środa, 24 stycznia 2018

Jak zawsze - Zygmunt Miłoszewski

Jak zawsze - Zygmunt Miłoszewski


Tytuł: Jak zawsze
Autor: Zygmunt Miłoszewski
Wydawnictwo: W.A.B.
Premiera: 8 listopada 2017 r.

Moja ocena: 10/10 (arcydzieło)


Wstyd.

Wstyd, że tyle czasu zabierałam się za tę książkę.

Jak ja mogłam tak po prostu pozwolić jej leżeć na półce?

I czekać na moje łaskawe przeczytanie jej?

JAK?

Bo powiedzieć, że ta książka jest genialna, to jakby nic nie powiedzieć. To jakby stwierdzić, że sushi jest po prostu smaczne, podczas gdy rozpala zmysły, a kubki smakowe wariują i nie mogą uwierzyć, że połączenie ryżu, alg, krewetki w tempurze oraz np. sezamu i serka filadelfia z imbirem i sosem sojowym może TAK smakować, a pamięć o tym smaku pozostaje w pamięci na długo, oj długo. Albo że migrena to po prostu ot taki sobie ból głowy, a tymczasem jak cię dopadnie to kończysz się trzy dni w łóżku z wierną miską u boku i zasłoniętymi roletami zewnętrznymi, by ograniczyć dopływ światła i dźwięku i jakoś przetrwać to cholerstwo.

Tak - niedopowiedzeniem byłoby stwierdzenie, że ta książka jest genialna.

Ona jest bezkonkurencyjna i fascynująca. Co najmniej.

I powiedzcie mi, jak ocenić książkę, która zawiera tak wiele uniwersalnych prawd, czasem tak oczywistych, że aż nie można uwierzyć, że samemu się ich wcześniej nie dostrzegło? Której autor jest pieprzonym mistrzem obserwacji, sięgający swoimi spostrzeżeniami do kręgosłupa wręcz człowieczeństwa, obnażający wszystkie, WSZYSTKIE ludzkie przywary i słabości i bezbłędnie puentując motywację każdego ludzkiego zachowania? Której zakończenie jest takie, że podczas lektury ostatnich stron pokłóciłam się z mężem, bo chłonęłam każdą czytaną literkę, a on śmiał, rozumiecie - śmiał cokolwiek się do mnie odezwać i wytrącił mnie z czytelniczej równowagi?




I jak nie zachwycać się kunsztem pisarskim autora, który w tak lapidarny sposób formułuje zdania, że dwa razy czytasz jedno sformułowanie i za każdym razem dostrzegasz WIĘCEJ? Który w jednej książce potrafi zawrzeć słodko-gorzką prawdę o nas samych i wywołać takie emocje, że ciężko oddychasz i czujesz kamień w klatce piersiowej? Że śmiejesz się, by zaraz pokiwać smutno głową ze zrozumieniem?

Nie napiszę tutaj, że fabuła jest świetna, pomysł niebanalny, a bohaterowie zostali wykreowani w sposób rzeczywisty i mogliby być naszymi sąsiadami, czyta się szybko itepe itede.

Mam wrażenie, że po prostu obraziłabym tym tę książkę i jej autora.

Bo jak zawsze wiem, co chcę napisać, tak teraz po prostu nie wiem.

Nie wiem, co ta książka ze mną zrobiła.



Za egzemplarz serdeczni dziękuję Wydawnictwu W.A.B.




[ZAPOWIEDŹ] Idealna dziewczyna - Carrie Blake


Namiętność, kłamstwa, ślepe zauroczenie. Trzech mężczyzn i jedna kobieta.
Premiera debiutanckiej powieści Carrie Blake pt. „Idealna dziewczyna” już 15 lutego nakładem Wydawnictwa Burda Książki.

