poniedziałek, 30 lipca 2018

Oblubienica morza - Michelle Cohen Corasanti, Jamal Kanj

Oblubienica morza - Michelle Cohen CorasantiJamal Kanj



Tytuł: Oblubienica morza
Tytuł oryginalny: Bride of the sea
Autor: Michelle Cohen Corasanti, Jamal Kanj
Wydawnictwo: SQN
Premiera: 4 lipca 2018 r.

Moja ocena: 7/10 (bardzo dobra)


Do sięgnięcia po "Oblubienicę morza" skłoniła mnie informacja, że w wielu krajach zakazano wydania tej książki. Nie wiedziałam natomiast, jakiego rodzaju kontrowersji się spodziewać - zupełnie obcy jest mi temat konfliktu izraelsko-palestyńskiego i miałam małe obawy, że przy lekturze się zwyczajnie jednak wynudzę. Na szczęście konflikt ten stanowi tło do historii Sary, Yousefa, Rebeki i Ameera, które to poruszyły czułe struny w moim sercu i spowodowały, że o "Oblubienicy morza" będę jeszcze zapewne długo pamiętać.

Sara wraz z ojcem muszą uciekać Rosji z powodu żydowskiego pochodzenia. Próbują ułożyć sobie nowe życie w Palestynie - ojcu udaje się wykorzystać znajomości, jakie miał jeszcze w Rosji jako wysoko postawiony biznesmen. Sara poznaje w Palestynie lekarza Yousefa, będąc pielęgniarką dla jego ciężko chorej mamy. Pomiędzy nimi zaczyna kwitnąć uczucie, jednak na drodze ich miłości stają różnice w pochodzeniu i narastający wokół konflikt izraelsko-palestyński.

W międzyczasie poznajemy kolejnych bohaterów tej przejmującej historii (książka podzielona jest na kilka części - narracja poprowadzona została na zmianę przez wszystkich głównych bohaterów, a ich losy zostały przedstawione w taki sposób, że dopiero na końcu dowiadujemy się, co je spaja).

Ameer - zdolny i kreatywny mężczyzna - mieszka w obozie dla uchodźców w Libanie. Wygrywa pewien konkurs i zostaje dostrzeżony przez wielkich naukowców - udaje mu się wyjechać do USA, gdzie rozpoczyna nowe życie, także jako naukowiec. Poznaje tam Rebekę - Żydówkę, sprzeciwiającą się złemu traktowaniu arabskich społeczności przez jej rodaków. Zrywa ze swoim despotycznym narzeczonym, nieprzygotowana zupełnie na to, jakie może ponieść konsekwencje...

Tak wygląda zarys fabularny "Oblubienicy morza". To, co uderzyło mnie w tej książce najbardziej, to swoisty ludzki aspekt wspomnianego konfliktu - jak to, gdzie i w jakim czasie się urodziliśmy, determinuje nasze losy. A wystarczyło, żeby bohaterowie urodzili się w innym kraju i ich losy nie byłyby takie skomplikowane - ich życiem nie decydowałoby ich pochodzenie. Tak - mówimy tutaj o życiu, także w sensie dosłownym. Niesamowicie współczułam naszym bohaterom - ich rozterkom, konieczności deprecjonowania własnego szczęścia w imię... No właśnie - czego? Wprawdzie wydarzenia z Sarą i Yousefem w roli głównej dzieją się w latach trzydziestych XIX w., a Ameera i Rebeki ponad 50 lat później, ale ich historie są tak do siebie podobne, mimo upływu lat... Podziały nie zniknęły i są głęboko zakorzenione, a dodatkowo echa wydarzeń z przeszłości odciskają piętno na dwóch pokoleniach później.

