Kasacja - Remigiusz Mróz
źródło |
Tytuł; Kasacja
Autor: Remigiusz Mróz
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Seria: Joanna Chyłka, tom I
Data premiery: 18 lutego 2015 r.
Data premiery: 18 lutego 2015 r.
Moja ocena: 6/10 (dobra)
Nie do końca wiem, co myśleć o tej książce. Rzuciłam się na nią jak szczerbaty na sucharki. "Ta książka to jazda bez trzymanki!" krzyczy okładka. "Kasacja niczym nie ustępuje powieściom Grishama", "Remigiusz Mróz udowadnia, że i w Polsce może powstać znakomity, trzymający w napięciu thriller prawniczy" - z takim właśnie nastawieniem zasiadłam do lektury książki. Na wstępie muszę jeszcze uprzedzić Cię, drogi Czytelniku - niniejsza opinia może zawierać spoilery.
Na początek może przedstawię naszych głównych bohaterów. Joanna Chyłka - rekin warszawskiej palestry, wysoko postawiona pani adwokat w słynnej korporacji, strach być z nią po przeciwnych stronach na sali sądowej. Zarabia oczywiście masę pieniędzy, bezdzietna, bezmężna (przynajmniej w tej części autor nic się na ten temat nie zająknął). Kordian Oryński - aplikant na początku swojej kariery (chyba pierwszego roku? Autor nie zagłębiał się w tajniki aplikacji adwokackiej. W sumie o uczęszczaniu na zajęcia i płaceniu za aplikację też się nie zająknął), ambitny (a jakże!) i - uwaga - bez żadnego właściwie doświadczenia dostaje pracę właśnie w tej słynnej korporacji, w której pracuje Chyłka. Nasza pani adwokat zostaje patronką Oryńskiego i w ten oto sposób zawiązuje się nam pewna zależność pomiędzy bohaterami.
No, prezentację mamy już za sobą, teraz czas na akcję. Nie byłoby tej książki bez natychmiastowego wrzucenia Oryńskiego w wir wydarzeń - Chyłka broni Piotra Langera, oskarżonego o podwójne zabójstwo - wina wydaje się być oczywista z uwagi na to, że nasz oskarżony otworzył Policji drzwi do mieszkania, w którym znajdowały się owe dwa trupy, a z którymi to przebywał sobie wesoło przez ostatnie dziesięć dni. Jego ojciec jest klientem kancelarii - pociąga za sznurki i płaci za szybki proces, Chyłka ma teoretycznie zatańczyć, jak jej zagrają i wykonywać polecenia "góry". Jak się można domyślić, od samego początku nie podoba jej się wizja przedstawiona przez klienta, który chce jak najszybciej ukręcić sprawie łeb i posadzić syna na wiele lat do więzienia. Nie ma jednak żadnego pomysłu, jak wybronić oskarżonego, stąd przegrywa z kretesem w obu instancjach. I tutaj pojawia się szansa - tytułowa kasacja, nadzwyczajny środek zaskarżenia, iskierka nadziei, że może odniesie jednak sukces.
Akcja faktycznie dzieje się szybko, książkę czyta się płynnie, a cięty język Chyłki i riposta na zawołanie stanowią niewątpliwie walory "Kasacji". Jest jednak kilka rzeczy, które bardzo rzuciły mi się w oczy i to właśnie dlatego nie do końca wiem, co o tej książce myśleć.
Przede wszystkim nie umiem uwierzyć w relację, jaka nawiązała się między Oryńskim a jego patronką. Ja rozumiem, że można się lubić na stopie prywatnej, również zawodowej, lecz wydaje mi się, że autor zbudował ten "związek" zbyt luźno i pobłażliwie. Ciężko jest mi sobie wyobrazić aplikanta w taki sposób odnoszącego się do adwokatki, której nie poznał nigdy na neutralnym gruncie, lecz w pracy, i gdy to Chyłka jest wyżej rangą. No cóż, może moje myślenie jest zbyt zaściankowe i niewiele w życiu widziałam.
Po wtóre, próbowałam przyporządkować przedstawioną procedurę karną do jednego ze znanych mi porządków prawnych, ale im bardziej zagłębiałam się w lekturę, tym bardziej głupiałam. Racja, autor bardzo pobieżne przedstawia pewne instytucje zawarte w Kodeksie postępowania karnego i w sposób prosty tłumaczy pewne zjawiska (co uznać należy raczej na plus w moim przekonaniu), jednak jak doszłam w lekturze do rozprawy przed Sądem Najwyższym, to skapitulowałam. Z jednej strony bohaterowie wiedzą, że Sąd Najwyższy związany jest zarzutami kasacji i nie może orzekać ponad to, a z drugiej do samej rozprawy próbują przekonać potencjalnych świadków (których mogli powołać już w pierwszej instancji!), aby zeznawali. Właśnie - zeznawali, w postępowaniu przed Sądem Najwyższym, w którym to stosuje się odpowiednio przepisy o apelacji. A w postępowaniu odwoławczym można powołać się na nowe okoliczności, owszem, ale jeżeli nie można było powołać się na nie w postępowaniu przed sądem pierwszej instancji. Widzicie tutaj pewną nieścisłość, prawda? Zresztą, postępowanie dowodowe w postępowaniu odwoławczym w procedurze karnej przeszło ostatnio rewolucję, zatem nie wiem nawet, w którym reżimie prawnym umiejscowić właściwą akcję "Kasacji".
