piątek, 22 lutego 2019

[PRZEDPREMIEROWO] Vox - Christina Dalcher

Vox - Christina Dalcher


Tytuł: Vox
Autor: Christina Dalcher
Wydawnictwo: Muza
Data premiery: 27 lutego 2019 r.

Moja ocena: 7/10


Kojarzycie "Opowieść podręcznej" Margaret Atwood? Ja oglądałam serial, ale dla niezaznajomionych z tematem - w ogólnym zarysie historia polega na tym, że na świecie rodzi się coraz mniej dzieci i aby zapobiec wyginięciu naszego gatunku, rząd USA "wyłapuje" płodne kobiety, które przechodzą odpowiednie szkolenie, by następnie zostać przydzielonymi do wysoko postawionych małżeństw i rodzić im dzieci. Co miesiąc mąż odbywa stosunek z podręczną w obecności żony. Podręczna nie ma żadnych praw - po urodzeniu dziecka jest odsyłana do kolejnej rodziny. Jest to naprawdę wstrząsający obraz, a Vox poniekąd go przypomina - może nie jest aż tak drastyczny w odbiorze (w taki obrazowy sposób), ale...

Wyobraźcie sobie, że cofamy się do czasów, gdy kobiety nie mają praw wyborczych. Pójdźmy dalej - nie mogą czytać, pisać, wypowiadać więcej, niż 100 słów dziennie. Liczbę wypowiedzianych słów liczy specjalna bransoletka, która delikatnie razi prądem, przy każdym wypowiedzianym słowie - im bliżej 100, tym bardziej. Gdy przekroczy się tę granicę - zostaje się rażonym prądem. Nie ma zmiłuj - takie bransoletki noszą też dziewczynki. Jak pracować, gdy ma się ograniczoną możliwość wysławiania? Ano nie pracować - zajmować się domem i dziećmi. Seks przedmałżeński i pozamałżeński jest zabroniony - oczywiście tylko kobiety ponoszą karę, którą jest publiczne hańbienie a następnie zesłanie na ciężkie prace albo do zakonu, a licznik na bransoletce ma maksymalną liczbę słów ustawioną na 0. Gdy się młodo ożenisz - dostajesz bonus finansowy od państwa; młodo spłodzisz dziecko w takim małżeństwie - także. Osoby homoseksualne zamykane są w więzieniach - parami w celach, może się nawrócą...

To tylko wycinek rzeczywistości, w jakiej niespodziewanie znalazła się neurolingwistka dr Jean McClellan. Niespodziewanie? Kobiety nawet nie wiedzą, kiedy to wszystko zdążyło przybrać taki obrót. Jean kiedyś pracowała naukowo, prowadziła badania nad ośrodkiem w mózgu, odpowiedzialnym za prawidłowe formułowanie myśli i wypowiadanie słów, by stworzyć lek na te zaburzenia. Teraz zajmuje się domem i czwórką dzieci - niemalże dorosłym Stevenem, 11-letnimi bliźniakami (chłopcami) i kilkuletnią Sonią. Jej mąż Patrick jest blisko powiązany zawodowo z prezydentem i rządem, lecz nawet to nie pozwoliło na jakiekolwiek udogodnienia dla jego rodziny. Sytuacja zmienia się, gdy brat prezydenta ulega wypadkowi i w jego mózgu zostaje uszkodzony właśnie ten ośrodek, który był przedmiotem badań Jean. Kobiecie zostaje zaproponowana praca - chodzi o wynalezienie leku na tę "dolegliwość". Prawda okazuje się jednak o wiele bardziej skomplikowana, a Jean staje przed kilkoma trudnymi decyzjami. Nie wszystko okazuje się bowiem być takie, na jakie wygląda.

Ta książka mną wstrząsnęła. Naprawdę. Rzeczywistość w niej ukazana została przedstawiona w sposób tak rzeczywisty i namacalny, że równie dobrze to wszystko mogłoby się dziać w Polsce. Autorka bardzo dobrze ukazuje schemat działania ludzkiej psychiki i jej możliwości poddawania się manipulacji, jak również rodzącego się buntu jednostki, a potem i społeczeństwa. Jest w niej sporo polityki, której generalnie nie lubię, jednak nie przeszkadzało mi to w odbiorze książki, a wręcz przeciwnie - te kwestie są wręcz niezbędne w całej tej historii, by ją dobrze zrozumieć. Wszyscy bohaterowie zostali nakreśleni w sposób charakterystyczny i bardzo wyrazisty - z niektórymi ich poglądami możemy się zgadzać lub też nie, jednak autorka każdą ich decyzję przedstawia wraz z pobudkami, które do tego doprowadziły, stąd czytelnik ma niejako wgląd w ich umysł. Moją największą sympatię i szacunek zdobył Patrick, mąż Jean, ale to dopiero na zakończenie całej tej historii... Przez większość książki był przedstawiany jako przysłowiowa ciepła klucha, która ślepo poddaje się nowym rządom, ale pewne wydarzenia stawiają Patricka w zupełnie innym świetle. Najbardziej irytował mnie Steven - bardzo podatny na pranie mózgu, jakie serwowano mu w szkole, a dopiero  gdy na własnej skórze mógł odczuć skutki nowego reżimu, przestał być buńczuczny i hardy. 

