sobota, 31 grudnia 2016

Podsumowanie roku 2016... bo jakżeby inaczej :)

Koniec roku sprzyja zwykle podsumowaniom i nie inaczej będzie również w moim przypadku. Chciałabym podsumować nie tylko moje czytelnicze statystyki, ale również moją blogową działalność, żeby za rok o tej porze mieć porównanie :)

Ale od początku! :)

W 2016 roku przeczytałam - uwaga - 36 książek (zawrotna ilość, prawda? :)). Jednak jak na kobietę pracującą, to chyba i tak nie najgorszy wynik :) 

Wszystkie przeczytane przeze mnie pozycje znalazły się na blogu i mogliście poczytać o moich odczuciach względem nich. Na blogu pojawiły się również książki, które przeczytałam już jakiś czas temu, np. Fantazje w trójkącie Opal Carew, która to otrzymała zaszczytne miano najgorszej książki, jaką miałam okazję w życiu przeczytać i otrzymała ode mnie ocenę 1/10 (beznadziejna), plasując się jako jedyna na samym dnie dna. 

Z przeczytanych w 2016 r. książek najgorszymi okazały się być Ezotero. Córka wiatru Agnieszki Tomczyszyn oraz Manwhore Katy Evans, które otrzymały ode mnie notę 3/10 (słaba). 

Najwyższą ocenę (9/10) otrzymały również dwie książki - Pani Noc Cassandry Clare oraz Żniwa zła Roberta Galbraitha. Zaraz za nimi (8/10) uplasowały się Zanim się pojawiłeś Jojo Moyes, To skomplikowane. Julie Jessici/Jessicy (?) Park, Idealna Magdy Stachuli, Chujowa Pani Domu Magdaleny Kostyszyn, Prawo Mojżesza Amy Harmon oraz Wyznania Gejszy Arthura Goldena. 

Gdybym miała jednak wybrać najlepszą książkę, jaką przeczytałam w 2016 r. byłby to bez zastanowienia Behawiorysta Remigiusza Mroza. Właśnie tak i mimo że książka otrzymała ode mnie w ogólnym rozrachunku notę 7/10. Dlaczego? Z sympatii do autora, mojego miasta, z uwagi na lekkość pisania, ciekawie poprowadzoną fabułę i bo tak. Nieźle merytorycznie, prawda? :) 

Co ciekawe, przeczytałam w tym roku stosunkowo dużo książek polskich autorów - Mróz, Szymiczkowa, Stachula, Michalak. Na naszym "podwórku" możemy znaleźć naprawdę godne propozycje na spędzenie wolnego czasu na wysokim poziomie, więc dlaczego z tego nie korzystać? Nie byłam nigdy przeciwna naszej rodzimej literaturze, ale też nie miałam okazji jej tak dobrze poznać i niesamowicie się cieszę, że miałam w mijającym roku taką okazję :)

Z blogowych statystyk - łączna liczba wyświetleń - ponad 14 tysięcy (w ostatnim czasie coraz więcej wejść dziennie, co mnie bardzo cieszy, mimo tego, że posty pojawiają się z dość nikłą częstotliwością), 58 obserwujących, największą popularnością cieszyły się posty dotyczące Pani Nocy Cassandry Clare, Leśnej polany Katarzyny Michalak oraz Jak powietrze Agaty Czykierdy-Grabowskiej. 

Media społecznościowe są bardziej sprzyjające i łaskawe, niż blogger. Fanpage Zakątka czytelniczego na Facebooku polubiło dotychczas 120 osób, natomiast konto na instagramie (malvine.books) obserwuje na moment pisania tego postu 400 osób :) Instagram jest chyba najbardziej wdzięcznym portalem, tak przynajmniej wynikałoby z powyższych statystyk :)

Wzięłam udział w jednym Book Tour z książką Jak powietrze Agaty Czykierdy-Grabowskiej (aktualnie jestem w trakcie czytania książek z kolejnego Book Tour, ale post pojawi się już w przyszłym roku, więc nie wliczam go do 2016 r.) i czekam na książkę w kolejnym Book Tour. Biorę udział również w niesamowitej akcji Literacka podróż po świecie oraz współpracuję z jednym wydawnictwem (po postach może domyślicie się, z jakim :)).

