czwartek, 29 września 2016

Uratuj mnie - Anna Bellon (Tle Last Regret, tom I)

Uratuj mnie - Anna Bellon

Tytuł: Uratuj mnie
Autor: Anna Bellon
Wydawnictwo: OMGBooks/Znak Lineranova
Data wydania: 28 września 2016 r.
Seria: The Last Regret, tom I

Moja ocena: 6/10 (dobra)

Przyznam się Wam do czegoś na początku. Czekałam z niecierpliwością, aż ta książka do mnie dotrze. Sprawdzałam codziennie skrzynkę na listy po powrocie do pracy i wracałam rozczarowana do domu, gdy okazywało się, że jest pusta.

Tak też mogę określić swoje odczucia po lekturze "Uratuj mnie". Spodziewałam się czegoś więcej. Nie mogę jednak napisać, że ta książka jest zła i jej Wam nie polecam, bo wówczas bym skłamała. I bądź tu człowieku mądry i pisz wiersze! 

Maię poznajemy trzy lata po tragicznym wypadku, w którym brała udział ona i jej brat. Napisałam tragicznym, więc już się pewnie domyślacie, że ktoś z tej dwójki nie wyszedł bez szwanku. Maia bardzo przeżyła śmierć ukochanego starszego brata i to wydarzenie odcisnęło piętno na jej psychice. Postanowiła odciąć się od wszystkich ludzi, którzy ją otaczają, by już nigdy nie zostać zranioną.

Kyler natomiast jest nowym uczniem w szkole, do której uczęszcza również Maia. Jego matka jest pisarką, więc może pracować właściwie wszędzie, dlatego cała rodzina podąża za ojcem Kylera - słynnym ekonomistą, a Kyler już ósmy raz zmienił szkołę. 

Jak nie jest trudno się domyślić - nasza dwójka spotyka się pewnego razu w szkole. Kyler jest dość upartym stworzeniem i próbuje przebić się przez mur, który od kilku lat mozolnie budowała wokół siebie Maia. No dobra, ale pewnie zachodzicie w głowę, jakąż to tajemnicę skrywa nasz główny bohater? No bo musi przecież być w jakiś sposób naznaczony przeszłością. I fakt - jest. I tutaj pojawił się w moim odbiorze opisywanej książki mały zgrzyt. Rozumiem przyczynę zachowania Kylera, opisywanego jako "dwa lata wcześniej". Jednak skutek jest dla mnie taki... mało wiarygodny. Ten, kto czytał książkę, może zwrócił na to uwagę, a może i nie, ale ja jakoś nie umiem wyobrazić sobie UWAGA SPOILER szesnastolatka znajdującego sobie dziewczyny na jedną noc. Może mam wyobrażenie o kilkunastolatkach sprzed dziesięciu lat, kiedy sama byłam w tym wieku i nie idę z duchem czasu, ale nic na to nie poradzę, że mi to nie przypasowało. 

Mamy więc dwoje zranionych nastolatków, próbujących jakoś przetrwać w otaczającej ich rzeczywistości, czyli idealny składnik powieści młodzieżowej. Postać Kylera bardzo przypadła mi do gustu, swoją arogancją i zuchwałością przypominał mi Jace'a Herondale'a (Morgensterna, Waylanda - jak wolicie :)), co nie zmienia faktu, że biło od niego takie wewnętrzne ciepło. Maia natomiast wcale nie odstawała od niego ze swoimi ciętymi ripostami, jednak skrzywdzona dusza potrzebowała czasu, by ukazać w pełni swój prawdziwy charakter. Co do pozostałych bohaterów - polubiłam wszystkich, którzy byli do polubienia, a czarny charakter pozostał czarnym charakterem. Lekko zadziwiające jednak było, że nasi bohaterowie mieli same sławy w kręgu swoich najbliższych :) No ale nie jest to nic, co mogłoby zaważyć na odbiorze czytanej pozycji.

Autorka sprawnie posługuje się językiem - książkę czyta się gładko, choć czasem zacinałam się na niektórych dialogach, infantylnych i nic nie wprowadzających do opisywanej historii (np. szczególna uwaga została poświęcona Mai, która piecze ciasto dyniowe, a Kyler się temu niesamowicie dziwi). Obok pojawiały się głębokie przemyślenia głównych bohaterów, autorka zaserwowała kilka takich myśli, które z powodzeniem można by ładnie wykaligrafować, oprawić w ramkę i powiesić na ścianie. 