Historia napisana przez Carrie Blake to elektryzujący, erotyczny suspens. Do ostatniej chwili trzyma w napięciu. Główna bohaterka Isabel zakłada konto na Tinderze. Zaczyna niezobowiązująco spotykać się z mężczyznami. Podczas każdej randki gra idealną dziewczynę dla poznanego mężczyzny. Każde spotkanie kończy niewinnym buziakiem i nigdy więcej z nim się nie umawia. Wszystko zmienia się, gdy poznaje piekielnie przystojnego i czarującego Matthew, który wciąga ją w pewną grę, której Isabel nawet nie jest świadoma. Zachwycona erotycznymi pomysłami partnera, bohaterka zaczyna tracić kontrolę nad własnym życiem… 

„Idealna dziewczyna” to powieść o tym jak wiele możemy zrobić dla idealnego mężczyzny i do jakich zachowań jesteśmy w stanie się posunąć; także o tym, ile można zrobić dla pieniędzy i jak łatwo jesteśmy w stanie zaufać nieznajomym.

Zapowiada się bardzo interesująco... Mam nadzieję, że to będzie nie tylko dobry thriller, ale i erotyk. Ktoś czeka ze mną? :)




poniedziałek, 22 stycznia 2018

Ostatni list od kochanka - Jojo Moyes

Ostatni list od kochanka - Jojo Moyes


Tytuł: Ostatni list od kochanka
Tytuł oryginalny: The Last Letter From Your Lover
Autor: Jojo Moyes
Wydawnictwo: Znak/Między słowami
Data premiery: wznowienie - 10 stycznia 2018 r.

Moja ocena: 8/10 (rewelacyjna)


Moje relacje z Moyes są dość burzliwe - o ile historia opisana w "Zanim się pojawiłeś" podbiła moje serce, o tyle uważam, że "Kiedy odszedłeś" jest mocno naciąganą jej kontynuacją, zupełnie niepotrzebną i odnoszę wrażenie, że autorka usilnie i nieudolnie chciała odpowiedzieć czytelniczkom na pytanie - co dalej? Obawiam się, że szumnie zapowiadana trzecia część będzie podobną klapą (choć wiem, że druga ma swoje zwolenniczki) i nie mam zamiaru po nią sięgać, jednak nie mogłam przejść obojętnie obok opisu "Ostatniego listu do kochanka". I mimo że książka ta jest naprawdę pokaźnych rozmiarów, przeczytałam ją w zasadzie w półtorej dnia... Tak, moi drodzy - ta pozycja jest warta tego, by po nią sięgnąć, a opisana w niej historia po prostu chwyta za serce... Uważajcie, bo mogę poniżej nieco zbyt wiele zdradzić z fabuły, także uprzedzam!

Mamy rok 2003 - Ellie jest młodą dziennikarką w "Nation". Pozostaje w dość nieciekawej sytuacji, bo choć ma satysfakcjonującą pracę i przyjaciół, to jej życie uczuciowe jest uzależnione od żony jej kochanka... Ellie tkwi w tej toksycznej relacji i - choć czuje, że związek nie tak powinien wyglądać - nie umie się z niej wyswobodzić. Wierzy, że kocha Johna i że on jedyny może zapewnić jej szczęście. Poznajemy Ellie, gdy gazeta, w której pracuje, przenosi swoją siedzibę. Podczas szukania inspiracji  do kolejnego artykułu, Ellie, pośród materiałów, które nie wskazywałyby na możliwość natrafienia na takie znalezisko - znajduje list. List, wyrażający całą paletę uczuć i który przenosi nas do roku 1960 i do historii tak przejmującej, że nasza bohaterka przyjmuje za cel, by odnaleźć jego adresata i nadawcę...

Przenieśmy się teraz do wspomnianego roku 1960 - Jennifer budzi się w szpitalu. Nie wie, gdzie jest i co jej się wydarzyło. Ani jej mąż, którego w ogóle nie pamięta, ani matka nie chcą rozmawiać o szczegółach wypadku, któremu uległa Jennifer. Kobieta dostrzega, że coś jest nie tak - przecież gdyby kochała męża, niezależnie od tego, czy utraciła pamięć, powinna do niego czuć cokolwiek... Jennifer powoli wraca do "swojego" życia - okazuje się, że jest osobą bardzo majętną, zajętą właściwie tym, by jej mąż był zadowolony - ma ładnie wyglądać, nie wypowiadać się bez potrzeby, nie interesować się wydarzeniami na świecie, wyprawiać przyjęcia i na nie uczęszczać. Nasza bohaterka dowiaduje się, że przed wypadkiem była duszą towarzystwa, także i teraz próbuje robić wszystko, by nie wypaść z roli, by wszyscy dookoła myśleli, że wróciła do siebie. Poczucie wyobcowania Jennifer wzmaga się, gdy znajduje w starym harlequinie pełen emocjo list miłosny, który ewidentnie jest adresowany do niej, lecz nadawcą na pewno nie jest jej mąż. Wyobraźcie sobie - tracicie pamięć, okazuje się, że w Waszym życiu było coś zakazanego, a zarazem pięknego i namiętnego, ale Wasza pamięć nie chce się naprawić... Jennifer błądzi po omacku, próbuje się dowiedzieć czegokolwiek na temat jej relacji z tajemniczym mężczyzną, a znalezione listy (tak, jest ich więcej) ukazują to, czego po wypadku Jennifer nie mogła określić i czego jej brakowało...