I to by  było na tyle z podsumowań :) A jak Wasze czytelnicze statystyki? Pochwalcie się, jak bardzo jestem w tyle z ilością przeczytanych książek :)

Życzę sobie i Wam, aby nadchodzący Nowy Rok był co najmniej tak dobry, jak mijający. 

Zaczytanego 2017 roku!




środa, 14 grudnia 2016

Wyznania gejszy - Arthur Golden

Wyznania gejszy - Arthur Golden

źródło

Tytuł: Wyznania gejszy
Tytuł oryginalny: Memoirs of a Geisha
Wydawnictwo: Albatros
Data premiery: 1997 r.
Ekranizacja: Wyznania gejszy (2005 r.), reż: Rob Marshall, wyk.: Ziyi ZhangMichelle YeohLi Gong

Moja ocena: 8/10 (rewelacyjna)


"Wyznania gejszy" przeczytałam pierwszy raz jakoś w gimnazjum i wywarła wówczas na mnie ogromne wrażenie. Ostatnio stwierdziłam, że chętnie ją sobie przypomnę i sprawdzę, czy po tych kilkunastu niemalże latach moje odczucia względem tej książki będą takie same. I co się okazało? Że jestem pod jeszcze większym jej wrażeniem, niż za pierwszym razem. Pewnie jest to wynik dodatkowych lat i nabytego doświadczenia, określanego mianem życiowego, co nie zmienia jednak faktu, że "Wyznania gejszy" to nie tylko piękna historia, ale i przesłanie, jakie za sobą niesie. 

Chiyo, wraz ze starszą siostrą Satsu, ciężko chorą matką i spracowanym ojcem, mieszka w niewielkiej japońskiej wsi (choć "niewielka" to i tak zbyt optymistyczne określenie). Sytuacja zmusza ojca do sprzedania swoich córek do domu gejsz (okiya), jednak ostatecznie trafia do niego nasza mała Chiyo. Dziewczynka nie potrafi odnaleźć się w tej sytuacji, rozpaczliwie próbuje znaleźć starszą siostrę i uciec. W tym przekonaniu utwierdza ją postępowanie Hatsumomo - jedynej gejszy w domu, która za cel upatrzyła sobie uprzykrzenie życia małej Chiyo. Gdy dziewczynka dowiaduje się o śmierci rodziców i o tym, że jej starsza siostra uciekła z domu publicznego, do którego trafiła, zrezygnowana próbuje po prostu przetrwać. Początkowo uczęszczała do szkoły dla gejsz, jednak opiekunka okiya, po wielu przewinieniach Chiyo, doszła do wniosku, że dziewczynka ma już tyle u niej długu, że niepotrzebne jest dalsze generowanie kosztów i odsunęła ją od możliwości nauki - Chiyo została więc zwykłą służącą. 

Pewnego dnia na Chiyo zwraca uwagę pewien mężczyzna - próbuje podnieść ją na duchu, ociera łzy, przekazuje kilka prostych słów, które zmieniają życie dziewczynki na zawsze. Od tego dnia Chiyo zaczyna dążyć do tego, by zostać gejszą, a każdy jej krok ma zbliżyć ją do poznanego mężczyzny. Pomaga jej w tym Mameha - jedna z najsłynniejszych gejsz, rywalka Hatsumomo. Jak nietrudno się domyślić, Chiyo staje się gejszą o imieniu Sayuri, a "Wyznania gejszy" to właśnie jej wspomnienia.

Generalnie jestem zafascynowana kulturą Japonii, a możliwość odkrycia jej jednej z największych tajemnic była dla mnie ogromną przyjemnością. Autor w sposób bardzo realistyczny oddał klimat opisywanych wydarzeń, a lekkość pisania i umiejętność zaciekawienia czytelnika spowodowały, że książka właściwie mnie pochłonęła. Jednak największe wrażenie zrobiła na mnie opisywana historia, rozwój głównej bohaterki, jej relacja z innymi postaciami (przede wszystkim z Prezesem, Nobu i Mamehą), zawziętość i determinacja, by dążyć do osiągnięcia zamierzonego celu. Wątek romantyczny jest po prostu mistrzowski, został zbudowany w tak piękny sposób, że przyćmiewa inne znane mi tego typu relacje (oprócz trójkątu Tessa, Will i Jem oczywiście, który zawsze będzie moim numerem jeden). 

