacją. Czytelnik nie od razu dowiaduje się, przed czym ucieka główna bohaterka do maleńkiej wioski - Różanego Gaju, w którym przyjęła właśnie posadę nauczycielki historii. W przeszłość Łucji jesteśmy wprowadzani powoli, wraz z każdym dniem mijającym w jej nowym życiu. Poznajemy demony, z którymi nie potrafi się ona rozprawić, które trują jej duszę, które od przeszło dwudziestu lat nie pozwalają Łucji stać się prawdziwą sobą. Próbuje jednak zacząć od nowa. Poznaje Matyldę, Anię, Ewę i… Tomasza. Czy Łucji uda się zostawić to, co złe za sobą? O tym czytelniku musisz już przekonać się sam.
Książkę czyta się lekko i przyjemnie. Należy ona do tych przewidywalnych, co niektórych może zdenerwować, a innych zadowolić. Są pewne wątki, w które ciężko jest mi uwierzyć (w to, jak się potoczyły), pewne reakcje i zachowania bohaterów, które wydają się być zbyt wyolbrzymione, bądź zbyt łagodne. Tak więc są pewne kwestie nie do końca mi odpowiadające w tej książce, jednak niewątpliwie ma ona swój urok, który te niedogodności rekompensuje.

„Obietnicę Łucji” przeczytałam jednym tchem. Książka niesie ze sobą duży ładunek emocjonalny. Opowiada o wielu rzeczach, z którymi boimy się zmierzyć na co dzień. Autorka ukazuje w niej wiele prawd, które są tak bardzo aktualne i tak bardzo potrzebne i o których każdy z nas powinien pamiętać, gdy wydaje nam się, że życie jest skomplikowane. I przyznam, że „Obietnicę Łucji” odebrałam bardzo osobiście, gdyż zdałam sobie sprawę, że zawdzięczam swoim rodzicom znacznie więcej, niż mi się do tej pory wydawało – więcej, niż to, co oczywiste. Mogłam być Łucją. Ale nią nie jestem, dzięki mądrości moich rodziców, których los postawił w bardzo ciężkiej sytuacji.

Mamo, Tato – dziękuję Wam.


A Tobie, czytelniku, polecam przeczytać tę książkę. Obiecuję Ci, że znajdziesz w niej coś dla siebie.

czwartek, 12 lutego 2015

Fifty shades of...?

No właśnie, of kto? A może co? Premiera ekranizacji za pasem, to aż się prosi o napisanie kilku słów na ten temat.

Historia jest wszystkim bardzo dobrze znana. To nie będzie recenzja, to będą moje przemyślenia na temat fenomenu, jakim niewątpliwie można nazwać trylogię autorstwa pani James. Nie możecie się ze mną nie zgodzić - Grey z całą pewnością jest fenomenem, na skalę światową wręcz! Jak, tej nieznanej wcześniej nikomu kobiecie, udało się wykreować historię, w której zaczytują się kobiety w każdym zakątku naszej planety? Nie tylko kobiety, rzecz jasna. Wiele osób zastanawia się, w czym tkwi rzecz. W Internecie krąży wiele niepochlebnych opinii na temat trylogii, jak i samej autorki. Czy jednak są one zasłużone? Z jednej strony - o tym się MÓWI. A jak się MÓWI, to jest "marketing". Jak jest "marketing", to są pieniądze i popularność, chyba się ze mną zgodzicie. I tutaj chcę poruszyć właśnie aspekt pieniędzy i popularności - gdybym ja napisała powieść, która z prędkością światła obiegła kulę ziemską, z ogromną przyjemnością chłonęłabym wszelkie profity, jakie to za sobą niesie. No bo w sumie co jest złego w zarabianiu? Nic. Każdy korzysta z szansy, jaką niesie nam los. Akcesoria BDSM, kolekcja win, bielizna - wszystko inspirowane moją powieścią? Super! Ekranizacja? Pewnie! I biznes się kręci, tylko naiwny by z tego nie skorzystał.