Jaki związek mają ze sobą Ellie i Jennifer? Czy historia miłosna sprzed czterdziestu lat jest wpłynąć na postawę Ellie? I najważniejsze - jak ona się zakończyła?

Czytelniku - musisz się tego dowiedzieć!

Historia Jennifer i tajemniczego B. po prostu chwyta za serce. Dla mnie losy Ellie są właściwie jedynie tłem dla wydarzeń z 1960 roku, choć chronologicznie nastąpiły później. Autorka buduje napięcie i genialnie maluje emocje i nie da się nie czuć tej chemii pomiędzy głównymi bohaterami. Jojo Moyes świetnie przedstawia także świat sprzed pięćdziesięciu lat, te animozje, pozycje kobiet i mężczyzn, wartości i priorytety. Lata sześćdziesiąte w Londynie poznajemy także z perspektywy B... Co daje nam już całościowy pogląd na całą historię.

Postaci zostały ukształtowane adekwatnie do czasów, w jakim przyszło im żyć - są realne, z krwi i kości, a Ellie mogłaby być po prostu naszą sąsiadką. Autorka prowadzi jej losy oraz Jennifer tak, że nie sposób wziąć głębszego oddechu pomiędzy rozdziałami - ciągle pojawiają się nowe przeszkody do pokonania, nowe wątki, nowe refleksje... Jojo Moyes wprost genialnie posługuje się językiem i w sposób bardzo elektryzujący opisuje nie tylko emocje, ale również przystępnie pisze o sprawach po prostu trudnych. Nie sposób odmówić autorce, że ma po prostu talent do poruszania tematów o cięższym kalibrze, a wydawałoby się, że tak powszechnych, że nie wymagają już komentarza.

Zakończenie - dla mnie zupełne, wystarczające, rozrywające... Tego właśnie oczekiwałam, na to miałam nadzieję i nie zawiodłam się! Świetne ukoronowanie historii Ellie, Jennifer i B. Wprawdzie domyślałam się pewnych jego elementów, ale autorka - według mnie - specjalnie naprowadzała czytelnika na pewne tory... W każdym razie - ja jestem tą książką zachwycona i jestem pewna, że długo pozostanie w mojej pamięci.

Co sądzicie o twórczości Moyes? Czytaliście "Ostatni list od kochanka"? Dajcie znać w komentarzach :)




Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak.




niedziela, 14 stycznia 2018

Spektrum. Leonidy - Nanna Foss (Spektrum, tom I)

Spektrum. Leonidy - Nanna Foss
(Spektrum, tom I)


Tytuł: Spektrum. Leonidy
Tytuł oryginalny: Leoniderne
Autor: Nanna Foss
Wydawnictwo: Driada
Premiera: 29 listopada 2017 r.
Seria/cykl: Spektrum, tom I

Moja ocena: 8/10 (rewelacyjna)

Oj dawno nie przeczytałam młodzieżówki, ostatnio chyba Skazę i Doskonałą Cecelii Ahern w wakacje. Wszyscy wiemy, czym cechuje się tego typu literatura - historia osadzona jest albo w wykreowanej rzeczywistości, albo w świecie dobrze nam znanym, a główna bohaterka (zwykle jest to dziewczyna) odkrywa, że wydawało jej się, że zna rzeczywistość, która ją otacza. Potem okazuje się, że oczywiście to na jej barkach spoczywa ciężar uratowania świata i zwykle dochodzą mniej lub bardziej czarne charaktery, mierzenie się z władzą, do tego to wszystko okraszone jest miłosnymi rozterkami, które mają ogromne znaczenie w normalnym życiu, a co dopiero w ekstremalnych warunkach, w jakich przyszło działać głównej bohaterce.