Niestety - opisana przez autora historia to tylko fikcja, jednak bohaterowie zostali wykreowani w tak rzeczywisty sposób, że odniosłam wrażenie, że naprawdę istnieli, a prolog (w którym jest mowa, że książka ukazała się dopiero po śmierci Sayuri, Prezesa i pozostałych osób) tylko utwierdza czytelnika w tym przekonaniu. 

"Wyznania gejszy" doczekały się genialnej ekranizacji, a powszechnie panujący pogląd, że film jest zwykle gorszy od książki, na szczęście nie ma zastosowania w tym przypadku. Dla mnie film jest uzupełnieniem historii przedstawionej przez Arthura Goldena i jest tak piękny, że zupełnie się nie dziwię, że otrzymał tyle nagród, m.in. oscara za najlepszą scenografię, najlepsze zdjęcia i najlepsze kostiumy w 2006 r. TUTAJ możecie zobaczyć jego zwiastun. 

Historia Sayuri to historia, o której rozmyśla się jeszcze długo po przeczytaniu książki. Historia, która chwyta za serce i powoduje, że ma się wrażenie, że czegoś w nim brakuje. Historia, która zyskała tak piękną oprawę, że chciałoby się ją czytać i czytać i czytać i jeszcze raz od nowa czytać. Ktoś mógłby powiedzieć - przecież takich jest na pęczki! Zgadza się, ale w tej jest coś tak niezwykłego i magicznego, że z pewnością jeszcze do niej wrócę.


poniedziałek, 12 grudnia 2016

Behawiorysta - Remigiusz Mróz

Behawiorysta - Remigiusz Mróz


Tytuł: Behawiorysta
Autor: Remigiusz Mróz
Wydawnictwo: Filia
Data premiery: 26 października 2016 r.

Moja ocena: 7/10 (bardzo dobra)


"Behawiorysta" to kolejna książka autorstwa Remigiusza Mroza, obok pozycji z serii o Chyłce, po którą sięgnęłam. Przyznam, że właściwie byłam pewna dobrej lektury i miło spędzonego czasu, choć słowo "miło" chyba nie jest zbyt adekwatne w odniesieniu do fabuły książki. Jakkolwiek by tego nie ująć - po mojej przygodzie z Chyłką (choć "Immunitet" jeszcze przede mną) nabrałam przekonania, że Mróz jest lekiem na nudę i gwarancją braku ewentualnego rozczarowania. Jak było tym razem? Moja ocena zdradza już kierunek, w jakim będzie szła niniejsza opinia, jednak nie obyło się bez kilku zgrzytów i jednego dużego znaku zapytania w mojej głowie, którego kiedyś - być może - pozbędzie mnie autor.

Remigiusz Mróz kreuje dość wyrazistych bohaterów, nie inaczej było w przypadku Gerarda Edlinga - czterdziestokilkulatka, byłego prokuratora, którego "wywalono" z prokuratury po "sprawie z dziewczyną" i który spalił za sobą mosty właściwie w całym lokalnym policyjno-prokuratorskim światku. Z żoną i synem tak naprawdę nic go już nie łączy, chyba jedynie wspólny dach i nazwisko. Pozostaje niemalże bezrobotnym - niemalże, bo wykłada na jednej z opolskich uczelni (notabene niezbyt poważanej, ale to już wiem "ze słyszenia"). Edling jest specjalistą w dziedzinie kinezy - w potocznym rozumieniu zajmuje się po prostu odczytywaniem sygnałów, jakie daje ludzki organizm, interpretowaniem ich i wyciąganiem wniosków. Na tej podstawie jest w stanie stworzyć portret psychologiczny człowieka, bez zastosowania jakiejkolwiek komunikacji werbalnej. Przeszłość Gerarda owiana została tajemnicą, która wychodzi na jaw na ostatnich kartach książki, kiedy czytelnik zdąży już zapomnieć o "sprawie z dziewczyną" i o tym, że był niezmiernie ciekaw, co takiego przeskrobał Edling, że jest personą non grata w opolskiej prokuraturze.