Gdy czytałam "Oblubienicę morza" targały mną emocje. Autorzy w genialny sposób angażują czytelnika w lekturę - opisy wydarzeń i emocji bohaterów wywołują po prostu ogrom współczucia i poczucie niesprawiedliwości. Ponadto sposób, w jaki opisywane są rodzące się pomiędzy bohaterami uczucia są tak delikatne i subtelne, a jednocześnie oddające masę emocji, że kartki książki wręcz same się przewracają. Styl pisania autorów bardzo przypadł mi do gustu, nie dało się w ogóle odczuć, że dwie osoby napisały tę książkę. Akcja została poprowadzona tak, że właściwie czytało się ją jednym tchem. Emocje, emocje i jeszcze raz emocje. Dziwiła mnie bardzo tamtejsza kultura, musiałam się przestawić na ichniejszy konserwatywny sposób życia i te wszystkie niuanse, decydujące choćby o pożądanym sposobie zachowania się... Dla nas to egzotyka, a dla nich normalne życie...

Historia opisana w "Oblubienicy morza" chwyta za serce i nie pozwala o sobie zapomnieć. Cieszę się, że mogłam się z nią zapoznać i mam nadzieję, że Wam również przypadła (albo przypadnie) do gustu.

Czytaliście tę książkę? Jakie są Wasze wrażenia? Dajcie znać w komentarzach :)




Za książkę dziękuję Wydawnictwu SQN.


piątek, 20 lipca 2018

Żmijowisko - Wojciech Chmielarz

Żmijowisko - Wojciech Chmielarz


Tytuł: Żmijowisko
Autor: Wojciech Chmielarz
Wydawnictwo: Marginesy
Premiera: 9 maja 2018 r.

Moja ocena: 10/10


Na moje szczęście lub nieszczęście, "Żmijowisko" przeczytałam zaraz po "Hashtagu" Remigiusza Mroza. I o ile mrozowej książce nie miałam właściwie nic do zarzucenia (nastawiłam się na raczej kiepską lekturę, a miło się rozczarowałam), to zostawiłam sobie w ocenie jeden punkt zapasu, na wszelkie wypadek, gdybym przeczytała lepszy thriller psychologiczny. Nie miałam pojęcia, że ten moment nastąpi tak szybko, a prawda jest taka, że - albo powinnam obniżyć ocenę "Hashtagowi", albo wywalić przyjętą przeze mnie skalę w piz**, bo to, co zaserwował w "Żmijowisku" Wojciech Chmielarz (w odniesieniu do przeczytanych przeze mnie thrillerów psychologicznych i "Hashtagu" przede wszystkim - choć tutaj oceniałam książkę także w kontekście znanej mi twórczości autora), po prostu się w niej nie mieści. 

I może wydaje Wam się, że jestem jakaś oderwana od rzeczywistości, bo czytaliście "Żmijowisko" i nie zrobiło na Was aż takiego wrażenia, albo po prostu znacie lepsze książki (tak teraz myślę, że "Nie ufaj nikomu" także powinnam dać wyższą ocenę), ale uwierzcie mi - na świeżo po przeczytaniu tych dwóch książek mam właśnie takie odczucia. Dla "Żmijowiska" w mojej skali ocen po prostu brakło miejsca, a daję dziesiątkę tylko dlatego, że nie przyjęłam wyższej wartości.

"Żmijowisko" opowiada historię zaginionej Ady - piętnastolatki, która wraz z rodzicami i ich znajomymi wyjechała na agroturystyczne wczasy. Choć w sumie tak naprawdę o samej Adzie książka nie traktuje za wiele, a zatem bardziej prawidłowym byłoby stwierdzenie, że opowiada historię Arka i Kamili - rodziców Ady, Adaomy i Roberta - ich znajomych, Asi, Krzysztofa i Szuwara - właścicieli agroturystyki, Damiana - syna Asi i Krzysztofa oraz dalszych znajomych rodziców Ady. Podczas wczasów latem 2016 roku Ada ginie w tajemniczych okolicznościach. Historię poznajemy z trzech okresów (wcześniej, potem, pomiędzy), z kilku punktów widzenia (Arka, Kamili, Adaomy, Roberta, Krzysztofa, Szuwara, Damiana i wreszcie Ady) - wszystkie te elementy są ze sobą pomieszane tak, by wywołać mętlik w głowie czytelnika i dać mu ułudę, że sam powoli odkrywa prawdę o zaginięciu Ady.

