poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Kasacja - Remigiusz Mróz (Joanna Chyłka, tom I)


Kasacja - Remigiusz Mróz


źródło

Tytuł; Kasacja
Autor: Remigiusz Mróz
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Seria: Joanna Chyłka, tom I
Data premiery: 18 lutego 2015 r.

Moja ocena: 6/10 (dobra)


Nie do końca wiem, co myśleć o tej książce. Rzuciłam się na nią jak szczerbaty na sucharki. "Ta książka to jazda bez trzymanki!" krzyczy okładka. "Kasacja niczym nie ustępuje powieściom Grishama", "Remigiusz Mróz udowadnia, że i w Polsce może powstać znakomity, trzymający w napięciu thriller prawniczy" - z takim właśnie nastawieniem zasiadłam do lektury książki. Na wstępie muszę jeszcze uprzedzić Cię, drogi Czytelniku - niniejsza opinia może zawierać spoilery.

Na początek może przedstawię naszych głównych bohaterów. Joanna Chyłka - rekin warszawskiej palestry, wysoko postawiona pani adwokat w słynnej korporacji, strach być z nią po przeciwnych stronach na sali sądowej. Zarabia oczywiście masę pieniędzy, bezdzietna, bezmężna (przynajmniej w tej części autor nic się na ten temat nie zająknął). Kordian Oryński - aplikant na początku swojej kariery (chyba pierwszego roku? Autor nie zagłębiał się w tajniki aplikacji adwokackiej. W sumie o uczęszczaniu na zajęcia i płaceniu za aplikację też się nie zająknął), ambitny (a jakże!) i - uwaga - bez żadnego właściwie doświadczenia dostaje pracę właśnie w tej słynnej korporacji, w której pracuje Chyłka. Nasza pani adwokat zostaje patronką Oryńskiego i w ten oto sposób zawiązuje się nam pewna zależność pomiędzy bohaterami.

No, prezentację mamy już za sobą, teraz czas na akcję. Nie byłoby tej książki bez natychmiastowego wrzucenia Oryńskiego w wir wydarzeń - Chyłka broni Piotra Langera, oskarżonego o podwójne zabójstwo - wina wydaje się być oczywista z uwagi na to, że nasz oskarżony otworzył Policji drzwi do mieszkania, w którym znajdowały się owe dwa trupy, a z którymi to przebywał sobie wesoło przez ostatnie dziesięć dni. Jego ojciec jest klientem kancelarii - pociąga za sznurki i płaci za szybki proces, Chyłka ma teoretycznie zatańczyć, jak jej zagrają i wykonywać polecenia "góry". Jak się można domyślić, od samego początku nie podoba jej się wizja przedstawiona przez klienta, który chce jak najszybciej ukręcić sprawie łeb i posadzić syna na wiele lat do więzienia. Nie ma jednak żadnego pomysłu, jak wybronić oskarżonego, stąd przegrywa z kretesem w obu instancjach. I tutaj pojawia się szansa - tytułowa kasacja, nadzwyczajny środek zaskarżenia, iskierka nadziei, że może odniesie jednak sukces.

Akcja faktycznie dzieje się szybko, książkę czyta się płynnie, a cięty język Chyłki i riposta na zawołanie stanowią niewątpliwie walory "Kasacji". Jest jednak kilka rzeczy, które bardzo rzuciły mi się w oczy i to właśnie dlatego nie do końca wiem, co o tej książce myśleć.

Przede wszystkim nie umiem uwierzyć w relację, jaka nawiązała się między Oryńskim a jego patronką. Ja rozumiem, że można się lubić na stopie prywatnej, również zawodowej, lecz wydaje mi się, że autor zbudował ten "związek" zbyt luźno i pobłażliwie. Ciężko jest mi sobie wyobrazić aplikanta w taki sposób odnoszącego się do adwokatki, której nie poznał nigdy na neutralnym gruncie, lecz w pracy, i gdy to Chyłka jest wyżej rangą. No cóż, może moje myślenie jest zbyt zaściankowe i niewiele w życiu widziałam.

Po wtóre, próbowałam przyporządkować przedstawioną procedurę karną do jednego ze znanych mi porządków prawnych, ale im bardziej zagłębiałam się w lekturę, tym bardziej głupiałam. Racja, autor bardzo pobieżne przedstawia pewne instytucje zawarte w Kodeksie postępowania karnego i w sposób prosty tłumaczy pewne zjawiska (co uznać należy raczej na plus w moim przekonaniu), jednak jak doszłam w lekturze do rozprawy przed Sądem Najwyższym, to skapitulowałam. Z jednej strony bohaterowie wiedzą, że Sąd Najwyższy związany jest zarzutami kasacji i nie może orzekać ponad to, a z drugiej do samej rozprawy próbują przekonać potencjalnych świadków (których mogli powołać już w pierwszej instancji!), aby zeznawali. Właśnie - zeznawali, w postępowaniu przed Sądem Najwyższym, w którym to stosuje się odpowiednio przepisy o apelacji. A w postępowaniu odwoławczym można powołać się na nowe okoliczności, owszem, ale jeżeli nie można było powołać się na nie w postępowaniu przed sądem pierwszej instancji. Widzicie tutaj pewną nieścisłość, prawda? Zresztą, postępowanie dowodowe w postępowaniu odwoławczym w procedurze karnej przeszło ostatnio rewolucję, zatem nie wiem nawet, w którym reżimie prawnym umiejscowić właściwą akcję "Kasacji".  