Ale ale! O wiele bardziej w tym temacie kontrowersyjnym jest to, że według wielu trylogia Pięćdziesiąt odcieni to chłam, niewarty nawet grosza. A skąd to wiedzą? Nie ma innej możliwości - musieli ją przeczytać, czyli sami przyczyniają się do napędzania mechanizmu fenomenu Greya. Argumenty - "porno dla gospodyń domowych", "literatura niskich lotów" - ja Wam na to powiem jedno: jeśli dzięki tej książce ta "gospodyni domowa" zaczęła czytać coś więcej, niż tylko "Życie na gorąco" czy "Przyjaciółka", to niesie ona za sobą pewną wartość, ba! Nawet, jeżeli była ona jedyną przeczytaną książką w ostatnim czasie, również niesie ona pewną wartość - z każdą przeczytaną książką wzbogaca się nasze życie. Każdą, nawet takim "chłamem", jak Grey. Literatura niskich lotów? A czy każda pozycja musi być bardzo ambitna, nieść filozoficzne przemyślenia, wznosić się ponad nasz marny byt? Nie. Człowiek czasem potrzebuje oderwania od rzeczywistości przy przyjemnej i zrozumiałej dla niego lekturze, a ta trylogia niewątpliwie przyjemną i zrozumiałą jest. Owszem, mogę w piątkowy wieczór usiąść pod kocem z kawą i Proustem w ręce, ale co z tego, skoro ja akurat potrzebuję czegoś, co nie zmusza zbytnio do myślenia, co pozwala wyłącznie chłonąć przyjemność, jaką jest czytanie?

Pff, powiecie, ale to jest historia, jakich wiele, wzbogacona tylko obrazowo opisanymi scenami łóżkowych uniesień. Tak, macie rację. Ale to pani James skorzystała ze swoich pięciu minut i wypromowała swoją powieść tak, że wszędzie się o niej MÓWI. A jak się MÓWI, to jest kontrowersyjnie. A jak jest kontrowersyjnie, to wszyscy chcą wiedzieć, o co taki szum. A żeby wiedzieć, o co ten szum, to muszą książkę przeczytać. Tadam!

Ciekawi mnie, jakie Wy macie przemyślenia na ten temat. Ja jestem szczera - przeczytałam tą trylogię więcej, niż raz. Jestem pod wrażeniem relacji Christian-Ana. I nie mogę się doczekać ekranizacji. I to wszystko z uwzględnieniem przemyśleń, którymi podzieliłam się dzisiaj z Wami.

Zapraszam do dyskusji :)

niedziela, 18 stycznia 2015

"Hopeless", Colleen Hoover ("Hopeless", tom I)

"Hopeless", Colleen Hoover ("Hopeless", tom I)
"Hopeless" - Colleen Hoover ("Hopeless", tom I)
 
 
Żródło
 
Tytuł: Hopeless
Tytuł oryginalny: Hopeless
Autor: Colleen Hoover
Cykl: Hopeless (tom I)
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania na świecie: grudzień 2012
Data wydania w Polsce: 16 czerwca 2014
 
Moja ocena: 8/10 (rewelacyjna)
 
 
Ta recenzja nie jest w żadnym stopniu użyteczna. Dlaczego? Bo sama nie wiem, co powinnam napisać o tej książce.
 
W sumie nie wiem czemu nie sięgnęłam po tę pozycję wcześniej.

Żeby ją przeczytać, zarwałam noc. Nie mogłam przestać czytać. Ta książka wessała mnie i spowodowała, że mam ogromny mętlik w głowie.

Dlaczego na świecie musi istnieć tyle zła?

Dlaczego zło spotyka nas od osób, które powinny zapewniać bezpieczeństwo?

Dlaczego wszystko w jednej chwili potrafi się zawalić?

Nie wiem.

Ale wiem, że w takich chwilach spotykamy Anioły w ludzkiej postaci, gotowe nam pomóc, gotowe wskoczyć za nami w ogień - gotowe za nas wskoczyć w ten ogień.

W życiu nie zawsze spotykają nas happy endy. Lecz często sytuacja bez happy endu ma swoją drugą stronę, dzięki czemu można jaśniej patrzeć w przyszłość.

O tym właśnie jest "Hopeless". Dość przewrotny tytuł, jak na to, co przed chwilą napisałam, prawda? Tak, jak napisałam - są dwie strony medalu.

Nie chcę opisywać fabuły, języka, narracji, wydarzeń, akcji - nie ma na to miejsca w tej recenzji. Są w tej książce elementy, które mnie zachwyciły, jak również mocno zirytowały, ale ja dzisiaj nie o tym. Chcę napisać, że po prostu warto tę książkę przeczytać, żeby choć na chwilę móc się zatrzymać i zastanowić. Nad czym? Nad tym, co jest dla każdego z nas ważne.

I że nie wszystko jest albo czarne, albo białe.
 


sobota, 3 stycznia 2015

Wyzwanie czytelnicze 2015

Wyzwanie czytelnicze 2015


źródło: Kwejk

 Trafiłam ostatnio na ciekawe wyzwanie czytelnicze. Podejrzewam, że większość z Was zapoznała się z nim już dawno :) Dla mnie jednak jest nowością i bardzo podoba mi się jego uniwersalność - zakres, jaki sobą obejmuje, jest dość szeroki i różne kryteria stanowią jego podstawę. Postanowiłam wziąć w nim udział - nowy rok sprzyja nowym wyzwaniom, a w zeszłym nie brałam udziału w żadnym, który dotyczyłby książek.
 