Tak naprawdę więcej poznajemy przeszłości naszych głównych i drugoplanowych bohaterów, a akcja z wcześniej, potem i pomiędzy to tak właściwie echo wcześniejszych wydarzeń, uczuć i emocji postaci tego spektaklu. 

Nie chcę za wiele zdradzać z fabuły, ale tak szczerze - ciężko jest o niej pisać. Wszystko jest ze sobą tak powiązane, że pisząc cokolwiek, można by za wiele zdradzić. Wczoraj w nocy długo dyskutowaliśmy z mężem o tej książce i stwierdziliśmy, że ta historia jest idealna do zekranizowania (choć wiele wątków musiałoby zostać wówczas pominiętych albo potraktowanych po macoszemu, co byłoby ogromną stratą) i że idealnym reżyserem byłby Wojciech Smarzowski (jego filmy w punkt nam się wpasowują w klimat tej książki, a w pewnym momencie była tam taka rozpierducha jak w "Domu złym", co ostatecznie przesądziło w wyborze tego reżysera). Grunt, że autor trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej kartki, czytelnik cały czas przewraca strony w przekonaniu, że zaraz coś po prostu pierd*****, a niepokój kołacze się bez przerwy z tyłu głowy. Poprowadzone przez Wojciecha Chmielarza wydarzenia prowadzą do zaskakującego finału, po którym zachodzi się w głowę - jak można mieć tak psychopatyczną osobowość? Jak dla mnie ta książka to genialne studium psychologiczne człowieka - autor odwalił kawał dobrej roboty, budując każdą z postaci tej historii, ukazując, jak wielką potęgą jest ludzka psychika i jak wiele od niej zależy - jak z pozoru nic nie znaczące gesty i słowa mogą wywołać efekt motyla. 

Myśląc o "Żmijowisku"  Chmielarza, mimowolnie nasuwa mi się J.K. Rowling i jej seria o Harrym Potterze czy Cormoranie Strike'u - podobieństwo w pieczołowitości w budowaniu historii i kreacji bohaterów tych dwóch autorów jest dla mnie wręcz uderzające. Wyobrażam sobie, jak obydowje z niebywałą dbałością nanizują na nitkę genialnej fabuły poszczególne elementy charakterystyczne dla każdej postaci, by ostatecznie pokazać światu pełne, kompletne i bez żadnych niedociągnięć dzieło. Wojciech Chmielarz w swojej książce idealnie wyważa elementy opisowe z dialogami - tak, że czytelnik może wyobrazić sobie całą scenerię, w jakiej dzieją się wydarzenia "Żmijowiska", jak również dogłębnie poznać każdą z postaci oraz ich wzajemne powiązania i stosunki. Każde słowo ma swoje miejsce, każda scena do czegoś prowadzi, a każdy szczegół jest istotny, a podpowiedzi serwowane czytelnikowi, by ten mógł sam spróbować rozwikłać zagadkę zaginięcia Ady, nie są nachalne i nie walą wielkim czerwonym alarmem po oczach "TO TUTAJ JEST COŚ NIE TAK". 

Przy tym, co napisałam w poprzednim akapicie, to, w jaki sposób została przedstawiona historia i bohaterowie w "Hashtagu", wydaje mi się takie... powierzchowne. Bez głębszego zastanowienia się, z szybkim wyjaśnieniem, z dużą ilością swoistej górnolotności, niepopartej takim zwykłym człowieczeństwem. Wojciech Chmielarz na czymś na pozór zwykłym i pospolitym zbudował coś niesamowitego, budzącego prawdziwą grozę i wprowadzającego czytelnika w stan zadumy nad światem i ludźmi.

I zobaczcie, jak bardzo to, co dotychczas przeczytamy, determinuje nasze wrażenia z każdej kolejnej lektury.

Jestem pod ogromnym wrażeniem "Żmijowiska" i mam nadzieję, że kiedyś zobaczę tę historię na wielkim lub małym ekranie - kunszt i warsztat autora po prostu na to zasługuje.