Książkę czyta się bardzo dobrze - krótkie rozdziały pozwalają na zaczerpnięcie oddechu, jednak akcja jest zawieszana w odpowiednich momentach i tej pozycji wręcz nie chce się odkładać. Autorka ma bardzo lekki i przystępny styl pisania, co zdecydowanie ułatwia lekturę. Jedyne, co mam chyba do zarzucenia tej książce, to zakończenie - niby jest dość spektakularne, ale zupełnie tego nie można odczuć. Oczekiwałam takiego bum! i niby coś tam było, ale bez poruszenia i szoku z mojej strony. 

Dawno nie czytałam dystopii, a te, które są za mną, przeznaczone są raczej dla młodszego czytelnika, jak Igrzyska śmierci. czy Niezgodna. Myślę, że Vox to pozycja raczej dla czytelnika 25+ - podejrzewam, że młodszym ta historia może się zwyczajnie nie spodobać. Ja jestem zadowolona z lektury i na pewno będę ją polecać. Nie jest to historia na przysłowiowe "długie zimowe wieczory", dla odmóżdżenia i odpoczynku. Porusza ważne tematy i zmusza do refleksji nad rzeczywistością, w której się znajdujemy, często doprowadzając do niewesołych wniosków...

Podsumowując - polecam Waszej uwadze Vox. Warto pamiętać o tej książce - mam nadzieję, że kiedyś po nią sięgniecie i podzielicie się ze mną swoimi uwagami.




Za książkę dziękuję Wydawnictwu Muza.


środa, 20 lutego 2019

Sponsor - K.N. Haner (tom II)

Sponsor - K.N. Haner (tom II)


Tytuł: Sponsor, tom II
Autor: K.N. Haner
Wydawnictwo: Editio Red
Data premiery: 13 lutego 2019 r.

Moja ocena: 7/10


Po przeczytaniu pierwszego tomu tej serii (opinia tutaj - klik) czułam ogromny niedosyt. Przeczytałam go jeszcze w grudniu i załapał się na moją topkę książek przeczytanych w 2018 r. - tylu emocji nie dostarczyło mi chyba zakończenie żadnej książki, jaką przeczytałam w ubiegłym roku. Z niecierpliwością wyczekiwałam drugiej części - autorka nie kazała mi na szczęście długo czekać, bo już w lutym ukazał się kolejny tom. Czy spełnił moje oczekiwania? Zdecydowanie tak, jednak więcej emocji odczuwałam przy lekturze pierwszej części.

Uprzedzam, że niniejszy post może zawierać spoilery - jeśli nie czytałaś/eś pierwszej części, to dalej czytasz na własną odpowiedzialność (choć postaram się pisać jak najbardziej oględnie ;))

Kalina dochodzi do siebie po wydarzeniach z końcówki poprzedniego tomu. Nie ma w ogóle kontaktu z Nathanem, cierpi po zawodzie miłosnym. Musi jednak skupić się na dojściu do siebie i na swojej młodszej siostrze przede wszystkim. Dziewczyny przypadkiem trafiają na Nathana podczas zakupów i oczywiście uradowana Sabrina nieświadomie aranżuje spotkanie. Między byłymi kochankami jest mur, Kalina na początku nie potrafi wejść w kolejną relację z Nathanem. Mur jednak powoli kruszeje, lecz są pewne osoby, które nie chcą doprowadzić do szczęśliwego finału między tą dwójką. Okazuje się też, że czarne charaktery wcale nie są takie czarne, jak wydawało się w pierwszym tomie i sprzyjają Kalinie i Nathanowi. Młodzi muszą stawić czoła wielu problemom, przy czym jeden z nich wynika z niefrasobliwości Nathana... 

Historia toczy się rytmem właściwym dla tego typu literatury, a ja wiedziałam, czego oczekuję, czytając drugą część Sponsora ;) I o ile pierwsza część skupiała się bardziej na relacji głównych bohaterów, tak tutaj mamy bardziej do czynienia z ich zmaganiami z przeciwnościami losu - być może dlatego tych emocji odczuwałam mniej. Oczywiście kibicowałam Kalinie i Nathanowi, by wreszcie odnaleźli szczęście i spokój, denerwowałam się, gdy życie rzucało im kłody pod nogi, jednak właśnie relacja tej dwójki wzbudzała we mnie więcej emocji (co jest oczywiście kwestią indywidualną). 