Kolejną postacią jest Beata Drejer - prokurator prokuratury rejonowej, była podwładna Edlinga, której Gerard przekazał wiele swojej wiedzy w zakresie kinezy i nauczył odczytywać sygnały wysyłane przez drugiego człowieka. Mimo że Beata i Gerard nie mają już ze sobą praktycznie kontaktu, kiedyś byli ze sobą blisko, na tyle blisko, jak można być, prowadząc wspólne sprawy. Możliwe, że Edling chciałby czegoś więcej, ale Beata miała partnera i nic nie wskazywało, aby była nieszczęśliwa w związku.

No i mamy Opole. Moje miasto. Nie rodzinne, ale tutaj studiowałam, teraz kończę aplikację i pracuję, tutaj koncentruje się aktualnie mój ośrodek życiowy. Uwielbiam to miasto, mimo że od kilku dni jest ponuro, a aktualnie deszcz bębni o parapet, a po powrocie ze spaceru z psem ma on tak ubłocone łapki, że kończy się ich myciem w wannie. I właśnie dlatego, że znam to miasto (mieszkam tu już osiem lat), nie były mi obce opisywane przez Mroza miejsca (nawet prokuratura na Reymonta, choć po lekturze "Behawiorysty" wnioskuję, że autor raczej nie był w środku budynku :) Nie ma to oczywiście najmniejszego znaczenia, ale człowiek mimowolnie porównuje to, o czym czyta, ze swoją wiedzą na temat danej rzeczy). Cieszę się, że wreszcie akcja książki wydanej przez polskiego pisarza nie dzieje się w Warszawie, no bo ileż można? Miasto, jak każde inne duże miasto w Polsce, z tą jedyną różnicą, że jest stolicą naszego kraju i najprawdopodobniej człowiek ma tam więcej "możliwości" (jakichkolwiek), niż we Wrocławiu czy Poznaniu, o Opolu nawet nie wspominając.

Wracając do książki, bo znacznie odbiegłam od tematu - fabuła zaczyna się w momencie, gdy Edling dowiaduje się z telewizji, że w jednym z opolskich przedszkoli jakiś szaleniec wziął uczęszczające do niego dzieci i pracujące przedszkolanki za zakładników. Kwestią czasu pozostaje, jak dostaje telefon od swojej byłej podopiecznej z prośbą o wsparcie, mimo jej świadomości statusu Gerarda w opolskiej prokuraturze. Ta niechęć przewija się przez całą książkę, w mniejszym, bądź większym zakresie, jednak pozostaje to bez wpływu na to, że Edling ostatecznie tej pomocy niejednokrotnie udziela. Kompozytor, bo tak został nazwany szaleniec przez media, właściwie dyryguje społeczeństwem - pozwala mu zadecydować, czy chce, by zostało uratowane życie jednego z dzieci, czy jednej z przedszkolanek. Uruchamia serwis, na którym odbiorca może oddać swój głos, by później wykonać wolę ludu. Tak tak, dobrze przeczytaliście - wykonać. "Behawiorysta" wręcz spływa krwią i okrucieństwem, a sytuacja w przedszkolu to dopiero początek.