Znacie twórczość autora? Dajcie znać w komentarzach, co o niej sądzicie ;)



Za książkę dziękuję Wydawnictwu Marginesy.


wtorek, 10 lipca 2018

[PRZEDPREMIEROWO] Hashtag - Remigiusz Mróz

Hashtag - Remigiusz Mróz

W kwestii wyjaśnienia - książka do mnie dotarła w trakcie pakowania się na krótki wypad nad morze, nic dziwnego więc, że uznałam ją za idealną lekturę na plażę (w tle moje pakowanie się ;))
Tytuł: Hashtag
Autor: Remigiusz Mróz
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Premiera: 18 lipca 2018 r.

Moja ocena: 9/10

Ci, którzy mnie znają, dobrze wiedzą, że ostrożnie podchodzę do twórczości Remigiusza Mroza. Nie chodzi nawet o ilość wydawanych przez niego książek (choć może to razić, można się zastanawiać nad "rzetelnością" tak napisanych/wydanych książek, ale nie można autorowi zarzucać, że wykorzystuje to, iż jest na topie, każdy z nas by to zapewne zrobił - wszystko zależy od perspektywy), lecz o mętne tłumaczenie się fikcją literacką, gdy zarzucane mu są błędy logiczne czy niezgodność z rzeczywistością pewnych faktów (wielokrotnie wspominałam choćby o mrozowych aplikantach w todze czy oskarżonym jako świadku). I o ile nie przeczytałam "Nieodnalezionej", czy "Czarnej Madonny", to myślę, że z dużą dozą prawdopodobieństwa negatywne (ale uargumentowane) komentarze na temat tych książek mogą mieć pokrycie w rzeczywistości. Jeśli chodzi o Chyłkę - zatrzymałam się na "Inwigilacji" i raczej nie sięgnę po kolejne części z uwagi na moje zboczenie zawodowe i niechęć do czytania kolejnych głupot procesowych (na które jednak przeciętny czytelnik nie zwróci uwagi). Przyznać musicie, że nie dziwi już zupełnie kolejna informacja o nowej książce Mroza - ja jednak, gdy usłyszałam, że autor próbuje sił w thrillerze psychologicznym, postanowiłam bliżej przyjrzeć się jego nowemu "dziełu", żeby móc zabrać głos w dyskusji, która zapewne rozgorzeje po premierze. 

Po lekturze "Hashtagu" moja refleksja jest taka - autor zagrał mi, jako czytelnikowi, na nosie (spodziewałam się bowiem błędów logicznych, których jednak nie wyłapałam) i świetnie przygotował się na ewentualny atak ze strony "hejterów" (pamiętajmy, że dobrze uargumentowany negatywny komentarz pod ten trend nie podpada) - "Hashtag" został napisany tak, że właściwie każde ewentualne niedociągnięcie można bardzo prosto wytłumaczyć. Nie, nie napiszę jak, bo zdradziłabym cloue fabuły, niemniej przyznać trzeba, że Remigiusz Mróz dobrze odrobił swoją lekcję, choćby w ten (sprytny moim zdaniem) sposób właśnie. 

Zacznę może od tego, że narracja została poprowadzona dwutorowo - narratorką pierwszoosobową jest Tesa, zakompleksiona kobieta ze znaczną otyłością, mająca problemy z funkcjonowaniem w społeczeństwie, lecz wbrew pozorom kochana i kochająca żona Igora, którego poznała na studiach - wspólnie uczęszczali na koło naukowe, prowadzone przez jednego z wykładowców, Krystiana Strachowskiego. To on jest kolejnym głównym bohaterem tej książki i to z jego punktu widzenia prowadzona jest ta druga narracja - tutaj pojawia się w formie trzecioosobowej, wszechwiedzącej. Początkowo czytelnik musi rozstrzygnąć, w jakich relacjach czasowych pozostają te dwa punkty widzenia, jednak szybko można się zorientować, co i jak. Krystian pojawia się także na etapie późniejszym w relacji Tesy - okazuje się, że bohaterowie mają za sobą bliżej nieokreślony związek, nie tylko na poziomie wykładowca-student. Przez całą książkę tak naprawdę nie wiadomo, co do końca łączyło tych dwoje, gdyż z różnych fragmentów czytelnik  może wyciągać różne wnioski, a często informacje (i nie tylko co do relacji tej dwójki) są ze sobą w sprzeczności, jak również niedomówione. Jednak zostało to podane w taki sposób, że czytelnik zdaje sobie sprawę, że autor zrobił to po prostu specjalnie i że to część drogi do poznania rozwiązania zagadki tajemniczej apsydy.