Pierwszą część Sponsora uważam za najlepszą książkę w dorobku autorki (z tych, które przeczytałam oczywiście) i po lekturze drugiego tomu rozszerzam moją tezę na obie części ;) Styl K.N. Haner jest bardzo przystępny i lekki, książkę czyta się rytmicznie, czytelnik się nie zacina podczas lektury, tylko przyjemnie przez nią płynie. Wątki są poprowadzone logicznie i w sumie można się od początku domyślać pewnych zwrotów akcji i wyjaśnienia historii. Niektóre wątki mogą się wydawać nieco melodramatyczne, ale cóż - królowa dramatów jest tylko jedna ;) Jednak i takie pasują do tej historii. Podoba mi się przemiana, jaka zaszła w Nathanie, szło mu to dość opornie, ale w końcu się ogarnął chłopak ;) Największym jednak światełkiem w Sponsorze jest mała Sabrina, której postać wręcz topi serce - ta kreacja jest moim zdaniem najlepszą w tej historii. 

Ja czuję usatysfakcjonowana tym, co zaserwowała autorka w drugiej części Sponsora. Lubię takie przerywniki w rzece kryminałów i thrillerów, w których się zaczytuję ;) Sięgając po New Adult świadomie, wiedząc mniej więcej, jaką treść znajdę w środku, a to, co znalazłam w Sponsorze jest warte szumu, jaki tak książka wokół siebie wywołuje.

Czytaliście Sponsora? A może jest przed Wami jeszcze? Dajcie znać ;)



Za książkę dziękuję EditioRed.


piątek, 15 lutego 2019

Nie jestem potworem - Carme Chaparro

Nie jestem potworem - Carme Chaparro


Tytuł: Nie jestem potworem
Tytuł oryginalny: No soy un monstruo
Autor: Carme Chaparro
Wydawnictwo: Muza
Data premiery: 30 stycznia 2019 r.

Moja ocena: 7/10


Mam ostatnio szczęście do hiszpańskich kryminałów. Najpierw genialna "Cisza białego miasta" (premiera już wkrótce, 27 lutego!), a teraz "Nie jestem potworem", która swoją premierę miała 30 tycznia. Obie książki ukazują się nakładem wydawnictwa Muza - ma ono nosa do książek, trzeba im przyznać ;) 

"Nie jestem potworem" koncentruje się wokół sprawy Slendermana - tak zostało nazwane zniknięcie przed dwoma laty 4-letniego Nicolasa w centrum handlowym, a sprawca zniknięcia został ochrzczony Slendermanem właśnie. Jednak... do tej pory chłopca nie znaleziono - ani żywego, ani martwego. Tymczasem w tym samym centrum handlowym znika kolejny 4-letni chłopiec, bardzo podobny do Nicolasa. Media natychmiast podchwytują sensację i łączą ze sobą te dwie sprawy, czym niezwykle utrudniają pracę policji. Nadinspektor Ana Aren prowadzi sprawy obu zaginionych chłopców i stawia sobie za cel doprowadzenie ich do szczęśliwego finału, jednak czy można o takim mówić w przypadku Nicolasa? W końcu minęły już dwa lata. Sprawa się tym bardziej komplikuje, że znika 4-letni syn jej przyjaciółki - dziennikarki Ines Grau, która zarówno dwa lata temu, jak i teraz, aktywnie relacjonowała w mediach szczegóły związane ze śledztwami w sprawie zaginionych czterolatków...

Narracja w tej książce poprowadzona jest kilkutorowo, jednak główne skrzypce grają Ana i Ines. W sposób niezwykle interesujący zostało przedstawione śledztwo z punktu widzenia policjantki oraz dziennikarki, jak również studium psychiki człowieka, który zderza się z takim dramatem. Obie kobiety mają silną osobowość, nie cofną się przed niczym, by osiągnąć zamierzony cel, czy to w życiu prywatnym, czy zawodowym. Moją większą sympatię wzbudziła chyba jednak Ana - Ines została przedstawiona jako rasowa dziennikarka, która potrafi wiele zrobić, by zdobyć najświeższe i najciekawsze informacje, które może przekazać swoim widzom, co nie do końca wpisuje się w moje standardy, jednak rozumiem, że może wymagał od niej tego jej zawód i pozycja celebrytki.

Autorka ukazuje nam nie tylko życie zawodowe głównych bohaterek, ale także odsłania ich życie prywatne, dzięki czemu możemy je lepiej poznać i się z nimi zżyć. Robi to w sposób niezwykle udany - nie odnosi się wrażenia, że są to zbędne informacje, lecz że pozwalają na pełniejsze zrozumienie sytuacji Any i Ines, co jest dość istotne w tej całej historii, ale o czym czytelnik dowiaduje się dopiero na końcu. 