Po przeczytaniu opisu Leonidów pomyślałam, że ta pozycja jest inna, że warto dać jej szansę - i na szczęście nie rozczarowałam się tą lekturą :) 

No ale o co chodzi?

Emi, Alban i Linus to trójka przyjaciół, uczęszczających do jednej szkoły, lecz do różnych klas. Są zwyczajnymi nastolatkami, borykającymi się z problemami adekwatnymi do ich wieku, z tą małą różnicą, że Alban jest niewidomy. W dzieciństwie przebył zapalenie opon mózgowych, które pozostawiło po sobie taką właśnie nieprzyjemną pamiątkę. Emi uwielbia rysować i robi to naprawdę dobrze, natomiast zainteresowania ALbana i Linusa koncentrują się głównie wokół fizyki i astronautyki. Nasza trójka żyje sobie spokojnie swoim nastoletnim życiem, aż pewnej nocy Emi śni się dziwny sen. Jest on tak rzeczywisty, że dziewczyna postanawia narysować chłopaka, który pojawia się w tym śnie. Wyobraźcie sobie jej zdziwienie, gdy na następny dzień... ten chłopak pojawia się w szkole i zaczyna się uczyć, wraz z siostrą bliźniaczką, w klasie Emi. Od nowego nauczyciela dostają do wykonania ciekawy projekt, który doprowadza Emi, Albana, Linusa, bliźniaków Noa i Pi oraz Adrianę, klasową prymuskę (która jest w parze z Pi w projekcie) do domu na skraju miasteczka, w którym mieszka Karl, wybitny astrofizyk. W tym domu odgrywa się scena ze snu Emi... Do czego doprowadzą dziwny kompas, pryzmat z łańcuszka Noa, oparzenia na rękach szóstki naszych bohaterów, a które ujawniają ich niesamowite umiejętności? O tym przekonasz się, sięgając po tę książkę :)

Akcja Leonidów dzieje się w przeciągu kilku dni, choć biorąc pod uwagę okoliczności, które wychodzą na jaw pod koniec lektury, te "kilka dni" to pojęcie dość... względne ;) Tempo biegu wydarzeń jest niesamowite - co rusz pojawiają się nowe zagadki i czytelnik po prostu nie może się nudzić. Wydarzenia prezentowane są wyłącznie z perspektywy Emi, co powoduje, że wraz z głównymi bohaterami czytelnik próbuje odgadnąć, co się z nimi dzieje. Niewątpliwie bowiem umiejętności, jakie okazuje się, że posiadają nasi bohaterowie, sieją niemały zamęt w ich głowach, a przecież nic nie dzieje się bez przyczyny... Gdzieś podświadomie czujemy, że bardzo blisko czai się coś niedobrego, choć de facto w tej części autorka jedynie zarysowuje problem szóstki bohaterów, a czarny charakter występuje jedynie epizodycznie. 

Bohaterom brak jest irytującej infantylności - na szczęście! Są rozsądni, logicznie myślący, a wobec pojawiających się nowych okoliczności - prawidłowo ustawiający priorytety. Każda z postaci jest charakterystyczna i wykreowana w indywidualny sposób. Autorka nie poszła na łatwiznę w tej materii, kształtując wszystkich bohaterów "na jedno kopyto". Emi, jako narratorka, nie jest w ogóle irytująca, co często jest minusem tzw. młodzieżówek. Sam pomysł na fabułę jak dla mnie - genialny! Motyw, który wykorzystała autorka, łapie za serducho i powoduje, że u czytelnika włącza się syndrom "natychmiast-muszę-poznać-dalsze-losy-bohaterów". Jak przeczytacie Leonidy, to zrozumiecie, co mam na myśli :) Pewne wątki mocno mnie poruszyły i choć teoretycznie zostały wyjaśnione, mam nadzieję, że w kolejnych tomach autorka jeszcze do nich wróci. Kilka zaś wątków pozostało nierozwiązanych i w zwieszeniu - bardzo, ale to bardzo chciałabym natychmiast się dowiedzieć, jaki one mają wpływ na to, co spotkało głównych bohaterów. Sama historia napisana jest tak, że czytelnik dopiero dowiaduje się, do czego służy kompas, który pojawia się właściwie na samym początku książki. Apetyt na poznanie dalszej części historii jest ogromny po przewróceniu ostatniej kartki Leonidów i mam ogromną nadzieję, że już wkrótce będę mogła go zaspokoić.