Tyle z fabuły mogę Wam zdradzić, by już albo Was zachęcić, albo zniechęcić do sięgnięcia po tę książkę (nie każdy dobrze ją zniesie). Można stwierdzić, że Mróz zaczął "z grubej rury", ale akcja właściwie nigdy nie zwalnia tempa. "Behawiorysta" obfituje w jej zwroty i zaskakujące wydarzenia, a całość ma słodko-gorzki wydźwięk. Odkrywa zawiłości ludzkiej psychiki, zdolność człowieka do okrucieństwa, różnie pojmowaną przez nas sprawiedliwość i mrok, kryjący się gdzieś tam głęboko, który wystarczy czasem delikatnie szturchnąć, by zaczął się ujawniać. Fabuła została skonstruowana w atrakcyjny sposób, nie można wręcz oderwać się od lektury. Autor ma już wyrobiony swój styl pisania i jest on dość charakterystyczny (przeczytaj mi dowolną stronę z jego książki, a powiem Ci, że to on), w taki sposób, jaki lubię.

Odnośnie do wspomnianych zgrzytów - dopatrzyłam się paru błędów logicznych, np. SPOILERY Policja /prokuratura (nie pamiętam już) twierdzi, że nie może ustalić, czym porusza się morderca tuż po tym, jak znaleźli Edlinga w lesie, a przecież mógł im to powiedzieć Gerard, skoro widział samochód, do którego Horst zapakował ukraińskie dziewczynki i przedsiębiorcę. Albo kwestia głosowania, gdy chodziło o wypuszczenie Horsta z aresztu - morderca oddaje to pod rozwagę społeczeństwa, podczas gdy to przecież nie od niego zależy, a głosy spływają. KONIEC SPOILERÓW. 

A co do dużego znaku zapytania, który de facto spowodował, że ocena jest niższa przynajmniej o jeden punkt, to SPOILERY jakim cudem dopiero po siedmiu latach od umorzenia śledztwa Edling wpadł na pomysł, by prześledzić krwawą partyturę? Dlaczego prokuratura nie robiła tego na bieżąco, skoro mieli na tacy podane potencjalne ofiary Kompozytora? Dlaczego Beata Drejer wyszukiwała tylko gwałtownych śmierci w całej Polsce, by "coś" mogło ją naprowadzić na trop Kompozytora, jak mogła na ślad natrafić o wiele wcześniej, gdyby tylko uważnie śledziła partyturę? KONIEC SPOILERÓW. Tak, zdaję sobie sprawę, że bez tego nie byłoby efektownego zakończenia i koncepcja autora musiałaby ulec zmianie, ale to, co opisałam wyżej, tak bardzo rzuca się w oczy, że nie mogę nad tym przejść do porządku dziennego. Jak to napisałam, to zastanawiam się, czy ocena nie powinna polecieć jeszcze w dół... Być może jestem zbyt wymagająca, ale na co pisarzowi niewymagający czytelnicy? 


Podsumowując, "Behawiorysta" to pozycja godna polecenia sympatykom mroczniejszych pozycji, a fani Remigiusza Mroza z pewnością się nią nie zawiodą. Pomysł na książkę jest naprawdę godny pochwały, bohaterowie zdają się być prawdziwi, a przedstawione wydarzenia (oprócz jednego dużego znaku zapytania) czasem przesadzone, ale co do zasady adekwatne do zamysłu autora na fabułę. Zakończenie - nieoczywiste (choć może dla niektórych tak?), zastanawiające - takie, które mnie satysfakcjonuje. Zatem, odpowiadając a pytanie zadane na początku posta - Mróz raczej jest lekiem na nudę, także już zacieram ręce na myśl o leżącym na półce "Świcie, który nie nadejdzie".



Myślę, że to jest naprawdę dobry materiał na film, dlatego mam nadzieję, że historia Gerarda Edlinga zostanie kiedyś przeniesiona na duży ekran. 

Czytaliście "Behawiorystę"? Jak Wasze odczucia?


PS Mały pstryczek do autora - oskarżonym jest osoba, przeciwko której wniesiono już akt oskarżenia do sądu, albo złożono wniosek wydanie na posiedzeniu wyroku skazującego albo o warunkowe umorzenie postępowania, natomiast po wydaniu postanowienia o przedstawieniu zarzutów jest się dopiero podejrzanym (art. 71 kpk) :)

PS 2 Oby kiedyś faktycznie dwie instancje "były robione" w niecałe dziesięć miesięcy :)

PS 3 Oglądaliście "Dextera"? Poniekąd "Behawiorysta" kojarzy mi się właśnie z nim (w odniesieniu do krwawej partytury).






czwartek, 8 grudnia 2016

Rozdarta Zasłona - Maryla Szymiczkowa

Rozdarta zasłona - Maryla Szymiczkowa
(Jacek Dehnel, Piotr Tarczyński)


Tytuł: Rozdarta zasłona
Autor: Maryla Szymiczkowa (Jacek Dehnel, Piotr Tarczyński)
Wydawnictwo: Znak Literanova
Seria: Maryla Szymiczkowa, tom II
Data premiery: 12 października 2016 r.