Po trzecie, nasz system prawny nie pozwala na takie poprowadzenie wydarzeń, jak w amerykańskich serialach, niestety. Rozumiem jednak, że aby nadać im trochę rumieńców i podtrzymać napięcie, trzeba podkoloryzować pewne fakty, jak na przykład walkę partnera kancelarii o "przyznanie nowego terminu" na wniesienie kasacji. No nie działa to tak w Polsce, tutaj nie ma przekonywania sędziów o to, by zrobili, jak my chcemy. Składa się wniosek, uprawdopodabnia uchybienie terminu, dokonuje czynności i czeka na postanowienie w przedmiocie przywrócenia terminu bądź nie. 

Po czwarte, ręce mi lekko opadły przy wzywaniu oskarżonego na świadka. A opis rozprawy przed Sądem Najwyższym czytałam z ogromnym zainteresowaniem, bo czułam się jak u cioci na imieninach, a nie w najwyższej instancji :)

A po piąte! Fascynujący jest awans Oryńskiego na koniec książki - po jednej sprawie jego pensja skoczyła z tysiąca złotych netto do sześciu brutto! Niesamowite. Może trochę mnie zazdrość zżera, ja chciałabym tyle zarabiać kilka lat po zdanym egzaminie zawodowym :)

Nie chciałam tego, ale chyba zbyt drobiazgowo odniosłam się do pewnych elementów powieści, jednak nie umiałam przejść obok nich obojętnie. Wiedziałam, jakie będą kolejne zagadki i ich rozwiązania, w samej sprawie nic mnie nie zaskoczyło. Mimo powyższego, książka przypadła mi do gustu, a na lekturę kolejnych przygód Chyłki i Oryńskiego przygotuję sobie meliskę i postaram się odłożyć na bok zawodowe kwestie. Chodzi przecież o to, by przyjemnie spędzić czas, prawda? A przy "Kasacji" tak właśnie było :)

8 komentarzy:

  1. Właśnie, czas przyjemnie spędziłam, oderwać się nie mogłam... ale dokładnie tak, jak napisałaś - dla mnie niektóre wydarzenia były mocno naciągane. Widać ewidentnie, że autor zainspirował się u zagranicznych pisarzy. Mnie poza tym brakiem realizmu trochę denerwowała płaskość historii... żadnego tła, historii bohaterów. Taka na jeden wieczór. Nie rozumiem dlatego zachwytów :( Aczkolwiek, jak wspomniałam, czas spędziłam przy niej dobrze. Obawiam się tylko, ze przy kolejnej części nie będę już tak pobłażliwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się właśnie nie wydaje, by autor inspirował się u zagranicznych pisarzy - akcję umiejscowił w polskim porządku prawnym, oprócz rzeczy, które wymieniłam wyżej, oddał go rzetelnie, a podkolorował pewne rzeczy, by zapewnić emocje. To ostatnie często spotyka się w powieściach. Co nie zmienia faktu, że jednemu to się spodoba, innemu nie. I nam właśnie pewne rzeczy nie przypadły do gustu. Ja mam zamiar być pobłażliwa przy lekturze kolejnych części, inaczej nie będę miała przyjemności z czytania, a szkoda by było, bo autor ma świetny styl pisania :)

      Usuń
  2. Widać, że pojęcie o prawniczym świecie masz ogromne, ale tak się składa, że autor ma doktorat z prawa i również na prawie się zna. Czytając Twoją recenzję nie byłam zaskoczona wszystkimi nieścisłościami, które wytknęłaś Mrozowi. Dlaczego? Bo autor otwarcie przyznał, że nagiął pewne fakty w prawie na potrzeby tej powieści. Nie uważam też, żeby inspirował się amerykańskimi pisarzami czy serialami, bo to powieść bardzo polska, bardzo nasza. Wiadomo, każdy ma prawo do własnej opinii i Ciebie, jako osobę znającą się na temacie prawniczym mogły irytować pewne kwestie w tej powieści. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaję sobie sprawę, że z taką książką jest jak z filmem czy serialem - gdyby wszystko zostało ukazane "jak należy", to byłoby nudno, bez napięcia i emocji. Dlatego może nie słyszy się o polskich thrillerach prawniczych. I zgadzam się z Tobą - ta książka jest ewidentnie "nasza", autor dobrze oddał realia panujące w tej sferze (słaba płaca, harowanie od rana do wieczora; pewne przemyślenia Oryńskiego jakby wyjął z mojej głowy). To jest chyba tak, jak każdy ogląda/czyta coś ze swojej działki - zwraca uwagę na rzeczy, na które inni zupełnie nie zwróciliby uwagi. Ale ogólnie książkę odebrałam pozytywnie, mam nadzieję, że kolejne również tak odbiorę :)

      Usuń
  3. Dokładnie, najważniejszy jest mile spędzony czas podczas lektury, a ja "Kasację" mam w planach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym męczyła się przy lekturze, natychmiast bym ją odłożyła. A tak, mam za sobą już drugą część :D

      Usuń
  4. Ja na szczęście (w tym przypadku znaczy się) nie mam pojęcia o prawniczych niuansach, więc tę sferę zupełnie, mówiąc prosto, olałam. Ale nie dziwię się, że Tobie te nieścisłości przeszkadzają, bo też się irytuję, gdy w powieściach zachwiane jest prawdopodobieństwo psychologiczne postaci (związane z kolei z moim wykształceniem). W każdym razie do "Kasacji" podeszłam na zupełnym luzie, dla samej historii, i ta zrobiła na mnie jak najbardziej pozytywne wrażenie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja teraz na luzie podeszłam do kontynuacji, czyli "Zaginięcia", co bardzo dobrze mi zrobiło :)

      Usuń