Akcja została poprowadzona tak, że nie sposób jest się nudzić. Być może nie ma tutaj takiej atmosfery, jak w "Ciszy białego miasta", gdzie autorka malowała wręcz słowem obrazy, ale "Nie jestem potworem" wciąga od pierwszych stron. Wydarzenia płyną wartko jedno za drugim, nie pozwalając czytelnikowi się nudzić. Autorka ma przystępny styl pisania, a ja nie gubiłam rytmu przy lekturze, co znacznie podnosiło jej komfort. I powiadam Wam, przeczytałam w swoim życiu już naprawdę sporo kryminałów i thrillerów i nie spodziewałam się TAKIEGO zakończenia! Wielkie brawa dla autorki! Jestem pod ogromnym wrażeniem sposobu poprowadzenia historii i jej finału, no nigdy w życiu bym nie powiedziała, że tak się ona zakończy... Jak bardzo to jest przerażające, do czego zdolny jest człowiek... Zakończenie rozwala system, jest logiczne i kompletne - dopiero po skończeniu książki zwróciłam uwagę, jak nienachalnie (ale jednak!) autorka podrzucała tropy i sugerowała, o co chodzi w tej historii.

Jestem pod ogromnym wrażeniem "Nie jestem potworem". Z jednej strony ta historia się w głowie nie mieści (przerażające są i te zniknięcia dzieci, a jeszcze bardziej wyjaśnienie tych zaginięć), ale z drugiej - człowiek zdaje sobie sprawę, że rzeczywiście mogła mieć miejsce... I potwierdza się znana prawda - najbardziej przerażające jest to, co jeden człowiek potrafi zrobić drugiemu...

Jeśli jesteście miłośnikami thrillerów - ta pozycja koniecznie musi się znaleźć na Waszej liście do przeczytania ;) A jeśli już czytaliście - dajcie znać w komentarzach, czy podobała się Wam tak bardzo, jak mnie ;)



Za książkę dziękuję Wydawnictwu MUZA.


środa, 13 lutego 2019

[PREMIERA] Randka z Hugo Bosym - Agnieszka Lingas-Łoniewska

Randka z Hugo Bosym - 
Agnieszka Lingas-Łoniewska


Tytuł: Randka z Hugo Bosym
Autor: Agnieszka Lingas-Łoniewska
Wydawnictwo: Burda Książki
Data premiery: 13 lutego 2019 r.

Moja ocena: 6/10


"Randka z Hugo Bosym" to nie moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki. Jej seria "Zakręty losu" zrobiła na mnie ogromne wrażenie i choć czytałam ją już dość dawno, nadal pamiętam emocje, które towarzyszyły mi tej lekturze. Ciekawe, czy teraz odebrałabym ją tak samo :) Mając zatem w pamięci te emocje, czytając opis "Randki z Hugo Bosym", jednocześnie chciałam otrzymać takie same, jednak domyślałam się, że mogą być inne, bowiem ta książka to zdecydowanie bardziej komedia, niż romans - przynajmniej dla mnie. Nie pomyliłam się za wiele, bowiem w "Randce..." jest zdecydowanie mniej trzymających w napięciu zwrotów akcji, ale to wynika z zupełnie różnych gatunków, w jakich te książki są napisane. Nie zmienia to jednak faktu, że i "Randkę..." oceniam pozytywnie ;)

Zaczynając jednak od początku - główna bohaterka Jagoda Borówko to 32-letnia singielka, pracująca we wrocławskiej firmie, zajmującej się już-nie-pamiętam-czym-ale-dla-mnie-czymś-skomplikowanym, mająca za sobą 9-miesięczny związek z Janem Andrzejem Kosem. Poznajemy ją w momencie, gdy wyjeżdża nad morze na ślub swojej przyjaciółki. Spotykamy wówczas po raz pierwszy Huga Bosego, który chce jej podprowadzić taksówkę, gdy Jagoda spieszy się na uroczystość. Hugo to oczywiście bardzo przystojny mężczyzna, który (oczywiście ;)) okazuje się być jednym z gości weselnych, więc chcąc nie chcąc, Jagoda poniekąd jest skazana na jego towarzystwo. Ich wspólne chwile kończą się dość gwałtownie - dziewczyna panikuj i ucieka, dosłownie, mając nadzieję, że już więcej nie spotka przystojnego Huga i nie będzie musiała mu się tłumaczyć, Jakież jest jej zdziwienie, gdy okazuje się, że Hugo zaczyna pracę w jej firmie we Wrocławiu... Jak się możecie domyślić, pomiędzy tą dwójką iskrzy tak, że można próbować rozpalić ognisko, jednak i jedno i drugie jest hamowane przez ich wewnętrzne rozterki i przeszłość. Jak potoczy się ta historia? Wiecie, że tego nie zdradzę, ale mogę Wam podpowiedzieć, że bez kilku burz się nie obędzie ;)

Jeśli chodzi o bohaterów, to najbardziej polubiłam... Maćka, przyjaciela Jagody. Naprawdę świetnie wykreowana postać, dodająca ogromu kolorytu historii, powinien zdecydowanie więcej pojawiać się na kartkach tej książki. Nie oznacza to, że mam jakieś "ale" do głównych bohaterów, co to, to nie ;) Zarówno Jagoda, jak i Hugo, także zyskali moją sympatię, choćby z uwagi na ich podkopane poczucie własnej wartości - kibicowałam im, żeby w końcu odnaleźli w życiu szczęście (a nie, że lubiłam ich, bo nie byli świadomi własnej wartości, nie zrozumcie mnie źle ;)). Każdy zasługuje na szczęście, a tym bardziej ktoś, kto całe życie się gimnastykuje, bym dogodzić innym, a nie sobie. Bardziej widoczne to było chyba nawet u Huga, mężczyzna sam ze sobą nie mógł dojść ładu i składu, na szczęście Jagoda w końcu mu uświadomiła, co w życiu jest ważne.

Książkę czyta się fenomenalnie lekko - autorka ma bardzo przystępny styl pisania, czytelnik nie wypada z rytmu, nie gubi się, wszystko jest ładnie poprowadzone ciągiem przyczynowo-skutkowym. Zwroty akcji są właściwe dla romansu - trochę niedomówień, trochę wracającej przeszłości, a i humoru nie brak, zwłaszcza, jak pojawia się Maciek ;) 

"Randka z Hugo Bosym" to miła odskocznia od thrillerów, w których się zaczytuję. Być może nie jest aż tak poruszająca, jak głosi to okładka, ale z pewnością chwytająca za serce. Z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom polskiej literatury obyczajowej i romansu. Lubię od czasu do czasu przeczytać i książkę z tego gatunku - one przypominają, co jest w życiu istotne ( i nie jest to czcza gadanina). 

Premiera tej książki już dzisiaj, także wypatrujcie jej w księgarniach ;)

Znacie twórczość autorki? Dajcie znać w komentarzach ;)



Za książkę dziękuję wydawnictwu Burda Książki.


sobota, 9 lutego 2019

Marzenia z terminem ważności - Agnieszka Dydycz

Marzenia z terminem ważności - Agnieszka Dydycz


Tytuł: Marzenia z terminem ważności
Autor: Agnieszka Dydycz
Wydawnictwo: Muza
Data premiery: 13 czerwca 2018 r.

Moja ocena: 6/10


Jak to jest z marzeniami? Myślicie, że mają swój termin ważności? A może nie warto ich odkładać, tylko trzeba je spełniać tu u teraz, bo nigdy nie wiadomo, co będzie jutro? A może jednak niektóre z nich muszą swoje odczekać, "nabrać mocy", bo jeszcze nie jesteśmy gotowi, by je spełnić? A co, jeśli to, co wydawało nam się marzeniem, jednak wcale nim nie jest?...

Do sięgnięcia po "Marzenia z terminem ważności" zachęcił mnie jej opis. "Czytajcie, śmiejcie się, wzruszajcie, inspirujcie, a przede wszystkim korzystajcie, bo to nie jest zwykła książka". I przyznam, że miałam ochotę na odpoczynek od thrillerów, którymi namiętnie się zaczytuję ;)

Książka opowiada o wielopokoleniowej rodzinie. Jej trzonem jest Apolonia - babcia i prababcia, która musi trzymać rękę na pulsie, dość charakterna i niby trzymająca na dystans swojego aktualnego partnera - Stefana, pragnąca jednak jego bliskości i jak się okazuje - posiadająca tajemnicę z przeszłości. Antonina - córka Apolonii, matka Anny, Alicji i Aleksa, wraz z mężem Andrzejem tworzą wzór małżeństwa do naśladowania, jednak potrafią zaskoczyć swoich najbliższych, którzy myślą, że znają tę dwójkę, jak własną kieszeń. Alicja - żona Jana (obcesowego prezesa dużej firmy, mającego w sumie swoją żonę w poważaniu), matka Grzesia i Leosia, rezolutnych kilkulatków. Anna - żona Miśka (którego osobowość opisuje właśnie to słowo), matka nastolatki Hani i kilkulatka Henia. Aleks - singiel, pilot, model (którego zdjęcie bielizny wisi na wieżowcu na przeciwko mieszkania Apolonii, swoją drogą). 

Narratorami tej książki są wszyscy jej bohaterowie, dzięki czemu czytelnik może poznać pragnienia i marzenia każdego z nich nie tylko z jego perspektywy, ale także z punktu widzenia pozostałych członków rodziny. Wiecie na pewno, że z marzeniami zwykle bywa tak, że jak się ma kręcone włosy, to chce się proste (i na odwrót) i zwykle nie docenia się tego, co się ma i nie dba się o to wystarczająco mocno. I tak mamy Annę, która pragnie wyrwać się ze wsi do Warszawy i Alicję, która ma dość stolicy i pragnie zaznać ciszy i spokoju na wsi. Jak łatwo się domyślić - wpadają na szalony pomysł zamiany, który o dziwo przypada do gustu ich mężom i dzieciom. Okazuje się, że o ile niektórym z nich ta zmiana wyszła na dobre, tak innym... Niekoniecznie. W książce pojawia się wiele wątków, być może trochę za dużo, gdyż w pewnym momencie poczułam się przytłoczona. Jest i zdrada, i homoseksualizm, i bezrobocie, i choroba, i wiele więcej. Wszystkie jednak prowadzą do jednego - refleksji. Często trzeba zrewidować swoje pragnienia, bo ich zrealizowanie nie zawsze przynosi spełnienie, a wręcz przeciwnie - poczucie winy. Trzeba bowiem umieć postawić na szali to, co już mamy i do czego doszliśmy z tym, co nam się wydaje, że powinniśmy mieć. Często dążenie do drugiego nie jest warte utratą pierwszego, ale zwykle człowiek sobie zdaje z tego sprawę już po fakcie. Pół biedy, jeśli można to naprawić, lub chociaż odwrócić skutki, jednak zdarza się, że jest już za późno.

Bardzo polubiłam wszystkich bohaterów. A najbardziej chyba seniorkę rodu ;) Postacie prezentują różne wartości, możemy się zgadzać z nimi lub nie, ale na pewno nie możemy stwierdzić, że są przerysowane. Ot, takie jest życie. Książka napisana jest przyjemnym w odbiorze językiem, dzięki czemu czyta się ją szybko i płynnie, co jest niewątpliwie atutem tej pozycji. Nie ma niepotrzebnych opisów, zbędnych dialogów - każdy akapit jest po coś (co bardzo doceniam). 

Przy "Marzeniach z terminem ważności" spędziłam naprawdę miło czas. Wprawdzie nie jest to książka, która odmieniła moje życie na lepsze (jak głosi okładka), ale z pewnością zmusiła do zatrzymania się i refleksji. Jeśli macie ochotę na obyczajówkę polskiej autorki, to ta pozycja jest z pewnością dla Was ;)

Czytaliście tę pozycję> Dajcie znać, co o niej sądzicie i czy macie ją w planach ;)






Za książkę dziękuję Wydawnictwu Muza.



czwartek, 7 lutego 2019

[ZAPOWIEDŹ] Randka z Hugo Bosym - Agnieszka Lingas-Łoniewska

13 lutego 2019 r. nakładem Wydawnictwa Burda Książki ukaże się kolejna, długo wyczekiwana przez czytelniczki, powieść Agnieszki Lingas-Łoniewskiej pt. „Randka z Hugo Bosym” – komedia romantyczna, w której każdy z nas mógłby odegrać główną rolę.

Przystojny nieznajomy chce ci zabrać taksówkę, gdy śpieszysz się na ślub przyjaciółki? Życie. Przystojniak od taksówki okazuje się jednym z gości weselnych, a ty zrobiłaś mu awanturę bez potrzeby? Pech. Mimo złego startu świetnie się razem bawicie całą noc, ale gdy robi się naprawdę gorąco, panikujesz
i uciekasz? No cóż… Seksowny niedoszły kochanek właśnie zostaje twoim nowym szefem? To już nie pech, to katastrofa. Zwłaszcza jeśli nie możesz przestać o nim myśleć… Jagoda Borówko ma talent do pakowania się w kłopoty. Najnowszym z nich jest Hugo Bosy – charyzmatyczny nieznajomy z wesela jej przyjaciółki,
z którym flirtowała, a teraz będzie musiała pracować z nim nad jednym z najważniejszych projektów realizowanych przez agencję reklamową, w której pracuje. Choć oboje starają się być profesjonalni, nie jest im łatwo oprzeć się wzajemnemu przyciąganiu. Jakby tego było mało, były chłopak Jagody postanawia znowu zawalczyć o jej względy… Płomienny romans to dobry początek związku na całe życie. O ile tylko Jagodzie uda się przełamać nieustannie prześladujący ją pech…

Jagodowa miłość, która rozpala zmysły!

Co zainspirowało Autorkę do napisania tej powieści?
Inspiracją do napisania „Randki z Hugo Bosym” była moja przeszłość w korporacji, bohaterka trochę przypomina mnie, przede wszystkim ze względu na moją tendencję do wpadania w kłopoty😊 Ujęła mnie też historia (autentyczna) miłości Fortunata i Elwiry, którą opisałam w powieści, a zwłaszcza słowa starszego pana: „Ciało się starzeje, ale nie miłość. Miłość zawsze jest młoda.” W książce pojawiają się prawdziwe miejsca, które odwiedziłam podczas trasy autorskiej : Chojna, Moryń, Dolina Miłości. Chciałam połączyć prawdziwą historię miłosną z opowieścią o parze, która poznaje się w nieoczekiwanych okolicznościach, oboje mają za sobą trudne związki, próbują odnaleźć się w szybkim świecie i chyba nie wierzą już w miłość. A przecież miłość zawsze jest młoda.