Moja ocena: 7/10 (bardzo dobra)


Niespełna dwa lata po wydarzeniach opisywanych w Tajemnicy Domu Helclów, na spokojne życie profesorowej Szczupaczyńskiej (na ile spokojne może być życie pani profesorowej :)) cień kładzie niespodziewane odejście jednej z jej pomocy domowej - Karolci. Jednak ta potwarz zostaje odsunięta na dalszy plan, bowiem okazuje się, że Karolcia została zamordowana. Profesorowa Szczupaczyńska oraz jej mąż Ignacy, chcąc nie chcąc, trafiają w samo centrum śledztwa. Pamiętajmy jednak, że nasza profesorowa ma bardzo dobrze rozwinięty instynkt śledczy i coś jej podpowiada, że wytropiony w połowie książki zabójca tak naprawdę nim nie jest. Czy instynkt poprowadził profesorową na właściwy trop? O tym, drogi Czytelniku, musisz przekonać się sam :) Jedno tylko Ci podpowiem - autorka trzyma poziom intrygi z pierwszego tomu i jeżeli przypadł Ci on do gustu, na pewno się nie zawiedziesz :)


Przyznać muszę, że nie zwróciłam na to uwagi przy lekturze pierwszej części, ale autorka umiejscowiła akcje swoich książek pośród rzeczywistych wydarzeń historycznych. Przykładowo - w tej części, zaraz na początku, profesorstwo doznaje przerażenia, gdy okazuje się, że w Lublanie dochodzi do potężnego trzęsienia ziemi, którego skutki rozchodzą się na wiele kilometrów wokół epicentrum. Z ciekawości wpisałam w Wujka Google zapytanie o takowe w 1895 r. i okazuje się, że faktycznie wówczas miało miejsce trzęsienie ziemi o energii 6,1 w skali Richtera, które dokonało ogromnych zniszczeń i po którym dokonano modernizacji tego miasta. Ogromny zatem ukłon w stronę autorki, że nie dość, iż wykreowała bardzo ciekawą postać w profesorowej Szczupaczyńskiej i wymyśliła fascynującą intrygę, to włożyła naprawdę dużo pracy w to, by jak najwierniej oddać ówczesną rzeczywistość i przedstawić wydarzenia, mające wtedy miejsce.

Co do samej fabuły i postaci - drugi tom trzyma poziom pierwszego, bez dwóch zdań, lecz zagadka "Rozdartej zasłony" podobała mi się bardziej, niż "Tajemnicy Domu Helclów". Język,  jakim napisana jest ta książka, jest charakterystyczny i specyficzny, a sposób opisywania historii - wprost bezbłędny. Uwielbiam to postrzeganie rzeczywistości, kąśliwe puenty i poczucie humoru profesorowej. Po lekturze pierwszej części już wiedziałam, czego mogę się spodziewać i bałam się, że autorka trochę pofolguje swojemu stylowi pisania, ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca :)

Bardzo się cieszę, że spod pióra polskich pisarzy wychodzą tak dobre książki i mam cichą nadzieję, że niedługo doczekamy się kontynuacji losów profesorowej Szczupaczyńskiej. Ogromnym marnotrawstwem byłoby zaniechanie procederu pisania tak świetnych historii :)


PS Czy komuś w ogóle nie spodobała się "Tajemnica Domu Helclów" albo "Rozdarta zasłona"? :)



piątek, 2 grudnia 2016

Manwhore - Katy Evans (Manwhore, tom I)

Manwhore - Katy Evans


Tytuł: Manwhore
Tytuł oryginalny: Manwhore
Autor: Katy Evans
Wydawnictwo: Kobiece
Data premiery: 16 września 2016 r.
Seria: Manwhore, tom I

Moja ocena: 3/10 (słaba) 
 
Nie nie nie i jeszcze raz nie.  

