czwartek, 30 października 2014

"Gwiazd naszych wina", John Green

"Gwiazd naszych wina" - John Green


źródło

Tytuł: Gwiazd naszych wina
Tytuł oryginału: The Fault in Our Stars
Autor: John Green
Wydawnictwo: Bukowy Las
Data wydania na świecie: styczeń 2012 r.
Data wydania w Polsce: 06.02.2013 r.
Ekranizacja: Gwiazd naszych wina, reżyseria Josh Boone, premiera 16.05.2014 r. (świat), 06.06.2014 r. (Polska), aktorzy: Shailene Woodley, Ansel, Elgort, Nat Wolff

Moja ocena: bardzo dobra (7/10)






Tak, (na dobry mam nadzieję początek) to będzie kolejna recenzja bestsellerowej powieści, o której napisano już chyba wszystko. Ba! Nie tylko napisano, ale i również „pokazano” w rewelacyjnej, moim zdaniem, ekranizacji. Pewnie zapytacie – dlaczego ktoś pisze kolejną recenzję tej książki? Przecież już nie można napisać nic więcej! A ja twierdzę, że można, gdyż ta powieść zrobiła na mnie takie wrażenie, że nie mogę nie napisać o niej choćby jednego słowa.

Na „Gwiazd naszych wina” natrafiłam w Internecie przy okazji szukania informacji na temat twórczości Cassandry Clare. Wydaje się dziwne? Nic bardziej mylnego. Multifandomy tworzone przez fanki literatury mlodzieżowej oraz tzw. paranormal romance już niejednokrotnie naprowadziły mnie na ciekawe pozycje. Tym razem emocjonowały się ekranizacją powieści „Gwiazd naszych wina” autorstwa Johna Greena. Poczytałam co nieco na temat tej książki, jednak nie czułam parcia, by już natychmiast ją przeczytać – w swoim opisie wydała mi się nudna i przewidywalna (o jej przewidywalności napiszę jeszcze kilka słów). Stąd też na spokojnie sprawdziłam, czy jest dostępna w miejskiej bibliotece, a gdy się okazało, że 5 osób czeka w kolejce do jej wypożyczenia, spokojnie kliknęłam „rezerwuj”, stając się szóstą osobą pretendującą do wypożyczenia bibliotecznego egzemplarza. Po kilku miesiącach doczekałam się swojej szansy na zapoznanie się z twórczością pana Greena, amerykańskiego pisarza tzw. young adult fiction. Nigdy wcześniej nie słyszałam tego nazwiska, więc mogę wyjść na ignorantkę, ale odnoszę wrażenie, że dopiero „Gwiazd naszych wina” pozwoliła mu stać się sławnym pisarzem. W bezkresach Internetu natknęłam się na informację, że Green zamierzał zostać księdzem, jednak praca w szpitalu dziecięcym jako kapłan i obcowanie z cierpieniem dzieci zainspirowała go do zostania pisarzem i w przyszłości do napisania „Gwiazd naszych wina”. Ile w tym jest prawdy można się tylko domyślać, jednak niewątpliwie Green jest bardzo dobrym obserwatorem, co dało się zauważyć podczas lektury powieści.