Znacie Leonidy? Mam nadzieję, że chociaż trochę zachęciłam Was do sięgnięcia po tę książkę, mimo że wielu z Was stroni od młodzieżówek. Jak dla mnie Leonidy to naprawdę interesująca i nieszablonowa propozycja na interesujące spędzenie wolnego czasu. 


Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Driada.

sobota, 13 stycznia 2018

[ZAPOWIEDŹ] Kindness boomerang - Orly Wahba

Dobro wraca – przekonuje autorka książki „Kindness Boomerang, czyli 365 sposobów, jak zmienić świat i siebie”. Premiera już 17 stycznia nakładem wydawnictwa Buchmann.

Wśród wielu noworocznych postanowień czasem wystarczy tylko jedno – codziennie spełnić drobny gest życzliwości. Pomóc zagubionemu turyście odnaleźć drogę, podziękować nauczycielowi za ciekawą lekcję, zrobić karmik dla ptaków, nawiązać rozmowę z kimś, kogo codziennie mijamy w drodze do pracy lub po prostu powiedzieć bliskiej osobie od dawna planowany komplement. Jeden niewielki uczynek może wprawić w ruch dobro, które prędzej czy później powróci do nas ze zdwojoną mocą. Bo, jak przekonuje Orly Wahba w swojej najnowszej książce, na otaczającą rzeczywistość każdy ma wpływ – tylko czasem o tym zapomina.

„Kindness Boomerang” to 365 codziennych gestów życzliwości, refleksji, inspirujących cytatów oraz historii. Książka napisana została w formie kalendarza. Jej autorka na każdej stronie zaprasza czytelników do rozmowy, dzieli się swoimi doświadczeniami, a przede wszystkim motywuje: efekt domina zaczyna się od jednego prostego aktu dobra – i nas samych.


Orly Wahba – amerykańska działaczka społeczna i edukatorka. Karierę zawodową zaczynała jako nauczycielka. W 2011 roku założyła słynną organizację non-profit o nazwie Life Vest Inside, której celem jest globalna popularyzacja życzliwości. Organizacja zasłynęła w sieci produkcją viralowego filmiku „Kindness Boomerang”, pokazującego, w jaki sposób okazana ludziom dobroć zatacza koło i pewnego dnia niespodziewanie powraca do inicjatora. Film miał ponad 27 milinów wyświetleń na platformie YouTube. 

Ciekawi? Ja bardzo! Książka jest już u mnie i powiem Wam, że zerknęłam na kilka dat (książka jest napisana w formie kalendarza, z cytatem i "zadaniem" na każdy dzień) i uważam, że jest to super sprawa. 

Cytat na dziś:
Nie mów mi, że ogranicza nas tylko nieboskłon, skoro na Księżycu są już ślady stóp. - Paul Brandt

sobota, 6 stycznia 2018

Magia kąsa - Ilona Andrews (Kate Daniels, tom I)

Magia kąsa - Ilona Andrews
(Kate Daniels, tom I)


Tytuł: Magia kąsa
Tytuł oryginalny: Magic bites
Autor: Ilona Andrews
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: wznowienie - 10 listopada 2017 r.
Seria/cykl: Kate Daniels, tom I

Moja ocena: 7/10 (bardzo dobra)

Dopiero od niedawna poznaję klasyki gatunku urban fantasy i jeśli stale podczytujecie mojego bloga na pewno wiecie, że jestem wręcz zakochana w Mercedes Thompson i świecie wykreowanym przez Patricię Briggs. Dochodziły mnie jednak słuchy, że seria o Kate Daniels jest co najmniej tak dobra, jak wspomniana przeze mnie ta o Mercy. Gdy w Polskę poszła wieść, że wydawnictwo Fabryka Słów wznawia obie serie, zauważyłam większe poruszenie wśród czytelników na wiadomość o wznowieniu Kate Daniels. Bez najmniejszego wahania zatem sięgnęłam po pierwszą część, czyli "Magia kąsa".