Czy naprawdę nie można wymyślić czegoś odrobinę bardziej finezyjnego, niż to, co zostało dotychczas wydane? Ta książka jest bliźniaczo podobna do słynnej i mocno kontrowersyjnej serii o Grey'u - jednak to Grey zbiera mocne cięgi za: fabułę, styl i język, a "Manwhore" jest na serwisie lubimyczytac.pl wychwalana pod niebiosa. Może ktoś z Was mi to wytłumaczy? Ja nie jestem w stanie pojąć tego fenomenu.

UWAGA - BĘDĄ SPOILERY.

Główna bohaterka Rachel - uwaga - ma za zadanie zrobić wywiad z najbardziej fascynującym multimiliarderem Chicago, Malcolmem Saintem. Ma go go obnażyć, ale w taki sposób, by podupadająca gazeta, w której pracuje, podniosła się z kolan. Malcolm jest oczywiście niesamowicie przystojny, a wszystkie dziewczyny chciałyby wskoczyć mu do łóżka. Jedyna różnica między nim, a Greyem jest taka, że Malcolm na to pozwala praktycznie każdej, która się nawinie. 

I co się okazuje? Oczywiście  udaje jej się umówić na krótkie spotkanie, potem drugie i kolejne. Tak fascynuje Malcolma, że on sam zaczyna zabiegać o jej uwagę. Spotykają się raz, drugi, trzeci i Rachel oczywiście wpada po uszy i zaczyna mieć obsesję na punkcie Malcolma. Nikogo nie zdziwi, że trafiają do łóżka i że trafiają tam co chwilę. Rachel w niezrozumiały dla mnie sposób zaczyna mieć obiekcje przed spotykaniem się z Malcolmem, gdyż musi napisać pogrążający go artykuł i nagle ma kaca moralnego, podczas gdy wcześniej z chęcią zgodziła się na jego napisanie. A okazuje się, że Malcolm miał trudne dzieciństwo i coraz bardziej otwiera się przed główną bohaterką.

I nagle BUM - wychodzi na jaw, że dziewczyna Malcolma miała niecny plan wykorzystania go i opisania w swojej gazecie. Malcolm nie próbuje nawet porozmawiać z Rachel na ten temat i wyjaśnić sytuację, odcina się od niej i tak właśnie kończy się "Manwhore". W kulminacyjnym momencie, gdy ona żałuje tego, co zrobiła, ale jest już za późno, by to zmienić. 

Gdy przeczytałam "Manwhore", byłam naprawdę szczęśliwa. Przede wszystkim dlatego, że straciłam na tę książkę jeden wieczór. Odniosłam wrażenie, że autorka nie potrafiła początkowo przekazać tego, co chciała tak naprawdę napisać, bo dialogi były sztuczne i tworzone jakby na siłę. Racjonalność postępowania głównej bohaterki - zaraz, tu nie ma mowy o jakimkolwiek racjonalnym postępowaniu. Odniosłam wrażenie, że autorka na siłę chciała napisać erotyk z jakąś ciekawą historią w tle, nieco ambitniejszą, no ale jej nie wyszło. 

Uwaga - uważam, że trylogia E.L. James jest o niebo lepsza od tego gniota. Napisała coś, co było właściwie nowe i czego brakowało dotychczas w literaturze. Pani James przynajmniej gładko pisze i nie zacina się jak Katy Evans, a postępowanie głównych bohaterów jest w jakikolwiek sposób wytłumaczone i jest w miarę logiczne. Tutaj tego zabrakło, przynajmniej dla mnie. A ja piszę o swoich odczuciach. 

Może moja ocena jest dlatego tak niska, że sięgnęłam po "Manwhore" po "Prawie Mojżesza", które zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. I było oryginalne.

Bo można w tych czasach być oryginalnym.