Po trzecie, nasz system prawny nie pozwala na takie poprowadzenie wydarzeń, jak w amerykańskich serialach, niestety. Rozumiem jednak, że aby nadać im trochę rumieńców i podtrzymać napięcie, trzeba podkoloryzować pewne fakty, jak na przykład walkę partnera kancelarii o "przyznanie nowego terminu" na wniesienie kasacji. No nie działa to tak w Polsce, tutaj nie ma przekonywania sędziów o to, by zrobili, jak my chcemy. Składa się wniosek, uprawdopodabnia uchybienie terminu, dokonuje czynności i czeka na postanowienie w przedmiocie przywrócenia terminu bądź nie.
Po czwarte, ręce mi lekko opadły przy wzywaniu oskarżonego na świadka. A opis rozprawy przed Sądem Najwyższym czytałam z ogromnym zainteresowaniem, bo czułam się jak u cioci na imieninach, a nie w najwyższej instancji :)
A po piąte! Fascynujący jest awans Oryńskiego na koniec książki - po jednej sprawie jego pensja skoczyła z tysiąca złotych netto do sześciu brutto! Niesamowite. Może trochę mnie zazdrość zżera, ja chciałabym tyle zarabiać kilka lat po zdanym egzaminie zawodowym :)
Nie chciałam tego, ale chyba zbyt drobiazgowo odniosłam się do pewnych elementów powieści, jednak nie umiałam przejść obok nich obojętnie. Wiedziałam, jakie będą kolejne zagadki i ich rozwiązania, w samej sprawie nic mnie nie zaskoczyło. Mimo powyższego, książka przypadła mi do gustu, a na lekturę kolejnych przygód Chyłki i Oryńskiego przygotuję sobie meliskę i postaram się odłożyć na bok zawodowe kwestie. Chodzi przecież o to, by przyjemnie spędzić czas, prawda? A przy "Kasacji" tak właśnie było :)
Właśnie, czas przyjemnie spędziłam, oderwać się nie mogłam... ale dokładnie tak, jak napisałaś - dla mnie niektóre wydarzenia były mocno naciągane. Widać ewidentnie, że autor zainspirował się u zagranicznych pisarzy. Mnie poza tym brakiem realizmu trochę denerwowała płaskość historii... żadnego tła, historii bohaterów. Taka na jeden wieczór. Nie rozumiem dlatego zachwytów :( Aczkolwiek, jak wspomniałam, czas spędziłam przy niej dobrze. Obawiam się tylko, ze przy kolejnej części nie będę już tak pobłażliwa.
OdpowiedzUsuńMnie się właśnie nie wydaje, by autor inspirował się u zagranicznych pisarzy - akcję umiejscowił w polskim porządku prawnym, oprócz rzeczy, które wymieniłam wyżej, oddał go rzetelnie, a podkolorował pewne rzeczy, by zapewnić emocje. To ostatnie często spotyka się w powieściach. Co nie zmienia faktu, że jednemu to się spodoba, innemu nie. I nam właśnie pewne rzeczy nie przypadły do gustu. Ja mam zamiar być pobłażliwa przy lekturze kolejnych części, inaczej nie będę miała przyjemności z czytania, a szkoda by było, bo autor ma świetny styl pisania :)
UsuńWidać, że pojęcie o prawniczym świecie masz ogromne, ale tak się składa, że autor ma doktorat z prawa i również na prawie się zna. Czytając Twoją recenzję nie byłam zaskoczona wszystkimi nieścisłościami, które wytknęłaś Mrozowi. Dlaczego? Bo autor otwarcie przyznał, że nagiął pewne fakty w prawie na potrzeby tej powieści. Nie uważam też, żeby inspirował się amerykańskimi pisarzami czy serialami, bo to powieść bardzo polska, bardzo nasza. Wiadomo, każdy ma prawo do własnej opinii i Ciebie, jako osobę znającą się na temacie prawniczym mogły irytować pewne kwestie w tej powieści. ;)
OdpowiedzUsuńZdaję sobie sprawę, że z taką książką jest jak z filmem czy serialem - gdyby wszystko zostało ukazane "jak należy", to byłoby nudno, bez napięcia i emocji. Dlatego może nie słyszy się o polskich thrillerach prawniczych. I zgadzam się z Tobą - ta książka jest ewidentnie "nasza", autor dobrze oddał realia panujące w tej sferze (słaba płaca, harowanie od rana do wieczora; pewne przemyślenia Oryńskiego jakby wyjął z mojej głowy). To jest chyba tak, jak każdy ogląda/czyta coś ze swojej działki - zwraca uwagę na rzeczy, na które inni zupełnie nie zwróciliby uwagi. Ale ogólnie książkę odebrałam pozytywnie, mam nadzieję, że kolejne również tak odbiorę :)
UsuńDokładnie, najważniejszy jest mile spędzony czas podczas lektury, a ja "Kasację" mam w planach :)
OdpowiedzUsuńGdybym męczyła się przy lekturze, natychmiast bym ją odłożyła. A tak, mam za sobą już drugą część :D
UsuńJa na szczęście (w tym przypadku znaczy się) nie mam pojęcia o prawniczych niuansach, więc tę sferę zupełnie, mówiąc prosto, olałam. Ale nie dziwię się, że Tobie te nieścisłości przeszkadzają, bo też się irytuję, gdy w powieściach zachwiane jest prawdopodobieństwo psychologiczne postaci (związane z kolei z moim wykształceniem). W każdym razie do "Kasacji" podeszłam na zupełnym luzie, dla samej historii, i ta zrobiła na mnie jak najbardziej pozytywne wrażenie. :)
OdpowiedzUsuńJa teraz na luzie podeszłam do kontynuacji, czyli "Zaginięcia", co bardzo dobrze mi zrobiło :)
Usuń