Ja przeczytałam jeszcze na studiach serię Zakręty losu autorki i to było coś! Dlatego jestem niezmiernie ciekawa jej najnowszej książki.

Ktoś czeka ze mną? :)


poniedziałek, 4 lutego 2019

Cisza białego miasta - Eva García Sáenz de Urturi (Trylogia Białego Miasta - tom I)

Cisza białego miasta - Eva García Sáenz de Urturi



Tytuł: Cisza białego miasta
Tytuł oryginalny: El silencio de la ciudad blanca
Autor: Eva García Sáenz de Urturi 
Wydawnictwo: Muza
Seria/cykl: Trylogia Białego Miasta, tom 1
Data premiery: 27 lutego 2019 r.

Moja ocena: 8/10


Piszę te słowa na miesiąc przed premierą książki, tuż po jej lekturze. Nie lubię odkładać pisania opinii/recenzji (jakkolwiek to nazwiecie) w czasie - dużo szczegółów wówczas umyka, a i moim zdaniem "najlepsze" są te emocje zaraz po zakończeniu czytania (nawet, jeśli za pół roku stwierdzę, że miałam jakieś zaćmienie umysłu i książka wcale nie była taka emocjonująca ;)). W każdym razie - emocje po "Ciszy białego miasta" są duże i uważam, że to kawał dobrej lektury, mimo że dostrzegam w niej kilka minusów.

Zaczynając jednak od początku - mamy końcówkę lipca, gdy Vitorią wstrząsa podwójne morderstwo, podobne do tych, które miały miejsce 20 lat wcześniej. W Starej Katedrze zostają znalezione zwłoki pary dwudziestolatków z pożądlonymi przez pszczoły gardłami. Problem polega jednak na tym, że sprawca tychże (Tasio) został za nie skazany i odbywa karę pozbawienia wolności. Śledczy Unai, specjalizujący się w profilowaniu kryminalnym, wraz ze swoją partnerką, pod kierownictwem nowej podkomisarz próbują zapobiec kolejnym morderstwom - podobieństwo do tych sprzed lat jest zbyt uderzające, by mówić tylko o przypadku. Jak jednak mogło do nich dojść, gdy Tasio przebywał w więzieniu? To stawia pod znakiem zapytania wszelkie dotychczasowe ustalenia w sprawie. Tasio, który ma właśnie wyjść na pierwszą przepustkę, chce pomóc naszemu śledczemu w znalezieniu mordercy, by oczyścić się z zarzutów - twierdzi, że 20 lat w więzieniu spędził niewinnie.

W sprawie pojawiają się nowe tropy i nowe... trupy. Sprawca działa schematycznie, kalkulując wszystkie możliwe wątki, które mogłyby doprowadzić do jego osoby. Unai, który nie może dojść do siebie po osobistej tragedii, za wszelką cenę chce doprowadzić sprawę do szczęśliwego finału. Nowa podkomisarz początkowo nie jest przychylna jego metodom działania, jednak to z biegiem czasu zaczyna się zmieniać. 

"Cisza białego miasta" jest książką wielowątkową - autorka porusza wiele tematów, by jak najdokładniej i najwierniej przekazać czytelnikowi wizję wykreowanej rzeczywistości. Dzięki temu otrzymujemy naprawdę wyczerpujący obraz, jednak niektóre informacje mogą być przytłaczające, jak np. opisy architektury, czy samego miasta i obchodzonych przez Hiszpanów świąt. Dla zapalonych podróżników to zapewne nie lada gratka, jednak dla mnie były one męczące. Jedyne, co spróbowałam wygooglać, to Dom Migren w Vitorii, jednak niczego takiego nie znalazłam ;) Domyślam się, że autorka chciała pokazać także kulturę tego miasta, jak również życie ich mieszkańców i przyznać muszę, że jej się to udało, choć w moim odczuciu książka zawiera zbyt duże nagromadzenie tego typu informacji. Same natomiast wątki, składające się na całą fabułę, zostały opisane interesująco i wydaje się, że z rozmysłem. Wydaje się, gdyż mam kilka znaków zapytania w głowie, jak np. UWAGA SPOILER, NAPRAWDĘ ODRADZAM CZYTAĆ DALEJ, JEŚLI JESTEŚ JESZCZE PRZED LEKTURĄ KSIĄŻKI to, dlaczego cieć z cmentarza opowiedział kluczową rzecz naszemu śledczemu i cieć ten wiedział, że była ona istotna, dopiero przy drugiej wizycie Unai? albo czemu Tasio opowiedział Unai o Zielarzu dopiero, gdy wyszło na jaw, kto jest najaktywniejszym obserwującym konto Tasia na Twitterze? przecież Tasio od dawna wiedział o zapędach Zielarza i ten wątek śledztwa można było dawno zamknąć, a może i nie dopuścić do kolejnego morderstwa; albo po co Tasio wrzucał te tweety, skoro nie miał pojęcia, kto jest mordercą, a brzmiały one jak wskazówki, jakby wiedział, kto nim jest; albo jakim cudem chłopiec, który do nastoletnich lat nie uczył się w żadnej szkole i nie wychodził praktycznie poza wioskę, w której żył i szopę, w której mieszkał, dokonał tak doskonałych pierwszych morderstw, że nie znaleziono sprawcy? DOBRA, KONIEC SPOILERÓW, CHOĆ KILKA JESZCZE PRZYSZŁO MI PYTAŃ DO GŁOWY. Jeśli ktoś z Was ma lub będzie miał podobne wątpliwości, albo ich wytłumaczenie, chętnie je rozwieję, bo koncepcje, które mi przychodzą do głowy, niezbyt mnie przekonują (choć obawiam się, że wkrótce zapomnę o szczegółach książki, jak również o koncepcjach ;)).