Co mnie zatem rozczarowało, zapytacie. Ano na przykład poprowadzenie historii i punktu kulminacyjnego. Wyskoczył jak Filip z konopi, taki zupełnie nierealny i nierzeczywisty. Musi być zwrot akcji, powiecie. Tak, zgadzam się, oczywiście, że musi, ale ten był jak dla mnie zbyt przerysowany. I więcej - wątek, którego dotyczył nasz punkt kulminacyjny, nie został zbyt szczegółowo rozwinięty - autorka z pewnością nie poświęciła mu tyle uwagi, co głównej bohaterce. A narracja została poprowadzona dwutorowo (co swoją drogą bardzo lubię w czytanych przeze mnie książkach), natomiast w moim odczuciu ten wątek z przeszłości Kylera został potraktowany troszkę po macoszemu.

Książka ma podnieść na duchu i pozwolić jasno patrzeć w przyszłość. Jednak zakończenie trąciło taką... "cukierkowatością", nierealnością. Nie napiszę w tym temacie nic więcej, bo nie o to chodzi w tym wpisie - aby wyrobić własną opinię, musicie sięgnąć po "Uratuj mnie" i przekonać się, czy cokolwiek, co zostało tutaj zarzucone książce, również w Waszym odczuciu ma miejsce.

Podsumowując - książka budzi we mnie mieszane uczucia. Nie mogę napisać, że mi się nie podobała, ale raczej nie będzie to pozycja, która zajmie jakieś szczególne miejsce w mojej biblioteczce.

Niemniej jednak gratuluję autorce sukcesu, bowiem wydanie "Uratuj mnie" Anna Bellon może z pewnością zaliczyć do swoich niesamowitych osiągnięć. Mam nadzieję, że niedługo będę mogła przeczytać kolejną część The Last Regret, bowiem jestem niezmiernie ciekawa, jaki autorka ma pomysł na kontynuację "Uratuj mnie". A może będzie to historia, która dzieje się równolegle do opisywanej w książce? :)

niedziela, 11 września 2016

Rekiny wojny - Guy Lawson

Rekiny wojny. Jak trzech kolesi z Miami Beach stało się najbardziej niezwykłymi przemytnikami broni 
w dziejach - Guy Lawson

źródło

Tytuł: Rekiny wojny. Jak trzech kolesi z Miami Beach stało się najbardziej niezwykłymi przemytnikami broni w dziejach
Tytuł oryginalny: War Dogs: The True Story of How Three Stoners from Miami Beach Became the Most Unlikely Gunrunners in History
Autor: Guy Lawson
Wydawnictwo: Znak Literanova
Data wydania: 25 lipca 2016 r.
Ekranizacja: Rekiny wojny, reż. Todd Phillips, obsada: Jonah Hill, Miles Teller, premiera: 18 sierpnia 2016 r. (świat), 19 sierpnia 2016 r. (Polska)

Moja ocena: 4/10 (może być)


Książki, które czytam, oceniam bardzo subiektywnie. Są dwie opcje, albo mi się podoba, albo nie, niezależnie od tego, co na jej temat mówią/piszą inni. A ta książka należy w mojej hierarchii do tych, o których będę myśleć: "męcząca", a zatem konkluzja, do której grupy należy, jest dosyć jasna.

Co mnie zachęciło do jej przeczytania? To, że została porównana do "Wilka z Wall Street". Oczekiwałam soczystej fabuły, zwrotów akcji i ciętego humoru. A co otrzymałam? Reportaż, mocno osadzony w polityce i wydarzeniach wojennych, których nie rozumiałam, stąd moje rozczarowanie tą pozycją.

Tytuł tej książki mówi o niej właściwie wszystko, także fabuły przytaczać nie będę, bo szkoda na to czasu a i Ty, drogi czytelniku, pewnie już o niej słyszałeś, więc przedstawiać jej nie trzeba. O czym wspomnieć trzeba to to, że autor tej pozycji zrobił kawał dobrej roboty, gromadząc wszelkie informacje dotyczące głównych bohaterów oraz ich historii. Całą opowieść wzbogacił o ich wspomnienia z konkretnych wydarzeń, co podnosi atrakcyjność tej publikacji. Jednak zawiera ona mnóstwo fachowego języka, politycznych zawiłości i swego rodzaju peanów na cześć trzech dwudziestolatków o przepalonych mózgach, którym wydawało się, że mogą wszystko.