No właśnie - od tego zaczyna się książka. Tesa otrzymuje smsa, że czeka na nią paczka. Sytuacja wydaje się nie być w ogóle podejrzana, ale sęk w tym, że dziewczyna niczego nie zamawiała, a z racji fobii społecznej, jeśli już - zamówiłaby z dostawą do domu, nie paczkomatu. W paczce znajduje się kartka z jej imieniem i hashtagiem "apsyda" oraz figurka czaszki. Tesa, wraz ze swoim mężem Igorem, zaczyna śledztwo, sprawdza znaczenie tego słowa i trafia do ojczyzny hashtagów - Twittera. Jej odkrycie przyprawia o gęsią skórkę, bowiem znajduje pod tym # zdjęcie osoby (wrzucone tego samego dnia), która... wiele lat temu zaginęła. Z biegiem czasu pojawiają się kolejne zdjęcia pod #apsyda, należące do osób, które albo są zaginione, albo... nie żyją. Historia zaczyna jeszcze bardziej mrozić krew w żyłach, gdy znika sam Igor, a Tesa otrzymuje przesyłkę z informacją, że jej mąż jest pierwszym z wielu... 

Bohaterka postanawia odezwać się do Krystiana, by ten pomógł jej rozwikłać zagadkę #apsydy - nie trzeba chyba wyjaśniać, że ostatnia przesyłka ma tragiczne przesłanie, a być może to od Tesy zależy życie wielu osób. Dziewczyna otrzymuje wiele sprzecznych sygnałów i tajemniczych wiadomości, do tego dochodzą jej problemy psychiczne (chyba zapomniałam wspomnieć, że Tesa wielokrotnie próbowała targnąć się na swoje życie) i fobie społeczne -Tesie zaczyna najzwyczajniej w świecie mieszać się w głowie, nie wie, co jest prawdą, a co być może wytworem jej wyobraźni. Co więcej - czytelnik także tego nie wie. Autor sprawnie wyprowadza w pole (może nie w tak "spektakularny" sposób, jak w dotychczas przeczytanych przeze mnie jego książkach, lecz tak jakby... subtelniej, nie śmiejąc się z inteligencji czytelnika, dość "logicznie", na ile logiczny może być "Hashtag"). Pisałam wyżej, że informacje z punktu widzenia każdego z bohaterów często były ze sobą sprzeczne - wyszłam z założenia więc, że to do narracji Tesy (jako pierwszoosobowej!) należy podejść ostrożnie (czytałam ostatnio "Nie ufaj nikomu", podejrzewałam podobny zabieg), że to ona ma zaburzone poczucie rzeczywistości. I co? Nie odpowiem na to pytanie... inaczej odebrałabym Wam całą przyjemność z czytania tej książki. Zgrzytało mi ponadto to, jaki obraz Tesy wyłaniał się z jej opowieści, a jaki z narracji trzecioosobowej - miałam wrażenie, że czytam o dwóch różnych osobach (podobnie w przypadku Krystiana) i myślałam, że tutaj autor się mocno potknął, ale... no właśnie. Odnoszę wrażenie, że Remigiusz Mróz nigdzie się nie wyłożył. Autor podrzuca czytelnikowi tropy, już ma się wrażenie, że wiadomo, o co chodzi (choć dalej budzi to niedowierzanie), a potem następuje charakterystyczne dla autora zakończenie historii.