Co do bohaterów - hiszpańskie imiona i nazwiska spowodowały, że początkowo nie wiedziałam, kto jest kim. Naprawdę mocno mieszały mi się imiona z nazwiskami, no ale taki urok już tych hiszpańskiego. Postać śledczego Unai została nakreślona ciekawie i charakterystycznie, choć miałam wrażenie, że czasami był zbyt wolny w rozumowaniu, jak na śledczego ;) Podkomisarz Alba jest dla mnie trochę enigmatyczną bohaterką i mam do niej ambiwalentne odczucia. Pomiędzy tą dwójką pojawił się oczywiście wątek romantyczny, jednak odniosłam wrażenie, że autorka nie do końca umie o nim pisać. W moim odczuciu co jakiś czas sobie przypominała "o, miałam pisać o romansie, a napiszę tu jakieś zdanko, nie wiem, może się masturbował? o, albo niech ona każe mu się w nią nie wgapiać na komendzie". Końcówka pod tym względem wypadła znacznie lepiej, niż początek i środek, więc jest nadzieja, że w kolejnych tomach wątek ten zostanie podany bardziej realnie.

Narracja jest poprowadzona dwojako. W czasach teraźniejszych jest pierwszoosobowa, z punktu widzenia Unai, natomiast wydarzenia z przeszłości opisywane są w formie trzecioosobowej. Niestety w tej narracji trzecioosobowej można było się pogubić, gdyż w sąsiadujących ze sobą zdaniach potrafiła przeskakiwać z głowy jednego bohatera do drugiego, co wybijało z rytmu. Nie zmienia to jednak faktu, że te wydarzenia z przeszłości dodają smaczku całej historii i dają czytelnikowi naprawdę niezłą zagwozdkę. Autorka bardzo sprawnie łączy te dwie - wydawałoby się, że nie mające ze sobą nic wspólnego - historie i daje finał, który wyzwala właśnie te emocje, o których pisałam na początku. Zakończenie tej historii rekompensuje opisane przeze mnie minusy, które wydawałoby się, że nie pozwolą ocenić książki wysoko. 

Historia, jaką wykreowała autorka, jest tak nieprawdopodobna, że wręcz genialna. Pojawia się oczywiście pytanie, czy pewne kwestie faktycznie mogą mieć miejsce z pewnego punktu widzenia (nie napiszę, jakiego, bo to mogłoby obnażyć istotną kwestię z książki), jednak wierzę, że autorka wykonała porządny research. Na szczęście nie ma tutaj tego uczucia kopnięcia w brzuch, gdy prawda wyskakuje jak Filip z konopi i nie można było się niczego wcześniej domyślać. Autorka zgrabnie podrzucała to tu to tam  delikatniutkie wskazówki, w którą stronę rozwinie się historia, jednak dopiero po przewróceniu ostatniej kartki można zdać sobie z tego sprawę. "Cisza białego miasta" to naprawdę kawał dobrej roboty, a dla ostatnich 200 stron zarwałam nockę, tak tam się działo ;)

Podsumowując - "Cisza białego miasta" to kolejna dobra pozycja dla fanów thrillerów, otwierająca 2019 r. Bardzo się cieszę, że miałam możliwość przeczytać ją przedpremierowo, bo dzięki temu będę mogła Wam ją polecać ;) Nie zrażajcie się objętością tej książki - faktycznie ta historia tak wciąga, że kartki przewracają się same.

Mam nadzieję, że zwrócicie uwagę na tę książkę przy okazji wizyty w księgarni, czy bibliotece :)



PS Wertując Instagrama natknęłam się na konto autorki i z zamieszczonych przez nią zdjęć dedukuję, że "Cisza białego miasta" doczekała się ekranizacji. Nie wiem tylko, czy serialowej, czy filmowej i kto jest producentem i czy będzie można obejrzeć ją w Polsce, lecz podejrzewam, że prędzej czy później tak ;)


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Muza.