Powyższe trzy elementy sprawiły, że "Rekiny wojny" nie przypadły mi do gustu. Książkę męczyłam ponad miesiąc (!). Początkowo czytanie szło mi bardzo opornie, później dość sprawnie, by na koniec znowu przechodzić męczarnie. Tak - nie mogłam się doczekać, aż ją skończę. 

Nie oznacza to jednak, że jest to zła pozycja, o nie! Ja po prostu oczekiwałam czegoś innego, tak jak napisałam na początku, dlatego przeżyłam mocne rozczarowanie. Na pewno jednak "Rekiny wojny" przypadną do gustu przede wszystkim osobom, które lubią reportaż, a ta książka zdaje się dość wiernie przedstawia historię, na której została oparta. 

Z pewnością skuszę się również na obejrzenie jej ekranizacji, bo podejrzewam, że została zrobiona z większym polotem :)

sobota, 10 września 2016

Jak powietrze - Agata Czykierda-Grabowska

Jak powietrze - Agata Czykierda-Grabowska



Tytuł: Jak powietrze
Autor: Agata Czykierda-Grabowska
Wydawnictwo: OMGBooks
Data wydania: 20 lipca 2016 r.

Moja ocena: 7/10 (bardzo dobra)


Kojarzycie ten wiersz Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej?
Tak, ten. Na pewno kojarzycie.

Nie widziałam cię już od miesiąca.

I nic. Jestem może bledsza,
Trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,
Lecz widać można żyć bez powietrza.

To było moje pierwsze skojarzenie, gdy tylko usłyszałam tytuł tej książki. Pomyślałam sobie jeszcze - to chyba niezbyt dobrze świadczy, że książka jest reklamowana jako pierwsza polska powieść New Adult. Ta "przechwałka" została umieszczona na okładce i szczerze mówiąc nie wiedziałam za bardzo co o tym myśleć. Odrzuciłam moje wątpliwości na bok i przyjrzałam się samej okładce, która ma przyjemny design i zachęca, by zapoznać się z wnętrzem książki. Potem przypomniałam sobie, jaką burzę wywołała ta pozycja w blogerskim światku - jedni ją kochają bezwarunkowo, inni krytykują za każde najmniejsze choćby niedociągnięcie.

A ja? W którym obozie znajduję się ja po lekturze "Jak powietrze"? Wychodzę z założenia, że można mieć własne zdanie na temat książki dopiero po jej przeczytaniu, dlatego z czystym umysłem zasiadłam do lektury i pozwoliłam się zabrać w świat wykreowany przez Agatę Czykierdę-Grabowską.

Każdy, kto choć trochę orientuje się w literackich trendach kojarzy, o co chodzi w New Adult. W skrócie - chłopak i dziewczyna, oboje z trudną/burzliwą przeszłością, próbują się odnaleźć w otaczającej ich rzeczywistości, eksplorując jednocześnie swoją seksualność - to tak w dużym skrócie. Naszą dziewczyną w tej historii jest Oliwa, a chłopakiem - Dominik. Oboje pochodzą z różnych światów - ona z Żoliborza, on z Pragi. Ona jest córką lekarza i pieniędzy jej nie brakuje, on wie, co to głód i walka o każdy dzień. Oboje są nieszczęśliwi, oboje mają swoją historię - każde z nich wiele przeszło, próbując radzić sobie na różne sposoby z przytłaczającą ich rzeczywistością. Prawda stara jak świat, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia (choć w tej historii bardziej od świadomości pewnych rzeczy i przeżytych wydarzeń) pozostaje aktualna. Oliwia i Dominik zmagają się na co dzień z wieloma problemami, z którymi niejeden "dojrzały" dorosły mógłby sobie nie poradzić, a te problemy są różnego rodzaju, chociaż tego samego ciężkiego kalibru (w tym miejscu muszę dodać, iż w historii mamy do czynienia z dwudziestojednolatką i dwudziestodwulatkiem). 