A jakie Wy podejmujecie wyzwania czytelnicze w 2015 roku? Jestem bardzo ciekawa, może jeszcze się na jakieś, dzięki Wam, skuszę :)

piątek, 2 stycznia 2015

"Więzień Labiryntu", James Dashner ("Więzień Labiryntu", tom I)

"Więzień Labiryntu", James Dashner ("Więzień Labiryntu", tom I)
Więzień Labiryntu - James Dashner
(seria "Więzień Labiryntu", tom I)
 
 
źródło: ja :)
Tytuł: Więzień Labiryntu
Tytuł oryginalny: The Maze Runner
Autor: James Dashner
Cykl: Więzień Labiryntu, tom I
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Data wydania na świecie: 2009 r.
Data wydania w Polsce: 09.11.2011 r.
Ekranizacja: Więzień Labiryntu (The Maze Runner), reż. Wess Ball, obsada: Dylan O'Brien, Aml Ameen, Ki Hong Lee, Blake Cooper, Thomas Brodie-Sangster
 
Moja ocena: 9/10 (wybitna)


Drogi Czytelniku!

Przedstawiam Ci książkę wartą uwagi. Nie. Przedstawiam Ci książkę, którą musisz przeczytać. Tak tak - musisz. Nie lubisz książek dedykowanych młodzieży, dystopii tym bardziej? Ależ nic nie szkodzi! Przeczytaj choćby pierwsze dwadzieścia stron a gwarantuję Ci, że nie oderwiesz się od lektury.

Pierwsza część książki wywoła u Ciebie dezorientację - nowe słownictwo nieźle miesza w głowie (przynajmniej w moim przypadku tak było). Początek to oczywiście wprowadzenie do historii - poznasz nowe osoby (grupę kilkunastoletnich chłopców), sposób ich funkcjonowania (podział na podgrupy, obowiązki), cele i zasady. Dowiesz się kilku strasznych rzeczy. No tak, strasznych - przecież to dystopia! Chłopcy funkcjonują w tzw. Strefie, którą otaczają wysokie (do "samego nieba") mury, z kilkoma szczelinami, które na noc się zamykają. Czemu się zamykają, zapytasz? Żeby chronić chłopców przed obrzydliwymi stworzeniami, które mieszkają za murami - w Labiryncie. Ich jad zabija - jedynym ratunkiem jest Serum, które należy wstrzyknąć jak najszybciej po użądleniu. Co miesiąc następuje dostawa nowego chłopca (aha, chłopca), co tydzień przychodzi zaopatrzenie. I tutaj przychodzi moment, w którym wyrzucasz sobie, że tak późno sięgnąłeś po tę pozycję. Zaczniesz się zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi? Wygląda na to, że ktoś to wszystko kontroluje - tylko w jakim celu? No cóż, tego już nie zdradzę, gdyż musiałabym opowiedzieć Ci całą fabułę, a nie o to tutaj chodzi, prawda? A nie, w sumie mogę chyba coś zdradzić - chłopcy muszą znaleźć wyjście z Labiryntu.

Wydaje się być proste?

 Aha, wydaje się.

"Więzień Labiryntu" jest świetnie skonstruowaną lekturą - postacie są wyraziste i inteligentne - wielokrotnie musiałam sobie przypominać, iż czytam o nastoletnich chłopcach! Co więcej - język, jakim napisana jest ta książka, jest genialny. Niesamowicie podobały mi się zamienniki przekleństw, jakimi posłużył się autor (tak nawiasem mówiąc, chętnie sprawdzę, jak brzmiało to w oryginale) - przez ten zabieg postacie stały się tak bardzo realne, tak bardzo autentyczne i emocjonalne - nie ugrzecznione czy wręcz wyidealizowane.Akcja płynie szybko i nie sposób jest się nudzić. Nie znajdzie się tutaj zbędnych opisów rzeczywistości i rozwodzenia się zbyt długo nad jednym wątkiem, by szybko "przelecieć" kolejny - wszystko stanowi jedną spójną całość. "Więzień Labiryntu" ukazuje wiele wartości, o których często się zapomina we współczesnym świecie (ale to chyba można powiedzieć o każdej dystopii).

Braterstwo. Odpowiedzialność. Odwaga.

A przetrwają tylko najlepsi.
 
PS Zaczęłam oglądać ekranizację. W połowie wyłączyłam, jak po raz enty dość istotnie została zmieniona fabuła. Tak, wiem, że ekranizacje rządzą się innymi prawami, ale nie, no po prostu nie.
Copyright © 2016 Zakątek czytelniczy , Blogger