Główna bohaterka – Hazel, jest szesnastolatką chorą na raka i tylko dzięki cudowi (jak sama o tym mówi) jej życie biegnie dalej. Jej jedynymi towarzyszami są jej rodzice i butla z tlenem o imieniu Phillip, do której musi być stale podłączona, gdyż to tlen pozwala jej w miarę normalnie funkcjonować. Uosobienie butli z tlenem bardzo jaskrawo przedstawia czytelnikowi, jak bardzo Hazel czuje się samotna – nie ma przyjaciół, nie chodzi do szkoły, jej życie kręci się wyłącznie wokół szpitali i lekarstw. Zrządzeniem losu na grupie wsparcia dla chorej młodzieży Hazel poznaje Gusa – czarującego chłopca w remisji raka, po amputacji nogi. I w ten sposób jej życie zmienia się o 180 stopni. Główni bohaterowie to postacie, których nie sposób nie lubić. Autor nakreślił ich sylwetki w taki sposób, że czytelnik od samego początku czuje do nich ogrom sympatii. Hazel i Gus są przesiąknięci ogromem doświadczenia – życie niestety ich nie oszczędzało. Jednak przy całym tragizmie naszych bohaterów, starają się oni zachować równowagę psychiczną, humor i przede wszystkim – dystans do choroby. Bardzo spodobała mi się nonszalancka postawa Gusa, jego czarny humor i specyficzne podejście do życia. Z kolei u Hazel podziwiam odwagę, z jaką stawia czoła swojej chorobie.

Nigdy nie potrafiłam wyobrazić sobie, skąd osoby śmiertelnie chore biorą siłę, by walczyć i na dodatek dają tą siłę swoim najbliższym. Okazuje się, że te osoby starają się żyć... Normalnie. Tak, normalnie. I to jest dla mnie szokujące - Hazel i Gus starają się być normalnymi nastolatkami. Nie! Oni SĄ normalnymi nastolatkami. Co z tego, że Hazel ciągle musi być podłączona pod butlę z tlenem, bo inaczej się dusi? Albo że czasem czuje się słabiej i ma problemy z wchodzeniem po schodach? Albo że Gus nie ma nogi i musi użerać się z protezą? Rak jest chorobą przerażającą, praktycznie jedyną diagnozą jest powolna śmierć. Ale co z tego? Przecież każdy z nas kiedyś umrze. I to tylko od nas zależy, jak wykorzystamy dany nam czas. Im jest on krótszy, tym mniej rzeczy przeżyjemy, ale czy mniej intensywnie?

Pisanie o śmierci jest piekielnie trudne. Zwłaszcza w powieści, która kierowana jest głównie do młodzieży. Jednak z całą stanowczością twierdzę, że John Green świetnie poradził sobie z tym tematem. „Gwiazd naszych wina” jest pod tym względem powieścią przewidywalną, czytelnik od pierwszych stron z łatwością może przewidzieć bieg historii. I ja uważam, że ta przewidywalność właśnie jest atutem tej książki – mimo tego nie byłam przygotowana na emocje, jakie zaserwował autor. Wiemy, co się wydarzy, jednak nie jesteśmy w stanie uodpornić się na uczucia i napięcie, jakie towarzyszy z każdą kolejną przewróconą kartką. I to jest fenomen tej powieści. 

Autor genialnie operuje językiem - maluje emocje, buduje nastrój, wzrusza, wyciska z czytelnika ostatnie łzy, poniewiera nim psychicznie. Cieszę się, że najpierw przeczytałam opinie o tej książce, bo sama okładka niestety nie zachęciłaby mnie do jej przeczytania. Akcja poprowadzona jest tak, że nie ma się w ogóle ochoty odkładać powieści i zajmować czymkolwiek innym, niż czytaniem właśnie jej. „Gwiazd naszych wina” skierowana jest do młodszego czytelnika, jednak apeluję – nie należy dać się zwieść tej kategoryzacji! Uważam, że każdy, kto ma ochotę na chwilę refleksji nad sobą, życiem, otaczającym go światem – powinien sięgnąć po tę pozycję.

Po lekturze „Gwiazd naszych wina” wybuchła we mnie uczuciowa bomba – z całą siłą dotarło do mnie, że nieważne, co się robi w życiu, nieważne są te wszystkie błahostki, które człowiekowi najbardziej zatruwają życie codzienne, nieważne są bzdury, które pod wpływem emocji urastają do rangi problemów nie do przeskoczenia… Ważni są ludzie, jakimi się otaczamy, miłość, jaką siebie nawzajem darzymy i przyjaźnie, które nawiązujemy. 

I tego postaram się trzymać w życiu.

Okay?