Nic nie jest takie, jakim się wydaje, a książkę zamyka się z wielkim znakiem zapytaniem w głowie. Co się tutaj tak właściwie stało?

Przeplatane relacje - z punktu widzenia Tesy i Krystiana - mają pomóc czytelnikowi w rozwikłaniu zagadki tajemniczej #apsydy. Kto za tym wszystkim stoi? Dlaczego akurat Tesa? Czytelnikowi ma się wydawać, że powoli dochodzi prawdy, jednak co rusz następują kolejne zwroty akcji, które całkowicie wywracają przyjętą dotychczas (już i tak kilka razy zmienianą) koncepcję. Przez to nie można właściwie oderwać się od lektury, a książka zdecydowanie wpisuje się w klimat gatunku.

Co do bohaterów - portret Tesy został nakreślony bardzo wyraźnie i jest inny od dotychczas poznanych przeze mnie mrozowych kobiecych kreacji. Dziewczyna mnie nie irytowała, a wręcz przeciwnie - mocno jej kibicowałam, by odkryła wreszcie swoją rolę w tym całym przedstawieniu. W ogóle poprawcie mnie, jeśli się mylę (nie czytałam wszystkich książek autora), ale to chyba pierwsza kobieca narracja pierwszoosobowa w twórczości Mroza? W moim odczuciu wypadła całkiem zgrabnie (i nie chodzi mi o tuszę głównej bohaterki oczywiście). Co do Krystiana... tutaj jest mi znacznie ciężej odnieść się do jego postaci, a wszystkiemu winne jest zakończenie właśnie, a spoilerować zwyczajnie nie wypada. Ale zdradzić chyba mogę, że przez całą książkę byłam wobec niego podejrzliwa, ale takie odczucie autor zdecydowanie chciał osiągnąć.

W książce pojawia się dużo filozoficznego i psychologicznego "bełkotu", jak to się mówi, oraz teorii postrzegania świata. Jest to niezbędne nie tylko po to, by poznać motywy sprawcy i spróbować je zrozumieć, ale także, by namieszać czytelnikowi w głowie co do racjonalności i poczytalności Tesy. To zupełnie nie moja działka, dlatego o wiele lepiej czytało mi się tę książkę, niż jakąkolwiek z serii o Chyłce. Jedno z pojęć pamiętałam ze studiów, inne sprawdziłam w Internecie i myślę, że autor całkiem zgrabnie je wykorzystał w swojej książce, czyniąc z niego jakby podwaliny do powątpiewania w racjonalność Tesy. 

Co do stylu pisania autora - tutaj nigdy nie miałam zastrzeżeń i nie inaczej jest w przypadku "Hashtagu". Przez lekturę płynie się lekko i z zaciekawieniem, nie tylko z uwagi na historię przedstawioną w książce, ale także dzięki lekkiemu pióru Mroza. 

Książce właściwie nie mam nic do zarzucenia. Tak, jak pisałam na początku - wszelkie sprzeczności i niedomówienia wyjaśnia zakończenie i to takie, za które biję brawo autorowi, bo nie pozostaje mi robić nic innego. Jestem pod wrażeniem tej historii, a przede wszystkim jej konstrukcji - nie spotkałam jeszcze w żadnej książce takiego zabiegu, jaki zdecydował się zastosować autor. I dał mi tym pstryczka w nos, bo byłam nastawiona na skrytykowanie tej pozycji - pstryczka w nos wszystkim krytykującym jego tempo pisania i częstotliwość wydawania książek w kontekście robionego przez niego researchu. Jeśli przeczytacie tę książkę, to dowiecie się, dlaczego tak podkreślam to ostatnie. Mam nadzieję, że Remigiusz Mróz będzie się tego trzymał, bo lekcję ewidentnie wyciągnął.

Czekacie na premierę? Domyślam się, że tak ;) Dajcie później znać, jak Wasze wrażenia po lekturze ;)




Za książkę dziękuję Czwartej Stronie.

#hashtag #apsyda #remigiuszmróz #czwartastrona #czwartastronakryminału, #thrillerpsychologiczny