I w życie naszej Oliwii pewnego dnia w sposób dość brutalny wdziera się nasz Dominik. Los chce, by nasi bohaterowie zostali ze sobą na dłużej i chcąc nie chcąc, Oliwia zostaje w pewien sposób zmuszona do tego, by żyć w rzeczywistości Dominika. Obie nasze dusze są skrzywdzone i wydaje się, że mogą się nawzajem uleczyć, lecz by do tego mogło dojść, muszą jeszcze wielokrotnie zostać poranione. 

Muszę Wam zdradzić, że po słowach krytyki, które przeczytałam na temat tej książki w Internecie, podchodziłam do niej z lekką rezerwą. Podczas lektury szukałam tych wszystkich wad, które zostały autorce bezlitośnie wytknięte. Faktycznie - książka jest przewidywalna, ale jakby mogło być inaczej? Tym charakteryzuje się nurt, w którego duchu została napisana. Sposób, w jaki została napisana, jest dla mnie bardzo rzeczywisty i w autentyczny sposób oddaje sposób w jaki młodzi ludzie mówią i myślą. Ja tak mówię i myślę, dlatego tym bardziej naturalna wydała mi się kreacja głównych bohaterów. W "Jak powietrze" znajdziemy wiele patetycznych przemyśleń i filozoficznych wywodów, dlatego czasem raziło mnie, gdy po finezyjnie sformułowanych myślach jednego czy drugiego bohatera natknęłam się na najbardziej potoczną nazwę damskiej części ciała skrywanej w bieliźnie. Czasem to po prostu nie pasowało do ogólnego wydźwięku całej książki. Być może kreacja bliźniąt była trochę oderwana od rzeczywistości, ale nie znam żadnych pięciolatków, więc nie jestem w stanie porównać, czy Hania z Kacprem nie byli aż nadto dojrzali i poważni jak na swój wiek. Samo zakończenie mnie usatysfakcjonowało, gdyż lubię zamknięte historie i gdy nie muszę sobie dopowiadać, co było dalej. Opowiedzenie historii z dwóch perspektyw jest dla mnie strzałem w dziesiątkę - autorka świetnie ukazała, jak wiele problemów człowiek stwarza sobie sam - wyłącznie sam, przebywając za długo z własnymi myślami. Książka zawiera również humor sytuacyjny, który bardzo przypadł mi do gustu. Mam jedno poważniejsze zastrzeżenie - UWAGA! będzie na biało, żeby nie spoilerować osobom, które lekturę "Jak powietrze" mają dopiero przed sobą - całowanie się po tym, jak dosłownie chwilę wcześniej rzygało się jak kot wskutek jelitówki jest dla mnie niewyobrażalne. Nie wiem autorko, dlaczego uznałaś, że to świetny pomysł... :) Nie zmienia to jednak faktu, że książka zrobiła na mnie dobre wrażenie i uważam, że autorka wykonała kawał dobrej roboty.

Widzicie zatem, że nie należę zdecydowanie do przeciwników "Jak powietrze", lecz nie wyśpiewuję również na jej cześć pieśni pochwalnych. Można jednak przyjąć, że bliżej mi do tych drugich, niż pierwszych :) I zdecydowanie jest to powieść New Adult, a sama książka porusza naprawdę ciężkie tematy i jeden z nich był mi dość bliski. I tak jak Oliwia nie mogłam znaleźć ukojenia w niczym, co robiłam i co inni robili dla mnie - dopiero sny, a konkretnie jeden sen pozwolił pogodzić mi się z tym, co już się dokonało. W powieści znajdziecie wiele prawd, których czasem nie można zrozumieć, póki samemu nie przyjdzie nam się z nimi zmierzyć. "Jak powietrze" to mądra i dojrzała książka, która pozwala ukierunkować swoje myśli na to, co naprawdę jest ważne, a często człowiek dochodzi do pewnych wniosków, gdy los postawi go przed faktem dokonanym. I nie mam tutaj na myśli wyłącznie głównego wątku, który w pewnym momencie stał się dość ckliwy - ta pozycja to nie tylko historia Oliwii i Dominika. Ona jest jakby wypadkową innych, które spowodowały, że ta dwójka w sposób dość burzliwy wparowała do swojego życia. 

Wracając natomiast do wiersza, który zamieściłam na początku tego posta - dochodzę do wniosku, że jednak nie można żyć bez powietrza.

Doceńcie to, że macie czym oddychać.

PS Książka bierze udział w Book Tour organizowanym przez Przeczytanki, a "Jak powietrze" już leci do następnej uczestniczki, której życzę miłej lektury :)

niedziela, 4 września 2016

Cztery - Veronica Roth (cykl Niezgodna)

Cztery - Veronica Roth




Tytuł: Cztery
Tytuł oryginalny: Four
Autor: Veronica Roth
Wydawnictwo: Amber
Data premiery w Polsce: 
Cykl: Niezgodna, tom 0

Moja ocena: 6/10 (dobra)


Do lektury tej książki zasiadłam po dość długim czasie po skończeniu Wiernej. Bałam się, że umknęło mi zbyt wiele szczegółów trylogii, ale na szczęście moje obawy okazały się bezzasadne. Nie ma jednak co ukrywać - Cztery to pozycja zdecydowanie dla osób zaznajomionych z trylogią Niezgodna. Dlatego na wstępie uprzedzam, iż niniejsza opinia może zawierać spoilery, jednak ja - z perspektywy czasu - nie jestem w stanie stwierdzić, czy dana informacja jest takowym spoilerem, czy też nie, za co z góry przepraszam. 

Zaczynając czytać tę książkę przeszło mi przez głowę, że autorka zaserwowała nam dokładnie tą samą historię, którą przedstawiła w trylogii. Mam nadzieję, że rozumiecie, o co mi chodzi - tak właśnie stało się w przypadku Grey'a, gdzie E.L. James opisała dokładnie to samo, co w Pięćdziesięciu odcieniach, tylko bardziej obcesowo i dodając nieco więcej wulgaryzmów. Na szczęście Cztery to nie tylko inna perspektywa, lecz zupełnie inna książka. Czytelnikowi poszerza się poniekąd horyzont zakreślonych przez autorkę w trylogii wydarzeń. 

Tobiasa poznajemy dzień przed Ceremonią. Zaglądamy "od kuchni" do jego rzeczywistości, zmagamy się razem z nim z jego problemami i wątpliwościami. Razem z Tobiasem podejmujemy decyzje i zmagamy się z ich konsekwencjami. Ci jest innego w tej książce, czego nie znajdziemy w trylogii? Według mnie właściwie wszystko. Tris obserwujemy tylko w kilku momentach, cała akcja skupia się wokół Tobiasa i jego otoczenia. Jednakże, żeby czytelnik nie czuł niedosytu z tego powodu, na końcu książki znajdziemy trzy wybrane przez autorkę sceny, które znamy z perspektywy Tris, a teraz poznajemy je z punktu widzenia Cztery, także fani naszej dzielnej Beatrice powinni być usatysfakcjonowani :)

Podobało mi się to, że poznałam drugą stronę medalu historii opisanej w trylogii. Napiszę nawet więcej - cudownie, że autorka nie "zmaściła" (ten kolokwializm pasował mi tutaj najbardziej) tej książki poprzez skoncentrowanie jej na uwadze Tobiasa ukierunkowanej na Tris, opisy ich relacji, czy przemyśleń głównego bohatera w tym zakresie. Autorka zachowała tutaj dystans, za co jej serdecznie dziękuję.

Sama książka napisana jest już dobrze znanym czytelnikom trylogii stylem. Autorka nie traci zupełnie czasu na przypominane jakichkolwiek szczegółów fabuły z poprzednich tomów - jeśli nie pamiętasz konkretnych scen, to cóż... Dzięki temu książka nie urosła do niebotycznych rozmiarów, a sama treść jest skondensowana i podana w atrakcyjny sposób. Nie rozleniwia to czytającego, nie powoduje, że zniecierpliwiony przewraca on kartki, bo przecież tę historię już zna. "Cztery" przeczytałam zaledwie w jeden dzień chorobowego ;) Generalnie mam pozytywne odczucia po lekturze tej książki i uważam, że jest idealnym uzupełnieniem trylogii, dlatego polecam ją osobom, które się z nią już zapoznały.

Uff, mam nadzieję, że udało mi się napisać co nieco o tej pozycji, nie poprzestając na dwóch zdaniach i jednocześnie nie zdradzając fabuły trylogii :)