Kate Daniels to 25-letnia dziewczyna, która posiada unikatowe możliwości - w jej żyłach płynie czysta magia. Jest członkiem Gildii Najemników - instytucji, która rozwiązuje ludzkie "problemy rodzaju magicznego". W świecie, w którym funkcjonuje, działa także Zakon Rycerzy Miłosierdzia, który teoretycznie ma oferować obywatelom Atlanty bezinteresowną pomoc, jednak aby na nią zasłużyć, często trzeba mieć odpowiednie argumenty (finansowe) i najlepiej, by interes obywatela pokrywał się z interesem Zakonu. Jako istota o niesamowitych zdolnościach, Kate ma możliwość zostać członkiem Zakonu, na co wielokrotnie namawiał ją jej opiekun - Greg. W świecie, w którym przypływ magii potrafi zablokować całą istniejącą technologię, w którym żyją stwory, których istnienia nawet byśmy nie podejrzewali, Kate byłaby bardzo cennym nabytkiem. Kwestia ta schodzi jednak na dalszy plan, gdy okazuje się, że Greg, podczas prowadzenia śledztwa, zostaje zamordowany. Kate, dla której opiekun był jak ojciec, na własną rękę początkowo usiłuje dowiedzieć się, kto stoi za śmiercią Grega, by później dostać błogosławieństwo Zakonu w tym zakresie.

Pierwszy tom zwykle wprowadza czytelnika w wykreowany przez autora świat - nie inaczej jest w przypadku "Magia kąsa". Ilona Andrews powoli i metodycznie przedstawia świat po magicznej apokalipsie - na szczęście można bez problemu zorientować się co i jak, wszystko zostało opisane bowiem bardzo przystępnie. W mojej ocenie nie sposób jest nie polubić głównej bohaterki - Kate to po prostu świetna babka, z pasującym mi poczuciem humoru, profesjonalistka w każdym calu. Wszystko jest u niej przemyślane - w jej świecie nie ma miejsca na improwizację i "najpierw działam, potem myślę". Jest odważna i zdeterminowana, bardzo mi pod wieloma aspektami przypomina Mercedes Thompson. I tak, jak wokół Mercy, tak i wokół Kate pojawiają się ciekawi mężczyźni, a na szczególną uwagę zasługuje Curran - Władca Bestii, stojący na czele Gromady. Akcja została poprowadzona tak, by atmosfera co rusz się zagęszczała, nie tylko dzięki Curranowi, ale i Grzebykowi... No ale wracając do głównego wątku "Maga kąsa" - czyli próby odnalezienia zabójcy Grega - przyznać muszę, że intryga została poprowadzona interesująco, a finał zaskoczył nie tylko mnie, ale przede wszystkim - samą Kate.

Książkę czyta się płynnie i bez zacięć. Niby nic takiego, w końcu każdą dobrą książkę tak się czyta, ale może to dziwić choćby dlatego, że Ilona Andrews to tak naprawdę pseudonim małżeństwa Ilony i Andrew Gordonów. Jak czytałam "Pudełko z marzeniami", bez problemu mogłam wskazać, które fragmenty zostały napisane przez każdego z autorów, a w przypadku "Magia kąsa" miałabym z tym problem. Ilona i Andrew muszą być bardzo zgranym małżeństwem :) Styl, jakim się posługują, jest bardzo przystępny, a w przedstawionej historii nie sposób jest dopatrzeć się jakichkolwiek błędów logicznych czy nieścisłości.

"Magia kąsa" to po prostu bardzo dobra książka :) Z niecierpliwością czekam na kolejny tom historii Kate Daniels - końcówka pierwszego zapowiada bowiem bardzo obiecująco drugą część. 

Znacie Kate Daniels? Lubicie? Dajcie znać!


Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów.